[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lubił swoje hałaśliwe, tętniące życiem, odziane w mrok miasto.Myślał o sobie jako o smukłym, czarnym cieniu, prawdziwej nocnej istocie.Swoje przezwisko zawdzięczał między innymi ciemnym ubraniom, jakie nosił, kiedy był młody i żył na ulicy, a także podobnemu do krakania nosowemu śmiechowi, upodobaniu do tłoku, umiejętności plądrowania i kryminalnym skłonnościom, przede wszystkim jednak ptasiej sylwetce — długonogiej, o wypchniętej naprzód piersi.Ludzie mówili, że dorobił się dzięki Wiktorowi, że Wiktor, bez dzieci, bez spadkobiercy, traktował Gawrona jak syna, swoje uczucia zaś okazywał dając mu pieniądze.Czek stanowił dla niego odpowiednik pocałunku.„Pieniądze zastąpią nawet największe czułości”, mawiał.Jednak w tym przypadku plotki krążące wśród sekretarek i urzędników miały niewiele wspólnego z prawdą.Wiktor, stary człowiek, doskonale znający siłę pieniądza, świadom, że nie ma ludzi, których nie można kupić, płacił Gawronowi tylko pensję, nic więcej, a Gawron był na tyle mądry, by na terenie biura zachować kryształową uczciwość.Świetnie zdawał sobie sprawę, jak cienka i przetarta jest smycz łącząca go z portfelem szefa i jak słabe ręce dzierżą jej koniec.Jak na dwóch ludzi spędzających razem mnóstwo czasu nie poczuwali się do specjalnej lojalności wobec siebie ani też nie darzyli zbytnio sympatią.Wesołość Gawrona należało traktować nie jako objaw zadowolenia z pracy lub podziwu dla szefa; był to raczej sposób wypełniania przestrzeni między ciężkimi meblami milczenia, wokół których krążyli przez większą część dnia.Wiktor nie pochwalał lekkomyślności Gawrona, jego gadatliwości, lekceważenia zasad dobrego wychowania ani nieróbstwa.Życiowe credo starca brzmiało następująco: „Jeśli człowiek nie zdecyduje się bez reszty poświęcić pracy, nigdy nie zdobędzie bogactwa, nie zyska szacunku ani podziwu, a także, co najważniejsze, nie zazna prawdziwego spokoju”.Mimo to nie ulegało wątpliwości, że Gawron był bogaty.Ubogi człowiek nie odmówiłby sobie przyjemności darmowej przejażdżki limuzyną.Jedynie ktoś naprawdę zamożny potrafi zdecydować się na spacer wtedy, kiedy mógłby jechać samochodem.Musi także znać prawa rządzące ulicą i mieć oczy dokoła głowy, aby wiedzieć, czy jest śledzony, a jeśli tak, to przez kogo.Kiedy dostojne automatyczne drzwi wypchnęły Gawrona w otchłań prawdziwego powietrza, jakiś dwudziestoparoletni osobnik w wymiętym letnim garniturze wyłonił się z mrocznego cienia kolumnady i ruszył za nim przez pasaż, niczym kot trzymając się blisko zacienionych ścian.Szedł beztroskim krokiem wagarującego ucznia, uważając, by nie stawiać stóp na łączeniach marmurowych płyt, a co jakiś czas zatrzymywał się, udając zainteresowanie fontannami lub lampami.Krótko mówiąc, starał się zachowywać jak najbardziej niewinnie, a tymczasem każdy jego ruch, każdy gest stanowił ostrzeżenie: uwaga, oto typ spod ciemnej gwiazdy.Trzymajcie się z daleka.Miejcie się na baczności.Pilnujcie kieszeni.Śledzący Gawrona typ spod ciemnej gwiazdy dopiero co przybył do miasta.Miał popękane paznokcie, ręce i kark spalone słońcem, oczy czerwone od brudu i pyłu, który wżarł się głęboko w skórę twarzy.Nie zdążył jeszcze opanować typowo miejskiej umiejętności polegającej na bezustannym, ukradkowym rozglądaniu się dokoła.Rozpierała go radość z tego, że jest tutaj, daleko od domu.Był sam, był biedny i był wolny.W kieszeni miał stary nóż sprężynowy, który nie zawsze chciał się otworzyć.Żadnych pieniędzy.Już niedługo, w dzień urodzin Wiktora, stanie twarzą w twarz z Gawronem.Który z nich wyjdzie ze starcia obronną ręką? Był optymistą, chociaż na dłuższą metę (naturalnie, jeśli nie chciał zabić) ktoś taki jak on miał znacznie mniejsze szansę.W najlepszym razie czekała go nędza, pijaństwo, kolejne przestępstwa, handlowanie własnym ciałem na ulicy.Przynajmniej dopóki się nie zestarzeje.Potem już tylko nędza i alkohol.Gdybyśmy szukali dwóch krańcowo przeciwstawnych przykładów obrazujących szczęście i pecha, nie moglibyśmy wybrać lepiej.Wszędobylski cwaniak oraz jego cień zniknęli w podziemnym przejściu dla pieszych pod torami kolejki oddzielającymi starą część miasta od nowej.Tunel ten został chyba specjalnie pomyślany jako miejsce rozbojów, gwałtów, opróżniania pęcherzy oraz jako schronienie przed deszczem i noclegownia dla bezdomnych.Włóczędzy urządzali sobie kryjówki za potężnymi filarami.Dające niewiele światła jarzeniówki migotały i bzyczały, często gasły, a czasem rozbłyskały raptownie jak fotograficzne flesze.Wszędzie walały się brudne papiery, przy silniejszym podmuchu wiatru podrywające się w powietrze niczym przerażone, osaczone gołębie.Czuć było wyraźny smród moczu połączony z zapachami ulicy.Gawron przypuszczał, że w tunelu jego cień spróbuje się zbliżyć, by wyszarpnąć mu portfel albo poprosić o „pożyczkę”, przyspieszył więc nieco kroku, z coraz większym trudem łapiąc powietrze.Palce zacisnął na pęku kluczy, by dodać siły swym ciosom, ale okazało się to niepotrzebne; z ulgą dostrzegł dzienne światło spływające po schodach na końcu tunelu, a zaraz potem do jego uszu dotarł stukot kobiecych obcasów, pobrzękiwanie dzwonków, pokrzykiwania naganiaczy, trzaśnięcia drzwi, sygnały klaksonów i pisk hamulców.2Błyskawicznie przeistoczył się w zupełnie innego Gawrona, może nie tak zawadiackiego jak wtedy, kiedy był miody, ani nie tak beztrosko pogodnego jak płaszczący się lizus, którym jest teraz, ale w kogoś znacznie bardziej zrelaksowanego.Zwolnił kroku, rozluźnił krawat, zgarbił się, a jego ptasia pierś przestała gwałtownie unosić się i opadać.Tutaj, w publicznym miejscu, jedyne wyczuwalne napięcie występowało na granicy między strumieniami pieszych i pojazdów, tworzących wspólnie atonalne harmonie, na które składały się zirytowane trąbnięcia klaksonów (blacha), nawoływania kramiarzy (soliści) oraz uderzenia niezliczonych podeszew o kamienie (perkusja).Na tych ulicach, gdzie salony piękności sąsiadowały z eleganckimi butikami, a te z kolei z drogimi restauracjami, Gawron rozglądał się w poszukiwaniu zabawnych dziwaków, starych kumpli, ładnych dziewcząt lub atrakcyjnych towarów.Nadal był czujny, ale nie dlatego, żeby obawiał się napadu albo kradzieży.Już nie wypatrywał osobnika w wymiętym kremowym garniturze, już nie ściskał pęku kluczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates