[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszkałem w pobliżu rue Duroc, na obrzeżach siódmej dzielnicy, w rejonie, w którym osiedlali się prawnicy, bankierzy i dyplomaci.Nieopodal było kilka ambasad i zwłaszcza w weekendy nie kręciły się tam tłumy.Ale było to centrum, miałem w miarę przyzwoite połączenia komunikacyjne i, co dla mnie bardzo ważne, stały tam nowoczesne, doskonale chronione apartamentowce i właśnie w jednym z nich się zatrzymałem.Wprawdzie mój budynek nie miał systemu telewizji wewnętrznej, ale była w nim dozorczyni, a wszystkie drzwi zaopatrzono w zamki wysokiej jakości.Oczywiście, tego rodzaju środki bezpieczeństwa sprawiały, że siódma dzielnica nie należała do rejonów, w których zamierzałbym uprawiać mroczniejszą część mojej sztuki, ale przynajmniej świadomość, że wszystko, co ukradnę tu i ówdzie w mieście, będzie w moim mieszkaniu bezpieczne, dawała mi pewien komfort psychiczny.Gdy zbliżałem się do wysypanego żwirem placu Joffre'a, na tyłach Poła Marsowego, włożyłem mocno przyciemnione lotnicze okulary przeciwsłoneczne.Zdawałem sobie sprawę, że może to wydać się Pierre'owi dość dziwne, bo niebo było zachmurzone, ale uznałem, że lepsze to niż widok moich przekrwionych oczu.Wiecie, prawdę mówiąc, bardzo mi zależało, żeby wywrzeć na nim dobre wrażenie.Według moich obliczeń minął ponad rok od chwili, gdy zaproponował mi przyzwoitą robotę.Naturalnie nie miałoby to większego znaczenia, gdybym okazał dość rozsądku i nie wypuścił z rąk pieniędzy od Pierre'a za towar, z jakim wyjechałem z Amsterdamu.Przypadkiem jednak kilka dni po otrzymaniu swojej działki z tego, co dostał Pierre (niezmiennie było to mniej, niż miałem nadzieję dostać), skontaktował się ze mną jeden z moich dawnych szkolnych kumpli, Miles.Teraz Miles pracuje w City i jest dobry w tym, co robi.Ponieważ zawsze dość ostro ze sobą współzawodniczyliśmy, w chwili kiedy idiotycznie pochwaliłem się dość dużą sumą, jaką rzekomo zarobiłem na mojej ostatniej powieści sensacyjnej, Miles namówił mnie, żebym zainwestował fundusze na bardzo chrześcijański procent.Nie miałem powodu podejrzewać, że nie zdoła zapewnić takiego zysku, jaki obiecywał, ale prawdę mówiąc nie przekonałbym się o tym przynajmniej przez trzy następne lata, bo tak długo jeszcze moje pieniądze musiały pozostać zamrożone.W rezultacie, aczkolwiek na papierze byłem całkiem zamożny, aktualnie moja płynność finansowa wyglądała dość kiepsko i autentycznie miałem nadzieję, że Pierre'owi uda się zmienić ten stan rzeczy.Znalazłem go nieco w głębi Pola Marsowego.Siedział na zielonym, metalowym krześle w kawiarni na świeżym powietrzu, obok karuzeli w wesołym miasteczku, boiska do koszykówki i placyku zabaw dla dzieci z jednej strony, a z drugiej blisko dużego trawnika, na którym w pogodniejsze dni rodziny rozkładały koce i urządzały sobie pikniki.Przed Pierre'em stały porcelanowa filiżanka z espresso i czysta popielniczka.Kiedy podchodziłem, przywołał ładną kelnerkę, która sprzątała sąsiedni stolik, i zamówił dla mnie cafe creme.Wstał, żeby podać mi rękę, i przymrużył oczy, widząc moje okulary przeciwsłoneczne.–Zmieniasz się przy mnie w Europejczyka, Charlie, non?–To zaraźliwe – odparłem.– Qa va?–Oui.A u ciebie?Puściłem jego dłoń.–Doskonale.Pracuję nad nową książką.Złodziej i fandango.–Ach, tres bien.– Gestem poprosił mnie, żebym usiadł.– I gdzie obecnie jest wielki monsieur Faulks?–W Rio.W rozdziale szesnastym przeniesie się na Kubę.Pierre zmarszczył brwi.–Na Kubę? Zeby coś ukraść?–Jeszcze nie wiem.Ale Faulks musi się gdzieś ukryć.–A kobieta?–Zwykle wie, gdzie jakąś znaleźć.Puściłem oko, nie mówiąc nic więcej.Od wielu lat załatwiałem interesy z Pierre'em tylko przez telefon, dlatego trochę dziwnie się czułem, spotykając się z nim osobiście.Jakaś część mnie zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy nie zarzucali starego trybu postępowania, utrzymując sprawy na maksymalnie biznesowym poziomie.To prawda, nasze stosunki zawsze były serdeczne, ale teraz czułem, że znajdujemy się na skraju nowego terytorium, gdzie może pojawić się przyjaźń.Doświadczenie uczyło mnie, że zazwyczaj komplikuje to sytuację, ponieważ zwiększa presję, aby nie zawieść tej drugiej osoby.Niesamowite, tyle lat prowadziliśmy interesy przez telefon, a nigdy nie potrafiłem go sobie wyobrazić.Był spowitym tajemnicą głosem w słuchawce.Nic więc chyba dziwnego, że kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, zaskoczył mnie jego wiek- zbliżał się do sześćdziesiątki – a zwłaszcza fiołkoworóżowe znamię na skórze wokół lewego oka.Niczym utrwalona obwódka powodowało, że jego twarz sprawiała wrażenie spaczonej – jakby prawa strona przybliżała się, a jednocześnie lewa cofała w cień.Jeżeli w tym opisie Pierre wydaje się groźny, to niesłusznie.Wręcz przeciwnie, znamię nadaje mu niewinny wygląd.A poza tym mężczyzna, który ubiera się tak jak Pierre, nigdy nie mógłby zostać uznany za niebezpiecznego.Tego dnia miał na sobie cytrynową sportową koszulę z zawiązanym luźno na szyi niebieskim jedwabnym szalem, brązowe bawełniane spodnie i kremowe mokasyny.Usiadłem i z przyzwyczajenia obrzuciłem spojrzeniem stoliki.Klientów było bardzo mało.Zauważyłem Francuzkę w ciemnych okularach w stylu Jackie O, ukradkiem karmiącą swojego pieska okruchami croissanta, a także ponurego, roztargnionego faceta z chyba drogim cyfrowym aparatem fotograficznym.Najbliżej nas, bo w odległości około pięciu metrów, siedział jakiś dżentelmen.Użyłem tego określenia, bo ubrany był w lniany, trzyczęściowy garnitur i miał na głowie słomkowy kapelusz.Siedział twarzą do nas, a kiedy opuścił „Le Monde", aby przewrócić stronę w gazecie, dostrzegłem złotą dewizkę kieszonkowego zegarka.Na jego stoliku, obok opróżnionego do połowy dzbanuszka z kawą, stało kompaktowe radio, a ponieważ sprawiał wrażenie, że go słucha – miał w uszach małe słuchawki – stwierdziłem, że nasza prywatność raczej nie jest zagrożona.–Masz coś dla mnie? – zapytałem Pierre'a.Kiwnął głową, upijając łyk espresso.–Byłbyś zainteresowany? Myślałem, że może z powodu książki…Machnąłem ręką, rozwiewając jego wątpliwości.–Jestem zainteresowany.–Dobrze.– Przerwał, gdy kelnerka stawiała przede mną kawę.Nawet przez piramidkę spienionego mleka docierał do mnie jej intensywny zapach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates