[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniał sobie ogłoszenie, na które się kiedyś natknął w magazynie dla policjantów.Niezwykły efekt końcowy.Pocisk przy uderzeniu rozpręża się do rozmiarów półtora raza większych od swej średnicy, wywołując poważne obrażenia ciała.Ten, kto tak napisał, miał rację.Rok temu Bosch zabił człowieka jednym strzałem z odległości siedmiu metrów.Pocisk wszedł pod prawą pachą, wyleciał poniżej lewego sutka, po drodze rozrywając serce i płuca.XTP.Poważne obrażenia ciała.Przypiął kaburę do paska po prawej stronie, by móc sięgnąć do niej lewą ręką.Poszedł do łazienki i umył zęby szczoteczką bez pasty; skończyła mu się, a zapomniał wstąpić do sklepu, by kupić nową.Przejechał po włosach mokrym grzebieniem i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w przekrwione oczy czterdziestolatka.Potem z uwagą przyjrzał się siwym włosom, których coraz więcej widać było w brązowej czuprynie.Zaczęły mu siwieć nawet wąsy.Podczas golenia zdarzało mu się często znajdować w umywalce szare kawałki szczeciny.Dotknął dłonią brody, ale zrezygnował z golenia.Wyszedł z domu nawet nie zmieniwszy krawata.Wiedział, że jego klientowi będzie to obojętne.Bosch znalazł fragment barierki nie upstrzony gołębimi odchodami i oparł się na łokciach.Barierka biegła wzdłuż korony zapory Mulholland.Z ust sterczał mu papieros.Spojrzał przez szczelinę między wzgórzami na rozpostarte w dole miasto.Niebo było ołowianoszare, całe Hollywood spowijał niczym całun smog.Kilka wieżowców w centrum miasta sterczało nad trującą mgłą, ale resztę okrywał szary pled.Wyglądało to jak miasto-upiór.Ciepły wiatr niósł ze sobą słabą woń jakichś chemikaliów, dopiero po chwili Bosch uświadomił sobie, co to takiego.Malathion.Słyszał w radiu, że w nocy będą latały helikoptery i spryskiwały całe północne Hollywood, aż do Cahuenga Pass.Przypomniał sobie swój sen o śmigłowcu, który nie wylądował.Z tyłu za nim rozciągały się niebieskozielone wody sztucznego jeziora Hollywood; szesnaście milionów metrów sześciennych wody pitnej dla miasta, uwięzionych przez sędziwą zaporę w wąwozie między dwoma wzgórzami.Wzdłuż brzegu ciągnął się dwumetrowy pas spękanej gliny, przypominając o tym, że w Los Angeles od czterech lat panowała susza.Cały zbiornik otoczony był trzymetrowej wysokości parkanem.Kiedy Bosch był tu pierwszy raz, przyglądając się uważnie tej przegrodzie, zastanawiał się, czy miała na celu chronić ludzi czy też wodę znajdującą się po drugiej stronie.Bosch wciągnął na zmięty garnitur niebieski kombinezon.Pod pachami widoczne były plamy potu, które przeniknęły przez dwie warstwy odzieży.Włosy miał wilgotne, wąsy mu obwisły.Przed chwilą wyszedł z rury.Czuł, jak lekkie podmuchy gorącego wiatru, wiejącego od strony Santa Ana, osuszają mu pot na karku.Harry nie należał do postawnych mężczyzn.Brakowało mu kilku centymetrów do metra siedemdziesięciu, był szczupłej budowy ciała.W prasie nazwano go żylastym.Mięśnie pod kombinezonem przypominały nylonowe postronki, ale za ich niepozornym wyglądem kryła się niezwykła siła.Pasemka siwizny we włosach były bardziej widoczne z lewej strony.Brązowo-czarne oczy rzadko zdradzały emocje lub zamiary swego właściciela.Rura znajdowała się nad ziemią i biegła na odcinku pięćdziesięciu metrów wzdłuż drogi dojazdowej do zbiornika.Była skorodowana z obu stron, pusta w środku, używana jedynie przez tych, którzy w jej wnętrzu szukali schronienia albo wykorzystywali zewnętrzną powierzchnię w charakterze płótna malarskiego.Bosch nie miał pojęcia, do czego służy rura, póki dozorca samorzutnie nie udzielił mu informacji.Okazało się, że wykorzystywano ją jako zaporę przed błotem.Dozorca powiedział, że intensywne opady mogą spowodować osuwanie się ziemi ze zboczy wzgórz do zbiornika.Rura o półtorametrowej średnicy, pozostałość po jakiejś tajemniczej budowie, została umieszczona na obszarze ewentualnych osunięć ziemi jako pico sza i jedyna linia obrony.Przytwierdzono ją półcalowymi, żelaznymi obręczami, osadzonymi w betonie.Bosch przed wejściem do rury włożył kombinezon.Na plecach wymalowane były białą farbą litery LAPD.Gdy wyciągnął drelich z bagażnika samochodu, uświadomił sobie, że ubranie ochronne, które wkłada, jest prawdopodobnie czyściejsze od garnituru, który miało ochraniać.Ale wciągnął je, bo zawsze tak robił.Był metodycznym, podejrzliwym, konserwatywnym funkcjonariuszem policji.Kiedy trzymając latarkę w dłoni, wczołgał się do przesiąkniętego stęchli-zną, wywołującego klaustrofobię cylindra, poczuł, że serce zabiło mu mocniej i coś go ścisnęło za gardło.Ogarnęło go znajome uczucie pustki w dołku.Strach.Włączył latarkę i ciemności zniknęły, a razem z nimi nieprzyjemne odczucia.Przystąpił do pracy.Stał teraz na koronie zapory, palił papierosa i analizował fakty.Sierżant Crowley miał rację, mężczyzna w rurze z całą pewnością nie żył.Ale zarazem się mylił.To nie będzie łatwa sprawa.Harry nie wróci do domu, by uciąć sobie popołudniową drzemkę albo posłuchać Dodgersów na KABC.Coś tu śmierdziało.Harry zrobił zaledwie kilka kroków w rurze, a już to wiedział.W środku nie było żadnych śladów.A raczej brakowało śladów, które przedstawiałyby jakąś wartość.Dno rury pokrywała zaschnięta, pomarańczowa glina, zasłana papierowymi torbami, pustymi butelkami po winie, wacikami, używanymi strzykawkami, gazetami, śmieciami zostawianymi przez bezdomnych i narkomanów.Bosch obejrzał wszystko dokładnie w świetle latarki, posuwając się wolno w kierunku zwłok.Nie znalazł żadnych śladów, które mógłby pozostawić denat, leżący w rurze głową w kierunku jej wylotu.Coś mu nie pasowało.Jeśli mężczyzna wczołgał się tu z własnej woli, musiał zostawić jakieś ślady.Gdyby go W zaciągnięto, również coś powinno było o tym świadczyć.Tymczasem Bosch nie znalazł nic i była to jedna z pierwszych rzeczy, która nie dawała mu spokoju.Kiedy dotarł do nieboszczyka, okazało się, że mężczyzna ma naciągniętą na głowę koszulę, czarną, roboczą, rozpinaną pod szyją, a ręce zaplątane w rękawach.Bosch widział dość trupów, by wiedzieć, że wydając ostatnie tchnienie człowiek zdolny jest do wszystkiego.Spotkał się kiedyś z przypadkiem samobójcy, który strzelił sobie w łeb, po czym zmienił przed śmiercią portki, najwidoczniej nie chcąc, by go znaleziono we własnych ekskrementach.Ale Harry-’emu coś nie pasowało w sposobie, w jaki nieboszczyk w rurze miał naciągniętą koszulę na głowę.Wyglądało to tak, jakby ktoś wciągnął trupa do rury, trzymając go za kołnierz koszuli.Bosch nie dotknął ciała denata ani nie odkrył mu twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates