[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Veka całą drogę myślała nad tym, jak skłonić hobgobliny, aby z nią poszły.Jednak widok trzeszczącej klapy nasunął jej pewien pomysł.Skierowała koniec kostura na strażników, grzechocząc melodramatycznie ozdóbkami.–Wy dwaj.Pójdziecie ze mną.Sznyt sięgnął po opartą o ścianę włócznię.–Ach, od urodzenia marzę o wycieczce ze szczurojadem, ale, niestety, służba nie drużba.Veka wykrzywiła się, licząc, że grymas wyszedł wystarczająco groźnie.Odłożywszylatarnię oraz kij, wyciągnęła z kieszeni małą paczuszkę owiniętą kilkoma warstwami pożółkłych,spłowiałych gałganów.–Co to? – zaciekawił się Sznyt.–Rozwiązanie waszego problemu z pułapką.– Rozwinęła szmatki.Wewnątrz znajdowała się garść czegoś, co przypominało pylistą ziemię.Ostrożnie, żeby nie dotknąć drobinek, wyciągnęła rękę ku hobgoblinom.– To jest to, czego szukacie.Gdy nachylili się, aby lepiej obejrzeć proszek, dmuchnęła im go w twarze.I natychmiast musiała uskoczyć przed włócznią Sznyta.Drugi hobgoblin nieporadnie sięgnął po miecz.–Posiekam cię na kawałki i nakarmię tobą koty tunelowe! – ryknął.Proszek zaczynał działać.Sznyt odrzucił włócznię i zaczął się wściekle drapać po twarzy, na której wyskoczyły niewielkie czerwone plamki.Jego kamrata wysypało jeszcze mocniej.Kropki pojawiły się także na ramionach oraz szyi, a oczy łzawiły mu tak bardzo, że nie był w stanie wymierzyć w nią miecza.–Macie jeszcze to piwo? – spytała Veka.Zgodnie z przewidywaniami nie odpowiedzieli.–Alkohol trochę zneutralizuje swędzenie.Oba hobgobliny runęły do bukłaka.Sznyt dopadł go pierwszy.Wylał na twarz większość piwa i dopiera potem oddał bukłak towarzyszowi, łapiąc jednocześnie za włócznię.–Jak myślicie, co się stanie, gdy umieścicie ten Proszek na waszej platformie?Sznyt zatrzymał się w pół ruchu.Zerknął na kompana, który przeklinając siarczyście, podskakiwał, usiłując wytrząsnąć na siebie resztki piwa.–Co to takiego? – zapytał.–To magiczna substancja – skłamała Veka.– Nazywa się proszek turgogowy.– Nosiłaproszek przy sobie, szukając okazji, żeby wsypać go do wody goblińskiemu wojownikowi, którydopiekł jej kilka dni wcześniej.Sznyt nie przestawał trzymać jej na grocie.–Jak go robisz?Veka zawahała się na moment.Turgog był niejako produktem ubocznym półfabrykatu syfu.Od czasu do czasu do destylatorni wślizgiwały się szczury, a gryzonie te uwielbiały wysuszone, częściowo przetworzone grzyby stosowane w procesie syfienia.Podczas wędrówki w układzie pokarmowym zwierzęcia zamieniały się one w wysoce drażniącą substancję, którą przed chwilą dmuchnęła na hobgobliny.Wątpiła jednak, czy Sznyta ucieszyłaby wieść, że miał twarz pokrytą sproszkowanymi szczurzymi bobkami.Zbyła jego pytanie machnięciem ręki.–To bardzo złożona magiczna formuła.Sznyt zmarszczył brwi.–Magiczna? – Zerknął na jej laskę.– A ty co, jesteś jakąś wiedźmą?–Magiem – odrzekła Veka, potrząsając kosturem.Towarzysz Sznyta porzucił pustybukłak i pognał w stronę siedziby hobgoblinów, wrzeszcząc, że potrzebne mu piwo.– Jakpójdziesz ze mną, dostarczę ci tyle turgogu, żeby starczyło na obsypanie całej armii herosów.Uśmiechnięty hobgoblin wyglądał paskudnie, szczególnie że jego wykrzywioną gębę pokrywała pomarańczowa wysypka.–No to chodźmy – rzekł.–Weź jedną z tych latarni – rozkazała mu Veka.Hobgobliny używały syfii, która paliła się na niebiesko, ale wytwarzały ją podobnie jak gobliny.– Będzie nam potrzebna.– Powściągnęła uśmiech i ruszyła w głąb tunelu prowadzącego do jeziora.Jednego hobgoblina zmusiła do ucieczki, drugiego zaś do udziału w przedsięwzięciu.Ha, jednak zostanie Bohaterem!* * *Rozbryzgana syfia paliła się jeszcze, oświetlając nieco czarną łachę.Veka wkroczyła na piasek, obserwując jaszczurniki, które wypełzały z wody, kołysząc czułkami.–Nie rzucisz na nie zaklęcia? – spytał Sznyt.Nie był tak głupi, na jakiego wyglądał.–Używanie mocy ma swoją cenę – odrzekła Veka, cytując Joskę.Chyba że jesteś JigiemSmokobójcą.Wtedy potykasz się o taką magię, bierzesz ją sobie i po prostu czarujesz.Jak tomówią, głupi ma zawsze szczęście.– Nie ma sensu tracić energii na tak mierne stwory, skoro jestinne wyjście.– Zanim Sznyt otworzył usta, dodała: – Przejdziemy razem.Boją się latarni.Zawieśswoją na włóczni, będziesz nią machał i zabezpieczał nam tyły.Ja przyczepię moją do kostura ipójdę przodem, oczyszczając drogę przed nami.W ten sposób dotrzemy do tunelu, a tam za naminie wejdą.Przynajmniej taką miała nadzieję.Jiga i jego grupy nie ścigały przecież w podwodnym przejściu.Trzymając latarnię przed sobą, wkroczyła na łachę.Sznyt nie drgnął.–I to jest twój genialny plan? – warknął.Veka zmarszczyła brwi, pospiesznie wracając na kamienny spąg.Wyłowiła z kieszeni „Drogę Bohatera".–Co to takiego? – spytał hobgoblin.–Moja księga zaklęć.– Mogła wyciągnąć prawdziwą, ale „Droga Bohatera" wyglądałabardziej imponująco, a poza tym miała lepsze obrazki.Otworzyła książkę i wskazała ilustracjęelfa walczącego z istotą przypominającą skrzyżowanie smoka z kupą mierzwy.– Właśnie w cośtakiego cię zamienię, jeśli mi nie pomożesz.Zamknęła księgę, nieomal przytrzaskując mu czubek nosa.Nie dając mu czasu na przemyślenie groźby, wstąpiła ponownie na piasek.–I jak?Ku jej zdumieniu Sznyt pospiesznie wszedł na łachę.–No idę, już idę.–W porządku.– Serce łomotało jej z wrażenia.Posłuchał jej! Dała mu radę, pokonała, pewnością siebie oraz stanowczością.A powinna być przerażona.W końcu Sznyt to hobgoblin, jego głos, wygląd, ruchy, wszystko krzyczało: „Uwaga, groźne zwierzę".Mimo to nie okazała lęku, a zaskoczony Sznyt nie wiedział, jak na coś takiego zareagować.Tym razem podążał za nią krok w krok.Jaszczurniki wypełzły z wody, jednak trzymały się z dala od latarni.Kilka próbowało zajść ich od tyłu, ale Sznyt wymachiwał lampą, rozchlapując krople syfii.Jedna z nich padła na ogon jaszczurnika.Stwór zapiszczał przenikliwie i rzucił się do wody.Błękitnawa poświata płomyków zniknęła szybko w toni.–Nie wiedziałem, że wydają jakieś dźwięki – zdziwił się Sznyt.Potrząsnął włócznią,ochlapując więcej jaszczurników.– Ha! Patrz tylko! Pryskają jak przestraszone gobliny!Veka spiorunowała go wzrokiem, ale zmilczała zniewagę.Sznyt znów zachybotał latarnią, dźgając ją przy okazji włócznią w bok.Nie skaleczył jej, ale zaskoczona Veka straciła na moment równowagę, a syfiówka zsunęła się z kostura.–Ups – chrząknął Sznyt.Veka próbowała na powrót zahaczyć rączkę, ale tylko wywróciła lampę.Ze zbiorniczka pociekła syfia, Zanim udało jej się postawić latarnię, w środku zorała zaledwie odrobina mazi, dająca nikłą zielonkawą poświatę.Jaszczurniki zaczęły otaczać ich ze wszystkich stron.Veka pchnęła lampę na najbliższego i zerknęła przez ramię na ciemną gardziel tunelu.Stwory znajdowały się także z tyłu, odcinając im drogę, a do brzegu brakowało kilka kroków.–Biegnij! – krzyknęła.–Co…?Veka sadziła wielkimi susami, mokry piasek bryzgał jej spod stóp.Krąg światła z syfiówki Sznyta podskakiwał dziko.Hobgoblin pędził, wywijając włócznią na wszystkie strony.Raz o mało co nie podpalił jej włosów oraz szaty – trudno stwierdzić, celowo czy przypadkiem.Veka tak bardzo skupiła się na ucieczce, że byłaby minęła wejście do tunelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates