[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeżyły.Ale rewolucji kapitalistycznej nie przetrwają.Zezłościły admi-nistratora domu i nowych lokatorów, którzy zgodnie postanowili wyrzucić „złom" i kupić nowe, z kuloodpornego szkła.Ech, szkoda.Pułkownik Spojrzał w górę schodów.Najpierw zobaczyłgołe stopy Natalii, potem łydki, zgrabne, choć zbyt umięśnione jak na jego gust.Zwolnił, pokonywał stopnie schodów jeden po drugim, nie licząc ich wcale, za to delektując się widokiem ukazujących się powoli kolan, kwiecistej, dopasowanej do bioder spódnicy, a potem całej bujnej reszty w obcisłej bluzce.Zawsze tak robił, gdy czekała na niego w drzwiach mieszkania: wchodził po schodach powoli, przedłużając tę chwilę ze względu na pamięć dzieciństwa i zachodnich długopisów ze zdjęciami pięknych zachodnich dziewcząt, które powoli, wzmagając młodzieńczą chuć, odsłaniały wszystko.Wystarczyło lekko wstrząsnąć.Natalia stała oparta o futrynę uchylonych drzwi.Niby patrzyła na Błażowa, ale on nie był pewny, czy go w ogóle widzi.Często miał wrażenie, że wymyka mu się, gdzieś znika.Nawet wtedy, gdy leżała pod nim i patrzyła mu w oczy, jej myśli krążyły gdzieś indziej.Gdzie? Nie miał pojęcia.Może po Syberii, skąd przywiózł ją do Moskwy ten wyżelowany Pietia Butz? Przywiózł i zostawił, żeby mieć na delegacje.Pułkownik stanął przed dziewczyną otoczoną obłokiem parującej kobiecości i kosztownych perfum, Natalia lewą dłoń zacisnęła na jego krawacie i mocno pociągnęła ku sobie.Poczuł jej brutalny pocałunek.Jednocześnie prawą ręką pchnęła drzwi tak mocno, że uderzyły klamką o ścianę przedpokoju.- Wejdź, pułkowniku Branzlow.I wyciągnij broń.Kawę dostaniesz później.Światło przesączało Się wąską stróżką przez szparę w drzwiach wejściowych do mieszkania pułkownika, którą wydłubał kiedyś kuchennym nożem.Blazow dostrzegł tę jasną smugę, gdy po godzinie zostawił Natalię pogrążoną w niespokojnym śnie mierzonym nierównym oddechem i postanowił wrócić do siebie, piętro wyżej.Delikatnie przekręcił klucz w zamku, powoli nacisnąłklamkę i popchnął drzwi, które głośno jęknęły.Cholera!Ostrożnie wszedł do środka.Na wprost długiego korytarza, w salonie, tyłem do okna siedział w jego skórzanym fotelu jakiś mężczyzna.Nie poruszył się, mimo że musiał słyszeć zgrzyt klucza przekręcanego w zamku, a już na pewno skrzypienie zawiasów.Blazow czujnie podszedł bliżej.Zasłonięte story ukrywały twarz przybysza w półmroku.Tylko lampa Tiffany stojąca przy fotelu, na stoliku z gazetami, oświetlała kolana mężczyzny i leżącą na nich teczkę z wykaligrafowanym nazwiskiem Blazow.Teczkę personalną pułkownika.To był Kajdanowicz.- Od przewracania papierów straciłeś czujność, Blazow.Siadaj! - rzucił rozkazująco, jakby nie tylko to mieszkanie, ale cała Moskwa, ba, cała Rosja należały do niego.Jak długo tu siedzi? - zastanowił się Blazow, ustawiając krzesło naprzeciw dygnitarza.Pomyślał o Natalii, która miała lubieżny zwyczaj pieprzyć się z nim, i tylko z nim, przy otwartym oknie wychodzącym na podwórko-studnię.Pułkownika krępowało to i gasiło chuć, ale gdy pytałdziewczynę, po co jej takie nagłośnienie, milczała.Może ją podniecało? Może chciała prowokować moskiewskich mieszczan? Może narobić wstydu Butzowi? A może było to próżne wołanie o pomoc, krzyk rozpaczy, tęsknoty za utraconą wolnością, którą z własnej woli zamieniła na złotą moskiewską klatkę? Któż to wie? W każdym razie jęki Natalii, potępieńcze, dzikie, a czasem niskie, gardłowe, wydobywające się gdzieś z głębi trzewi, odbijały się od ścian oficyn i potężniały jeszcze, wypełniając całą przestrzeń podwórza - aż po dachy kamienicy-niczym skowyt więźniów wyjących do wolności.Kajdanowicz nie dał jednak po sobie poznać, że byłświadkiem wokalnych popisów Natalii.Zachował kamienną twarz, choć musiał się nasłuchać.Obaj dobrze wiedzieli, co jest w teczce, którą dygnitarz przyniósł do mieszkania pułkownika, żeby pokazać, że wszystko wie i wszystko może.Chociażi bez tej demonstracji Blazow w to nie wątpił.Pułkownik Andriej Blazow: ur.1958 w Wilnie.Ojciec Rosjanin, matka (Maria Nowakowska) Litwinka polskiego pochodzenia.Absolwent ekonomii moskiewskiego Uniwersytetu Łomonosowa, złoty medalista Uniwersjady w biegach na 3 km.Bystry, inteligentny.Z poboru wysłany na wojnę w Afganistanie, został tam jako ochotnik.Szkolony w służbach specjalnych, gwiazda wywiadu radzieckiego, kilkakrotnie odznaczony.Po tragedii rodzinnej na wielomiesięcznym leczeniu.Przeszedł ciężką depresję.Za zasługi wysłany na studia w London School of Economics, specjalność: rynki surowcowe.Wykorzystywać do prac biurowych i łatwiejszych akcji.- Pewnie ciekawi cię, co to za cyrk dziś przyjechał i co ja tutaj robię? - Kajdanowicz zrobił efektowną pauzę.- Raport znasz, wiesz, że nie ma w nim nicnowego.To było przedstawienie dla Piętrowa.Miesiąc poleniuchuje, powoła zespól.Niech obce służby chodzą za nim do woli.Ale ty masz od razu zabrać się do roboty i przygotować prawdziwy plan bitwy o naszą Rosję.Zostałeś wybrany.Wybrany jak Matka Boska - do najważniejszej misji- uderzył w cerkiewny ton, wznosząc otwarte dłonie ku górze, ale zaraz zreflektował się, że przesadził, opuścił ręce i dokończył rzeczowo:- Przychodzę do ciebie z propozycją, tak to nazwijmy, choć jest to życzenie z najwyższego szczebla.Oczywiście możesz odmówić, ale.- zawiesił głos - nie zrobisz tego.-Kajdanowicz patrzył na pułkownika.Bezbarwne oczy dygnitarza nie wyrażały żadnej emocji, jakby wizyta w mieszkaniu na Tagance była dla niego tylko zwykłym obowiązkiem, rutyną, do tego zostawioną na koniec ciężkiego dnia pracy.- Nie odmówisz przyjęcia misji - ciągnął powoli dalej - nie dlatego, że coś ci może grozić za niesubordynację, bo nic ci nie grozi, ale dlatego, że twój wybór jest ograniczony, i to skrajnie.Jeśli odmówisz, pozostaniesz zerem, bo jesteś zerem, pułkowniku.Oczywiście zera też są potrzebne, także w służbach, czasem nawet dwa, jak do kibla - głos Kajdanowi-cza był jadowity i drwiący.- Popatrz na takiego Piętrowa - zero w czystej postaci.Czy chcesz być parą dla Piętrowa, zerem trzęsącym się ze strachu, że nie dotrwa do emerytury? Spędzić resztę życia i służby, przekładając papiery z kupki na kupkę, a w wolnych chwilach liczyć te swoje schodki? - W kącikach ust Kajdanowicza wykwitł wredny uśmieszek.- Nie chcesz, z pewnością nie chcesz, więc, pułkowniku, zrobisz, co ci każę.Zamilkł i patrzył na Błażowa, szukając w jego twarzy potwierdzenia, że słowa, które wypowiedział, zrobiły odpowiednio mocne wrażenie.Tymczasem pułkownik siedział nieruchomo na krześle naprzeciw dygnitarza, a jego myśli zaprzątało tylko jedno pytanie, które po krótkiej chwili milczenia wypowiedziałcicho:- Dlaczego ja?- Powody są z grubsza dwa: po pierwsze, jesteś dobry, a po drugie, jesteś świrem, Blazow - Kajdanowicz nie mógłpohamować rozbawienia.- Dobrze cię sprawdziłem, znam twoją przeszłość, wiem, na co cię stać i co wyprawiałeś w Afganistanie.Mówiąc eufemistycznie, jesteś agentem nietuzinkowym, potrafisz zaskakiwać, działać, powiedzmy, niekonwencjonalnie, a w tej misji będzie to konieczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates