[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O mój Boże! O Boże! - powtarzała przerażonaautomobilistka, przykucając nad dziewczyną.- Tak miprzykro; jechałaś tak szybko, nie zdążyłam.Podczas gdy kobieta próbowała pomóc Gabrielli, tuż obokAzjata zeskoczył z roweru.Wyglądał na dziewiętnaście lat,miał muskularne ręce i szeroką pierś.Chłopak bez słowa złapałkobietę za kołnierz i wbił jej w twarz opierścienioną pięść.Następnie podciągnął dół bluzy i z przypiętego do uda futerałuwysunął wielki nóż.Gabriella widziała refleksy tańczące na długim ostrzu.Wiedziała, jak się obronić, ale uderzenie w głowę pozbawiło jąsił.Świat rozpływał się we mgle.Sparaliżowana, na granicyutraty przytomności, mogła tylko patrzeć, jak napastnik bierzezamach i zatapia nóż w jej boku.Ostrze wniknęło w ciało tuż poniżej klatki piersiowej.Kiedy chłopak wyrwał nóż, Gabriella z jękiem zwinęła się wkłębek.44- Zostaw ją w spokoju! - wrzasnęła kobieta łamiącymsię głosem i w tym samym momencie nóż spadł po raz drugi,tym razem wbijając się w plecy Gabrielli.Młodzian odwrócił się w stronę kobiety.- Kluczyki do wozu - zażądał.- O Jezu, o Jezu.- szlochała nieszczęśniczka, wyciągającprzed siebie drżącą dłoń z kluczykami, a drugą osłaniająctwarz w obawie przed kolejnym ciosem.- Proszę bardzo, weźauto, ale zostaw już ją, dobrze?Gabriella traciła przytomność i obficie krwawiła.Mło-dzieniec wyjął z jej plecaka paczkę kokainy, zerknął przelotniew dół ulicy, a potem porwał rower i zaczął nerwowo wciskaćgo do bagażnika samochodu.Kiedy wreszcie zdołał zatrzasnąćklapę, wskoczył za kierownicę i uruchomił silnik.Zakrwawiona właścicielka auta z wysiłkiem odciągnęłaGabriellę na bok, żeby Azjata nie przejechał jej, wyjeżdżającna ulicę.Nie miała pojęcia, czy nastolatka przeżyje; wiedziałajedno - musi jak najszybciej wezwać pogotowie.Kiedy samochód zniknął w kłębach spalin, kobietauświadomiła sobie, że jej komórka i klucze do domu są wtorebce, którą zostawiła na fotelu pasażera.Rękawem otarłakrew spod nosa i zdecydowała, że pobiegnie do sąsiadów, byzadzwonić od nich, ale wtedy z dołu doszły ją ciche dźwiękimakareny.Przypadła do krawężnika i z rynsztoku wyciągnęła telefonGabrielli.Przy upadku zatrzasnął się i aby odebrać połączenie,musiała rozsunąć połówki.- Gabriella, no wreszcie, gdzie jesteś? - zawołał Michael.-Jestem z Majorem Dee i jadę.- Proszę się rozłączyć - zażądała nerwowo kobieta.- Muszęzadzwonić na pogotowie.- Gabriella? - zdziwił się Michael, trzymając przy uchutelefon.- Gabriella? Wszystko w porządku? Kto mówi?6.JADObóz założyli na polanie w środku dżungli, rozstawiającdwuosobowe namioty rekrutów w półkolu wokół ogniska.Instruktorzy i asystenci mieli do dyspozycji wygodniejszenamioty, dość wysokie, by można było w nich stać, i podczasgdy rekruci musieli maszerować ze swoimi kwaterami naplecach, wyposażenie instruktorów dowożono land cruiserem,a ich namioty stawiali przewodnicy z rybackiej wioski podrugiej stronie wyspy.Było już ciemno.James umył się w pobliskim źródle, ale wdżungli nawet w nocy było tak nieznośnie gorąco i duszno, żekąpiel nie przyniosła mu ulgi na długo.Ubrany tylko wbojówki i glany siedział na odwróconej skrzynce w namiocie,który dzielił z panem Kazakowem.Przez trzeszczące radyjkomalezyjska stacja radiowa nadawała Michaela Jacksona, atropik nieustannie bombardowały miliony insektówzwabionych mdłym blaskiem elektrycznej latarni dyndającejpod szczytem namiotu.Kazakow siedział na metalowym łóżku polowym, nakła-dając cuchnący klej na parę wysłużonych rosyjskich butówwojskowych.- Z magazynu w kampusie można pobrać takie cudeńka -powiedział James, wykopując w powietrze swoje super-nowoczesne, superlekkie, wodoodporne, ale oddychające glanyz amortyzacją na poduszkach powietrznych.46- Robią z ciebie mięczaka - prychnął Kazakow.- Na luk-susach nie wychowasz dobrego żołnierza.Cały ten wymyślnysprzęt, jakiego używacie wy, z Zachodu, to tylko więcejrzeczy, które mogą się zepsuć.To, że James miał za sobą już pięć noclegów w jednymnamiocie z Kazakowem, ale nadal nie wiedział, jak ten ma naimię, mówiło wiele o mrukliwym Rosjaninie.Znaczące byłorównież to, że choć Kazakow przyjął brytyjskie obywatelstwo iod piętnastu lat pracował dla rozmaitych brytyjskich agencjirządowych, wciąż myślał o Brytyjczykach jako o tych zZachodu.James ziewnął, podchodząc do swojego łóżka, a potemuśmiechnął się.- Wiem tylko, że na pewno są o wiele wygodniejsze od tychruskich buciorów z twardymi podeszwami.Stopy się w nichnie męczą.Kazakow cmoknął z niezadowoleniem, po czym pochyliłsię do przodu i wycelował w Jamesa palec.- Podczas drugiej wojny światowej niemieccy żołnierzemieli najlepszą technikę na świecie, ale kiedy przyszły śniegi,niemiecki sprzęt zamarzł, a linie zaopatrzeniowe się załamały.Rosyjscy żołnierze nie mieli nawet ciepłych płaszczy, ale tobyli chłopscy synowie, nawykli do głodu, chłodu i życia naochłapach.Podczas gdy Germańcy ginęli z głodu, onikarczowali drzewa i krzaki, a potem gotowali korzenie takdługo, aż zmiękły i można je było jeść.Gdyby Rosjanie niegotowali korzeni, Trzecia Rzesza wygrałaby wojnę, a WielkaBrytania byłaby dziś niemiecką kolonią.James pokręcił głową.- Amerykanie też chyba mieli coś do powiedzenia, niesądzi pan?Kazakow zaśmiał się urągliwie.- Amerykanie nie lubią brudnych wojen.Popatrz naWietnam.Popatrz na Irak.Noszę te buty, bo są takie same jakte,47które miałem w Afganistanie i które dobrze mi tam służyły.Swój nóż znam dobrze, bo zabijałem nim w Afganistanie.Pracowałem z SAS-em; widziałem zacinające się SA-80 iautomatyczne glocki.Noszę kałasznikowa, bo można z nimprzejść przez bagno, a potem burzę piaskową i mieć pewność,że kiedy naciśnie się spust, z lufy wystrzeli pocisk.Kazakow ożywiał się tylko wtedy, kiedy mówił o wojnie ibroni.James nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Pan to wszystko uwielbia, prawda?- Co takiego?- No wie pan, życie w dżungli, pranie w strumieniu, łataniestarego sprzętu.- Nie mam rodziny.- Kazakow wzruszył ramionami.-Jedyne, co potrafię, to być żołnierzem, a dobry żołnierz trzymasię sprzętu, któremu może zaufać.James opadł plecami na łóżko.Dotychczas uważał się zatwardziela i w porównaniu z większością piętnastolatkówfaktycznie nim był, ale przy Rosjaninie czuł się jak zwykłymaminsynek.- Już czas - oznajmił Kazakow z rzadkim u niegouśmiechem.Wytrząsając fusy z manierki, ochlapał nimi nagibrzuch Jamesa.- Idź po węże; ja przygotuję karabiny iamunicję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates