[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wypadło to zbyt przekonywająco.– Tak, tak, oczywiście – potwierdził Raszeński.– Ale czy nie dostrzegacie, panowie, anachronizmu?– Jakiego anachronizmu? – zapytał pułkownik.– Gdy słucham naszych polityków, tych głosów ze sceny londyńskiej, a także tutejszej, odnoszę wrażenie, że oni są z innej epoki, że rzeczywistość sobie, wojna sobie, a oni od grywają teatr, nie wiem: dla historii, dla siebie, wiedząc, że to tylko teatr, bo ich role są z innej sztuki, napisane w innej sytuacji.– To niebezpieczne myśli, synu – powiedział cicho Walicki, patrząc na Radwana –pamiętaj, że nikt nigdy nie wie, z jakiego jest teatru, może ty także piszesz sobie rolę nie odpowiadającą epoce?Raszeński jakby nie usłyszał.– Jaki sens – podniósł głos – mają te gesty, te jagiellońskie frazesy?– A tobie nie śnią się Jagiellonowie?Oficer służbowy wszedł do kasyna, rozejrzał się, dostrzegł Walickiego, podbiegł.– Wódz naczelny prosi pana pułkownika.Walicki stanął przed gabinetem oddanym do dyspozycji naczelnego wodza i jakby się zawahał.Pomyślał, że takie stare przyjaźnie bywają niekiedy kłopotliwe dla ludzi, którzy, jak Sikorski, objęli najwyższe funkcje kierownicze.Czy generał pamięta, a raczej, czy chce pamiętać ich nocne rozmowy w willi na Mokotowie, gdy nie istniały między nimi żadne służbowe zależności? Oczywiście, starych przyjaciół włącza się do własnej ekipy, ale nie wszystkich można włączyć, nie wszyscy są przydatni lub chcą być przydatni.Zresztą, ludzie zmieniają się.On, Walicki, po tych dwóch latach w Rosji jest innym człowiekiem, a i Sikorski zapewne także.Stanął wreszcie na progu i zaczął sakramentalną formułkę:– Panie generale, pułkownik.Sikorski oczywiście przerwał.W jego serdeczności nie dostrzegł Walicki żadnej pozy ani wymuszenia, może tylko to: „Siadaj, stary towarzyszu.” zabrzmiało zbyt patetycznie.Wolałby, żeby generał jak dawniej.po imieniu.Ale ile on miał już takich spotkań! Może traktuje je jak konieczną spłatę długu zaciągniętego w odległej przeszłości?– Wiedziałem, że cię tu spotkam.Chciałem cię odwołać do Londynu.– Nie trzeba, generale.Póki mogę, chcę być w armii czynnej.– Obiecywaliśmy sobie przecież – powiedział Sikorski – że popracujemy razem.Należysz do tych, których nie darzono zaufaniem, bo rozumieli, co się dzieje.Tacy są mi potrzebni.– I po chwili, ponieważ Walicki milczał.– Dużo przeżyłeś?– Sporo.– Nie chcesz o tym mówić.– Po co?– I dlatego ich nie lubisz?– Kogo?– Mówię, oczywiście, o Rosjanach.– Sikorski nieco podniósł głos.– Nic nie rozumiesz, generale.– Walicki mówił cicho, jakby niechętnie.– Po prostu więcej o nich wiem i więcej wiem o nas.I pomyślał nagle, że nie ma ochoty opowiadać Sikorskiemu ani o swoich obozowych przeżyciach, ani o sobie, jakby każde słowo mogło zabrzmieć fałszywie i być źle zrozumiane.O czym chciałby właściwie porozmawiać z naczelnym wodzem? Szukał tematu, zahaczenia.O wszystkich tutaj sprawach Sikorski jest przecież informowany, a jego, Walickiego, pogląd na wielką politykę.Jeśli generał zechce.? Milczenie było niezręczne i trwało nieco zbyt długo.– Mogę zapalić, generale? – zapytał wreszcie.– Oczywiście.Walicki wyciągnął z kieszeni pudełko rosyjskich papierosów i wreszcie coś sobie przypomniał.– Bo właściwie – rzekł – mam do ciebie prośbę raczej osobistą.– Ależ słucham uważnie.– Chodzi nie o mnie.O młodego oficera, z którym razem siedziałem w lagrze, poetę, dziennikarza, nazywa się Raszeński.– Słyszałem chyba to nazwisko – mruknął Sikorski.– Żebyś go stąd zabrał, ściągnął do Londynu albo przeniósł do swojej dyspozycji.– Dlaczego?– Lubię go – rzekł Walicki po chwili.– Nie miałem nigdy syna, tu go zjedzą, a tobie się przyda.– Dlaczego? – powtórzył Sikorski.– Bo on.– Zawahał się pułkownik – nic nie rozumie.Jego reportaże z Rosji bardzo nie podobały się tutejszym wodzom, a jego rozmowy z żołnierzami.– Zbyt przychylne dla Sowietów? To teraz nie szkodzi – powiedział tonem niemal mentorskim.Walicki jakby nie usłyszał.– On nie zachwyca się Rosją, ale traktuje bardzo serio to porozumienie i chciałby uczciwie i o nich, i o nas.A ty przecież wiesz, ile tutaj nienawiści i co mówią o Rosji.– Wiem.Nie należy mówić głośno.– Właśnie – uśmiechnął się nieco ironicznie Walicki – głośno! Opowiadał ci Anders, jak Stalin skarżył się, że nawet Kot niezbyt przychylnie mówi o Rosji?– Nie opowiadał.A cóż to znowu za historia?– Było tak: Stalin oświadczył, że u nas część prasy i sporo Polaków obrzuca Związek błotem, na to Anders, że tylko zwykli dumie mówią źle o sprzymierzeńcach, Stalin uśmiechnął się i odpowiada: „Mnie cytowano słowa nie zwykłego durnia, ale ambasadora Kota.”– Ładne i nieprawdziwe.Kot jest zbyt mądry, żeby powiedzieć coś niewłaściwego, co mogłoby dojść do Stalina.– Nie wiem.Chodzi o nastroje.Wiesz, jak u nas umieją gnoić ludzi.– Nie u mnie.– Pomyśl jednak, generale, o Raszeńskim, może się przydać.– Dobrze.– Sikorski wstał i podszedł do okna.Zapadał już mrok, zobaczył tylko białą płaszczyznę i las na horyzoncie.– A ty? – zapytał nagle odwracając się.– A ty – powtórzył –co właściwie myślisz o układzie?– Jestem tutaj dzięki niemu – powiedział Walicki.– Wszyscy jesteśmy tutaj dzięki niemu w mundurach, z bronią i mamy szansę walczyć.– To na pewno – stwierdził Sikorski – ale w szerszym planie – powiedział nieco gwałtownie.– Szczerze? – zapytał Walicki i znowu się uśmiechnął.– Jak dawniej.Pułkownik spoważniał.– Dokonałeś, generale, wielkiego wysiłku – powiedział – który zapewne pójdzie na marne.– Jesteś przeciwnikiem mojej polityki? Ty?– Nie jestem.Bodajbym się mylił, ale uwierz mi, generale, takiej polityki w ten sposób prowadzić nie można.Sikorski milczał.Sięgnął po notes leżący na biurku, trzymał go chwilę w ręku, jakby zamierzał zanotować coś lub sprawdzić, odłożył.– Mów dalej – powiedział wreszcie.– Bo trzeba – ciągnął Walicki – albo zdecydować się na to przymierze i wszystkie wynikające z niego konsekwencje.– Jakie?– Ty wiesz.Ja znam Rosjan i także wiem, jacy są.Więc granice, bo byłoby naiwnością przypuszczać.– Dobrze.Dalej?– Cena nie jest niska, ale może być opłacalna.Także stosunek do nich, ta podwójność nie da się utrzymać.Oni słuchają i czytają.Jeśli my zakładamy, że optymalnym rozwiązaniem jest klęska Niemiec i klęska Rosji.– Ja nie zakładam.Ja muszę rozważać dające się wyobrazić wersje rozwoju wydarzeń.– Oni też.Ale powiedziałem: albo przymierze, albo nieustępliwa twardość we wszystkim, bo w przeciwnym wypadku będzie można powiedzieć: ani przymierze, ani twardość.– A ty?– Ja głosuję za przymierzem.– W polityce – przerwał Sikorski – nie istnieją takie wybory.Ty tego nie rozumiesz.Myślę, że Stalin jest na ogół szczery w chęci zbliżenia polsko-radzieckiego.I podobnie jak ja wie, że nie wszystko można teraz rozwiązać.Walicki nie odzywał się.– Dlaczego milczysz?– Widzisz.bo ty ciągle grasz.Badasz karty swoje, karty partnera, sprawdzasz, czy warto.A może tu potrzebna wielka odważna decyzja stanowiąca punkt zwrotny w historii.?– Taką decyzję – podjąłem – rzekł niechętnie Sikorski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates