[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Heja – usłyszałem za plecami głos Thomasa.– Piwo się skończyło.Odwróciłem się i spiorunowałem wzrokiem mojego przyrodniego brata.Thomas miał odrobinę ponad sześć stóp wzrostu i odkąd oswoiłem się z myślą o naszym pokrewieństwie, musiałem przyznać, że jest do mnie podobny: ostre kości policzkowe, pociągła twarz, mocny zarys szczęki.Tyle tylko, że rzeźbiarz, który zrobił Thomasa, pracę przy moich rysach zlecił chyba swojemu czeladnikowi.Nie jestem brzydki, nic z tych rzeczy, ale Thomas wyglądał jak obraz przedstawiający zapomnianego greckiego boga wody kolońskiej.Jego długie włosy – zupełnie czarne, tak że światło nie było w stanie z nich uciec – kręciły się, gdy tylko wyszedł spod prysznica.Jego oczy miały kolor burzowych chmur, a obfita i wyrazista muskulatura nie wymagała od niego ani chwili ćwiczeń.W tej chwili występował w samych dżinsach – standardowym stroju domowym; widziałem kiedyś, jak podobnie ubrany otworzył drzwi kobiecie od Świadków Jehowy: rzuciła się na niego w obłoku nagle zapomnianych Strażnic i pozostawiła nadzwyczaj ciekawe ślady zębów.To nie była do końca jej wina.W żyłach Thomasa płynęła krew ojca, wampira z Białego Dworu.Był psychicznym drapieżcą, karmiącym się surową energią życiową istot ludzkich, najłatwiej dostępną podczas kontaktów intymnych.Ta właśnie część jego natury sprawiała, że emanował aurą, która przyciągała powszechną uwagę wszędzie, gdzie się pojawił.Kiedy podkręcał swoje nadprzyrodzone moce wabiące, kobieta dosłownie nie była w stanie powiedzieć „nie”, a po tym, jak zaczął na niej żerować, nawet nie chciała mu odmówić.Zabijał ją wtedy po kawałku, ale musiał to robić, jeśli nie chciał postradać zmysłów.Dlatego na co dzień ograniczał się do pojedynczych żerowań.Chociaż wcale nie musiał tego robić.Najczęściej zwierzyna wampirów z Białego Dworu padała ofiarą rozkoszy przeżywanej podczas żerowania i stopniowo uzależniała się od swojego drapieżcy.Mój brat nigdy nie posuwał się tak daleko.Raz w przeszłości popełnił ten błąd: od tamtej pory kobieta, którą kochał, sunęła przez życie na wózku inwalidzkim, na zawsze spętana śmiertelnymi więzami euforii odczuwanej pod dotykiem Thomasa.Zacisnąłem zęby.Upomniałem się w duchu, że jemu też nie jest łatwo, a potem złajałem się za to, że za często to sobie powtarzam.– Wiem, że się skończyło – warknąłem w odpowiedzi.– Tak jak mleko i cola.– Mhm – przytaknął.– Widzę też, że nie miałeś czasu nakarmić Mistera i Myszka.Może przynajmniej wyszedłeś z Myszkiem na spacer?– Pewnie.To znaczy.Wyskoczyliśmy na chwilę rano, jak szedłeś do pracy, pamiętasz? Wtedy spotkałem Angie.– Kolejną biegaczkę – mruknąłem, znów przechodząc w tryb Kaina.– Obiecałeś nie sprowadzać tutaj obcych.W dodatku w moim łóżku? Na dzwony piekieł, człowieku, spójrz, jak to miejsce wygląda!Spojrzał i na moich oczach doznał olśnienia, jakby widział moje mieszkanie pierwszy raz w życiu.Jęknął.– Do diabła, Harry, przepraszam.To było takie.Angie była.naprawdę napalona, a poza tym jest.no.wysportowana.Nie wiedziałem, że.– Podniósł egzemplarz Opiekunów Deana Koontza i spróbował wyprostować załamanie na okładce.– Rany.– mruknął bez przekonania.– Ale bałagan.– No właśnie.Cały dzień byłeś w domu.Miałeś zaprowadzić Myszka do weterynarza.Trochę posprzątać.Zrobić zakupy.– No daj spokój, przecież nic się nie stało.– Nie mam piwa – burknąłem, wodząc wzrokiem po pobojowisku.– Poza tym dzwoniła Murphy.Powiedziała, że wpadnie.Thomas uniósł brwi.– Powaga? Nie obraź się, Harry, ale wątpię, żeby miała ochotę na bzykanko.Spiorunowałem go wzrokiem.– Mógłbyś w końcu przestać?– Powtarzam ci: zaproś ją gdzieś i miej sprawę z głowy.Zgodzi się, zobaczysz.Trzasnąłem drzwiami lodówki.– To nie tak – zaoponowałem.– Jasne, jasne.– zgodził się Thomas.– Razem pracujemy.Przyjaźnimy się.To wszystko.– Oczywiście.– Nie interesuje mnie randkowanie z Murphy.A jej nie interesuje randkowanie ze mną.– Dobrze już, dobrze.Przyjąłem do wiadomości.– Przewrócił oczami i zaczął zbierać rozrzucone książki.– I dlatego chcesz, żeby tu był porządek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates