[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupując majątki wydarte innym, ściągnął na siebie gromy sekty, która wprawdzie wyklucza ze swego grona niewiernych synów, ale nie18Lexington – miasto w stanie Massachusetts, 19 kwietnia 1775 r.stoczono pod Lexington pierwszą bitwę, w czasie wojny o niepodległość.19przestaje się nimi interesować.Wkrótce jednak ta chmura znikła.Rozproszyło ją zdobyte bogactwo, a może powszechność wspomnianego grzechu.›Po skończonej wojnie, kiedy to Stany Zjednoczone zdobyły niepodległość, Marmaduk poniechał handlu, w owych czasach bardzo niepewnego, i zajął się zagospodarowaniem nabytych majętności.Pieniądze i praktyczny zmysł pozwoliły mu wyciągnąć z nowego przedsięwzięcia maksimum tego, co mógł dać surowy klimat i górzysty teren, toteż jego majątek wzrósł dziesięciokrotnie i niebawem zaliczano go do ludzi najbogatszych i najbardziej znakomitych.Miał jednak spadkobiercę – córkę, którą czytelnik już poznał.Teraz odebrał ją ze szkół i wiózł do domu, gdzie od dawna brakło pani i gospodyni.Gdy ta część stanu, gdzie leżały włości Marmaduka, zaludniła się dostatecznie, aby przekształcić ją w hrabstwo, powołano go, zgodnie ze zwyczajami kolonialnymi, na urząd pierwszego sędziego.To na pewno przyprawiłoby o wesołość uczonego jurystę londyńskiego, ale po pierwsze, tak nakazywała konieczność, a po drugie, człowiek doświadczony i zdolny na każdym urzędzie potrafi wzbudzić szacunek, który go dostatecznie brpni.Marmaduk zaś, z natury trzeźwiej myślący od sędziego króla" Karola, nie tylko ferował słuszne wyroki, ale i uzasadniał je trafnie.W każdym razie takie panowały wówczas zwyczaje.Sędzia Tempie, bynajmniej nie ostatni wśród sędziów nowo powstałych okręgów, nie bez racji uważany był (i sam się uważał) za jednego z pierwszych.R O Z ' D Z I ¦ A Ł TRZE C IWszystko co widzisz – to dzieło natury;Skały, eo wznoszą swe czoła omszałeJak dumne blanki zamkówstarodawnych,Te pnie dostojne, co chylą dostojnieGęstwę konarów w zimowej zamieci,Lodowe pola, błyszczące się w słońcu,Bielsze niż białość piersimarmurowych…Lecz tak jak potwarz cześć plamidziewiczą,Tak człowiek szpeci to dzieło natury.DuoPo chwili Marmaduk Tempie dostatecznie ochłonął z wrażeń, by uważniej przyjrzeć się swemu nowemu towarzyszowi.Zobaczył, że byl to młodzieniec w wieku lat dwudziestu dwóch lub trzech, wzrostu powyżej średniego.Nic więcej nie dostrzegał spod grubego płaszcza, szczelnie otulającego młodzieńca i przepasanego wełnianym pasem, bardzo podobnym do tego, jaki nosił myśliwy.Przyjrzawszy się postaci nieznajomego sędzia przeniósł badawczy wzrok na jego twarz.Wciąż zdradzała ona tę samą niechęć, z jaką młodzieniec wsiadł do sanek, niechęć, która nie uszła uwagi Elżbiety i podnieciła jej ciekawość.Wyraźny zaś niepokój zaznaczył się w słowach młodzieńca, gdy prosił swego starego towarzysza o zachowanie tajemnicy.Nawet gdy' się już zdecydował pojechać, a raczej gdy pozwolił się zabrać do miasteczka, nachmurzył się, jakby był z tego nierad.Ale stopniowo jego ujmująca twarz się rozpogodziła.Siedział w milczeniu – najwidoczniej nad czymś rozmy- | ślał.Sędzia przez chwilę bacznie mu się przyglądał.Potem, jakby drwiąc z własnego roztargnienia, powiedział:–Przerażenie, mój młody przyjacielu, najwidoczniej odebrało mi pamięć… Znam pańską twarz, a jądnak nawet za dwadzieścia nowych jelenich ogonów do czapki nie powiedziałbym, jak się pan nazywa.–Jestem tu zaledwie od trzech tygodni – chłodno odparł młodzieniec – a pana nie było przez sześć.–Jutro kończy się piąty tydzień mej' nieobecności.A jednak przysiągłbym, że już gdzieś pana widziałem.Co powiesz, Bess? Czy uważasz, że jestem przy zdrowych zmysłach? Czy mogę przewodniczyć21ławie przysięgłych lub co teraz ważniejsze – robić honory domu na wigilijnej wieczerzy w Templeton?–Prędzej podołasz jednemu i drugiemu, niż zabijesz jelenit z dwururki – odpowiedział mu wesoły głosik spod wielkiego kaptura.1 A po chwili Elżbieta dorzuciła już poważniej: – Mamy sporo powo-| dów do dziękowania Bogu.Konie niebawem poczuły stajnię.Zagryzły wędzidła, potrząsnęły łbami i żwawo ruszyły naprzód po płaskim szczycie góry, Wkrótc dojechali do miejsca, gdzie droga gwałtownymi serpentynami schodziła w dolinę.Na widok czterech słupów dymu nad własnym domem sędzia ocknął się z zadumy.–Spójrz, Bess.Warto, byś tu została do końca życia.I tyj młodzieńcze, także mógłbyś zostać, gdybyś przyjął nasze zaproszenie.[Młodzi nagle spotkali się wzrokiem.Elżbieta zarumieniła się, choć spojrzenie jej było chłodne.Młodzieniec zaś znów się uśmiechnął zaga^ dkowo, jakby i on nie wierzył, że mógłby wejść do rodziny sędziego.] Krajobraz, który rozścielał się u stóp, był tak piękny, że poruszyłby człowieka jeszcze trzeźwiejszego niż Marmaduk Tempie.,Zjeżdżali wąską drogą wijącą się tuż nad przepaścią, tak stromą,! że trzeba było bardzo ostrożnie kierować saniami.Tuż u nóg podróż-j nych, na południowym krańcu tej pięknej równiny rozciągała się ciem-j na kilkuakrowa plama.Z pomarszczonej powierzchni i z oparów nae nią łatwo było zgadnąć, że to górskie jezioro w okowach mrozu.Z jegc głębi wypływał wąski, wartki strumień.Sosny, jodły nad brzegami! i opary powstające w zimniejszym" powietrzu nad wodą wyraźnie znaczyły jego krętą, kilkumilową drogę, dnem doliny biegnącą na poh.dnie.Widać w niej było rozrzucone skromne domki osadników.Icr.liczba świadczyła, że ziemia jest tu urodzajna, a warunki życia doś łatwe.Tuż nad brzegiem jeziora, wzdłuż jego grobłi leżała osada Temp-! leton.Składała się z pięćdziesięciu różnych budynków, przeważnie dre-j wnianych.Wszystkie były w nie najlepszym guście, najwidoczniej budo-j wano je w pośpiechu, a żadnego jeszcze nie wykończono.Przedstawiał} istną mozaikę barw i stały szeregiem małpując miejski szyk.Najwidocz-I niej tak zarządził ktoś, kto więcej myślał o przyszłości niż o dzisiejszej! wygodzie.Parę lepszych domów prócz tego, że były pomalowane na jednolity kolor, miało jes"zcze zielone okiennice.Ta zieleń dziwnie kontrastowała, przynajmniej w tej porze roku, z mroźnym jeziorem, białymi górami, lasami i śnieżnymi polami.Przed wejściem do tych preten-22^j^HLig|JHHsjonalnych siedzib rosło parę drzewek bez gałęzi lub najwyżej przyozdobionych jedno – czy dwuletnimi pędami.Stały one jak grenadierzy u progu książęcego pałacu.Bo rzeczywiście te uprzywilejowane domy były siedzibami miejscowej arystokracji w królestwie Marmadu-ka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates