[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty teŜ nie jesteś ideałem, wiesz? - powiedziała płaczliwie.-Wsadziłeś mnie na minę juŜ nie wiem ile razy, niszczyłeś mojerzeczy, nawet mnie uderzyłeś.- Wiem, Ŝe mam podły charakter - warknął James.- Ale nigdynie planowałem z kumplami wrobienia cię w jakieś bagno, tłu-macząc im, Ŝe jesteś przygłupia.- To nie było tak, przysięgam - zapewniła rozpaczliwie Laura.- Wiem, Ŝe to wyglądało cynicznie zapisane w ten sposób na tam-tej kartce, ale myślałam tylko o tym, Ŝe muszę pomóc Jake'owi iRatowi.Układałam plan i po prostu notowałam rzeczy, któreprzychodziły mi do głowy.Bethany tego nie widziała, dopierowtedy, w biurze Maca.- Miałaś gdzieś moje uczucia i to, Ŝe mogę wpakować się wkłopoty.- Zrobiłam źle, James, i naprawdę bardzo mi przykro.Chybanigdy nie postąpiłam gorzej w całym swoim Ŝyciu.Ale dostałamza swoje.Jestem wykończona, nogi bolą mnie tak, Ŝe rano niemogę wstać, mam poobcierane uda i gigantyczne pęcherze napiętach.James uśmiechnął się lekko.Laura miała przebłysk nadziei, Ŝeudało jej się dotrzeć do brata, ale w następnej chwili pojęła, Ŝebył to uśmiech złośliwej satysfakcji, a nie przebaczenia.49- Wiem, o co ci chodzi - powiedział James, wyciągając palecw stronę siostry.- Kyle cię namówił, tak?Laura zmarszczyła brwi.- Skąd, do diabła, przyszedł ci do głowy Kyle? Wrócił z misjiledwie tydzień temu, a ja, jak wiesz, ostatnio nie miałam zbytwiele czasu na Ŝycie towarzyskie.Minęłam go raz na korytarzu ipogratulowałam czarnej koszulki, ale to wszystko.- Znaczy nic nie wiesz o misji, na którą jedziemy? - zapytałJames nieprzekonany.- To czysty przypadek, Ŝe przychodziszdręczyć mnie akurat dzisiaj, w dniu, w którym ja i Kyle mieliśmyodprawę?- James, przyszłam po to, Ŝeby cię jeszcze raz przeprosić -powiedziała stanowczo Laura i westchnęła.– Bethany miała ra-cję, po co zawracam sobie głowę.Brakuje mi twojego towarzy-stwa i rozmów, James, ale skoro nie wierzysz w ani jedno mojesłowo, to nic na to nie mogę poradzić.- To nie jest tak, Ŝe cię nienawidzę - powiedział James.- Poprostu.Nagle poczuł gniew na samego siebie za to, Ŝe dał się rozmięk-czyć.Wstał i wskazał palcem punkt na dywanie tuŜ przed swoimistopami.- Chodź tutaj - warknął.Laura nie wiedziała, czy chce ją przytulić, czy uderzyć, ale po-deszła bliŜej.- Człowiek myśli, Ŝe zna ludzi - powiedział James, kładąccięŜko dłonie na ramionach siostry.- Ja myślałem, Ŝe znam cie-bie.Laura zadrŜała pod spojrzeniem brata.Nie tyle patrzył na nią,ile świdrował ją wzrokiem na wylot.Moc tego spojrzenia w nie-przyjemny sposób przypominała jej, jak bardzo zraniła jegouczucia.- Czy moŜesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, Ŝe Kyle niepowiedział ci nic o odprawie? - zapytał James.50W głosie Laury pobrzmiewał lęk.- Nie wiem nic o Ŝadnej misji, James.Co się dzieje? Przestańmnie straszyć.James uświadomił sobie, Ŝe zachowuje się dziw-nie.- Przepraszam - powiedział, przeczesując włosy dłonią.- Poprostu mamy tu niezły zbieg okoliczności.Lepiej, Ŝebyś nie kła-mała.Laura z irytacją klepnęła się w udo.- Ile razy mam ci powtórzyć, Ŝe nic o tym nie wiem?- Dziś po południu Zara Asker wezwała mnie i Kyle'a do cen-trum planowania - wyjaśnił James, ostatecznie decydując się za-ufać siostrze.- Wygląda na to, Ŝe za jakiś tydzień jedziemy namisję, ale potrzebna nam trzecia osoba, Ŝebyśmy mieli krycie zewszystkich stron.To musi być ktoś młodszy, najlepiej dziewczy-na.Od razu pomyśleli o tobie, ale powiedziałem Zarze, Ŝe nie idęna to.Laura potrząsnęła głową.- Wielkie dzięki.- Zara zgodziła się, Ŝe skoro się nie dogadujemy, posyłanie nasrazem na misję nie wróŜy niczego dobrego.Poprosiła mnie iKyle'a, Ŝebyśmy zaproponowali jakąś inną dziewczynę w twoimwieku, która mogłaby cię zastąpić.Myślałem o Bethany, Wikto-rii, Meli, Chloe, wszystkich tych twoich psiapsiółkach, no i wkońcu.Tak jakby uświadomiłem sobie, Ŝe najbardziej to chciał-bym pojechać na misję z tobą.Laura wzruszyła się, ale starała się tego nie okazywać.- Kyle robił wszystko, Ŝeby namówić mnie do pogodzenia sięz tobą - ciągnął James.- Dlatego dostałem paranoi, kiedy cię tutajzobaczyłem.- Rozumiem - powiedziała Laura, spuszczając wzrok i wiercącstopą dziurę w dywanie.- No więc.- No więc kolejna odprawa jest jutro o jedenastej.JeŜelichcesz jechać z nami na misję, to.bądź tam.7.DYSKOMFORTNastępnego dnia Laura i James wpadli na siebie po drugiej lek-cji, w drodze do centrum planowania misji.Rozmawiali, nic wistocie nie mówiąc, starannie waŜąc słowa, by nie jątrzyć świe-Ŝych jeszcze ran.Jak zwykle supernowoczesne urządzenie do identyfikacji wzo-ru tęczówki, broniące dostępu do budynku centrum, nie działało.Kartka na drzwiach wyjaśniała sposób działania mniej wyrafino-wanego systemu zabezpieczeń:KAśDY DZIECIAK,KTÓRY WEJDZIE TU BEZ UPOWAśNIENIA,BĘDZIE BIEGAŁ PO TORZE PRZESZKÓDDO WYRZYGANIAPrzestronny gabinet Zary mieścił się na końcu lekko za-krzywionego korytarza, pięćdziesiąt metrów od wejścia.Zaramiała trzydzieści kilka lat, ale wydawała się starsza i promienio-wała sympatyczną mamusiowatością, nawet siedząc za biurkiem,które wyglądało, jakby naleŜało do prezydenta.Szesnastoletni Kyle Blueman półleŜał na zamszowej kanapiepod ścianą, ze stopami wspartymi na szklanym stoliku.Czytałdokumenty ze stosu papierowych teczek zawierających raporty zpolicyjnego nadzoru.Kyle zawsze był drobny, ale niedawne52łagodnym uśmiechem Zara.- Nasza opiekunka zwiała na Korfu zeswoim chłopakiem, nie racząc nas wcześniej zawiadomić, a Ewart msiał pojechać z Tiffany do lekarza.Mała ma gorączkę.- Koszmar - zaśmiał się James.- Przypomnij mi, Ŝebymmiał dzieci.Zara westchnęła.- Ktokolwiek zostanie nowym prezesem, od razu biegnębiura i Ŝądam przedszkola dla pracowników.Mały Joshua rzucił Jamesowi błagalne spojrzenie.- Pobawisz się ze mną?James nie wiedział, co planuje Zara, i spojrzał na nią niepewnie.Zara przeszła na ton stanowczej mamy.- James pobawi się z tobą przez dziesięć minut, ale powrócić do pracy.James postawił malca na podłodze, ale ten potrząsnął głową- Nie! Do wieczora.53- James nie moŜe bawić się do wieczora - powiedziała Zara.-Jest duŜym chłopcem i ma waŜne rzeczy do zrobienia.DuŜy chłopiec, tak? James usiadł na dywanie między za-bawkami Joshui, czując się trochę jak idiota.Kyle uśmiechnął się złośliwie.- Słodka z was parka, wiesz?Laura omal nie wtrąciła, Ŝe psychicznie są w tym samym wie-ku, ale ugryzła się w język, pamiętając, Ŝe James wciąŜ ma doniej Ŝal.Pomagając małemu ustawić samochodziki do wyścigu po dy-wanie, James spojrzał na Zarę.- Joshua jedzie z nami na misję?Zara wydawała się dziwnie przestraszona pytaniem.- No wiesz.Nie było problemu, kiedy był mały, ale teraz,kiedy nauczył się mówić, nie moŜe jeździć na misje - powiedziałacicho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates