[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proponuję ci, żebyś poszedł na małe ustępstwo.Powiedz mu, że „zadowoli” cię wszystko, czego zdoła się nauczyć w ciągu tych pięciu miesięcy, w zamian jednak musi przysiąc na swojego Boga, że nie powie o tym wiosce.- Ale przecież on nie jest chrześcijaninem.Jakże taka przysięga może go do czegoś zobowiązać?- Myślę, że jest w jakimś sensie chrześcijaninem, wielmożny panie.Na pewno jest przeciwnikiem Czarnych Sukni i to jest istotne.Uważam, że będzie respektował przysięgę na swojego Boga.Powinien ponadto przysiąc na swojego Boga, że skupi się bez reszty na nauce i będzie całkowicie na twoje rozkazy.Ponieważ jest mądry, w ciągu tych pięciu miesięcy nauczy się wiele.W ten sposób ocalisz swój honor, a on również, jeżeli go ma.Nie tracisz nic, a zyskujesz wszystko.A co bardzo ważne, jego dobrowolną lojalność.- Wierzysz w to, że się zabije?- Tak.- A ty, Mariko-san?- Nie wiem, Yabu-san.Przykro mi, nie potrafię ci nic doradzić.Kilka godzin temu powiedziałabym, że tego nie zrobi.Ale teraz sama nie wiem.On.od chwili, gdy przyszedł po niego Omi-san.zmienił się.- Igurashi-san?- Jeżeli ustąpi mu się w tej chwili, a on tylko udaje, to bez przerwy będzie stosował tę sztuczkę.Jest chytry jak kami lisa, wszyscy przecież wiedzieliśmy, jaki jest sprytny, ne? Kiedyś będziesz musiał mu powiedzieć „nie”, wielmożny panie.Radzę ci to zrobić teraz, on udaje.Omi pochylił się w przód i pokręcił głową.- Wielmożny panie, racz wybaczyć, ale muszę powtórzyć, że jeżeli odpowiesz „nie”, wiele stracisz.Jeżeli udaje, co może być prawdą, to jeszcze jedno upokorzenie przepełni tego dumnego człowieka taką nienawiścią, że na pewno nie pomoże ci z całej duszy, czego potrzebujesz.Poprosił cię o coś jako hatamoto, do czego ma prawo, a twierdzi, że dobrowolnie chce żyć wedle naszych zwyczajów, Czyż to nie jest ogromny postęp, wielmożny panie? To wspaniale i dla ciebie, i dla niego.Doradzam ci rozwagę.Użyj go z korzyścią dla siebie.- Mam taki zamiar - burknął głucho Yabu.- Owszem - odezwał się Igurashi - jest cenny, owszem, chcę poznać jego wiedzę.Ale trzeba go trzymać w karbach, powtarzałeś to wiele razy, Omi-san.Jest barbarzyńcą.Niczym więcej.Och, wiem, że jest teraz hatamoto i że wolno mu od dzisiaj nosić miecze.Ale to nie czyni go samurajem.Nie jest samurajem.Nie jest nim i nigdy nie będzie.Mariko zdawała sobie sprawę, że spośród wszystkich tu obecnych, ona najlepiej powinna rozumieć zachowanie Anjin-sana.Ale nie potrafiła.W jednej chwili rozumiała go, ale w następnej znów stawał się dla niej niepojęty.W jednej chwili lubiła, a w następnej nienawidziła.Dlaczego?Blackthorne jak nawiedzony wpatrywał się w przestrzeń.Ale czoło miał zroszone potem.Ze strachu? - zastanawiał się Yabu.Ze strachu, że odkryją, iż udaje? A udaje?- Mariko-san?- Tak, panie?- Powiedz mu.- Yabu nagle poczuł suchość w ustach, zakłuło go w piersi.- Powiedz Anjin-sanowi, że zarządzenie pozostaje w mocy.- Wielmożny panie, racz wybaczyć, ale usilnie nalegam, żebyś posłuchał rady Omiego-sana.Yabu nie spojrzał na nią, tylko na Blackthorne’a.Żyła na czole mu pulsowała.- Anjin-san twierdzi, że już postanowił.Niech więc będzie.Przekonajmy się, czy jest barbarzyńcą.czy hatamoto.- Anjin-san - powiedziała prawie niedosłyszalnie Mariko.- Yabu-san mówi, że zarządzenie pozostaje w mocy.Przykro mi.Blackthorne usłyszał te słowa, ale nie poruszyły go one.Nigdy dotąd nie czuł w sobie takiej siły i takiego spokoju, jeszcze nigdy nie był aż tak bardzo świadom życia.Czekając, nie patrzył na nich ani ich nie słuchał.Jego decyzja była nieodwołalna.Resztę pozostawił woli boskiej.Zamknął się w sobie, słysząc wciąż od nowa te same słowa, te same, które wskazywały mu, jak tutaj żyć, te same, które z pewnością przez usta Mariko przekazał mu Bóg: „Wyjście jest proste: śmierć.Żeby przeżyć, musisz żyć wedle naszych zasad.”-.zarządzenie pozostaje w mocy.A więc muszę umrzeć, pomyślał.Powinienem się bać.Ale się nie boję.Dlaczego?Nie wiem.Wiem tylko tyle, iż odkąd uznałem, że aby żyć tu jak człowiek, należy się dostosować do miejscowych zwyczajów, narażać życie, umrzeć - być może umrzeć - lęk przed śmiercią nagle zniknął.„Życie i śmierć są tym samym.karmę pozostaw karmie”.Nie boję się śmierci.Po drugiej stronie shoji zaczął padać łagodny deszcz.Blackthorne spuścił wzrok na krótki miecz.Miałem udane życie, pomyślał.Jego wzrok znów spoczął na Yabu.- Wakarimasu - powiedział wyraźnie i chociaż zdawał sobie sprawę, że słowo to wymówiły jego usta, czuł się tak, jakby odezwał się nie on, a ktoś inny.Nikt się nie poruszył.Przyglądał się, jak jego prawa ręka bierze sztylet.A potem jego rękojeść chwyciła także lewa.Nieruchome ostrze mierzyło w serce.Słyszał już tylko własne życie, coraz silniej i silniej, aż wreszcie nie mógł już wsłuchiwać się w nie dłużej.Jego dusza łaknęła wieczystej ciszy.Łaknienie to wyzwoliło odruch.Dłonie nieomylnie skierowały broń na cel.Gotów powstrzymać pchnięcie Omi nie był jednak przygotowany na aż taką nagłość i dzikość ciosu i kiedy pochwycił prawą dłonią za rękojeść sztyletu, a lewą za jego ostrze, poczuł ból i zaczął krwawić.Zmagał się z siłą ciosu z całej mocy.Nie dawał rady.I wówczas dopomógł mu Igurashi.Wspólnie powstrzymali pchnięcie.Odciągnęli sztylet.Z rozciętej skóry powyżej serca Blackthorne’a, tam gdzie weszło ostrze, popłynęła cienka strużka krwi.Mariko i Yabu nie poruszyli się.- Powiedz mu, powiedz mu, Mariko-san, że wystarczy mi to, czego się nauczy - rzekł Yabu.- Każ mu.nie, poproś Anjin-sana, żeby złożył przysięgę, o jakiej mówił pan Omi.Żeby zrobił to, co powiedział Omi-san.Blackthorne powoli wysuwał się z objęć śmierci.Z wielkiego oddalenia wpatrywał się w nich i w sztylet, niczego nie pojmując.A potem rwący strumień życia powrócił do niego, ale ponieważ nie potrafił pojąć, co to znaczy, uznał, że nie żyje i jest martwy.- Anjin-san? Anjin-san?Zobaczył jej poruszające się usta i usłyszał słowa, ale wszystkimi zmysłami skupiony był na deszczu i na wietrze.- Tak?Jego własny głos nadal dobiegał skądś z daleka, czuł jednakże woń deszczu, słyszał jego krople i smakował morską sól w powietrzu.Żyję, rzekł zdumiony w duchu.Żyję, na dworze pada prawdziwy deszcz i wieję prawdziwy wiatr, z północy.Tam stoi prawdziwy kociołek, z prawdziwymi węglami, a gdybym wziął do ręki tę filiżankę, to znalazłbym w niej prawdziwy płyn, który miałby smak.Nie umarłem.Żyję!Pozostali siedzieli w milczeniu, czekając cierpliwie, zachowując się delikatnie, żeby złożyć hołd jego dzielności.Jeszcze żaden Japończyk nie widział na oczy tego, czego byli świadkami.Wszyscy zapytywali się w duchu, co teraz zrobi Anjin-san
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates