[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Punktualnie o siódmej wkroczyła do sali konferencyjnej.Zastała około trzydziestu stłoczonych i pozbawionych entuzjazmu komendantów, kapitanów, detektywów i oficerów, którzy wbili w nią wzrok.Komputerowy plan miasta wyświetlony na dużym ekranie ściennym przedstawiał statystykę morderstw, gwałtów, rozbojów, napadów na kobiety i dzieci, włamań, okaleczeń i kradzieży samochodów podczas ostatnich dwudziestu ośmiu dni działania systemu COMSTAT oraz na podstawie zestawień rocznych.Na wykresach pojawiały się granice czasowe, stopnie prawdopodobieństwa i dni tygodnia, kiedy zostają popełnione określone przestępstwa, w jakich okręgach i na czyich zmianach.Judy zajęła główne miejsce przy stole pomiędzy Brazilem i Virginią West.– Znowu bankomat – powiedziała cicho jej zastępczyni.Judy spojrzała na nią ostro.– Właśnie odebraliśmy zgłoszenie, ludzie są jeszcze w terenie.– A niech to! – Poczuła wzbierający gniew.– Jak najszybciej chcę znać szczegóły.Virginia wstała i wyszła z sali.Komendantka popatrzyła na siedzących przy stole.– Miło was tu wszystkich widzieć – zaczęła.– Dzisiaj rano mamy sporo do przedyskutowania.– Uśmiechnęła się, nie zamierzając tracić czasu.– Zacznijmy od pierwszego okręgu.Majorze Hanger, wiem że jest jeszcze wcześnie.– Zawsze jest za wcześnie – burknął.– Ale rozumiem, że tak to się robi w Nowym Jorku.Skinął na Wally’ego Flinga, asystenta Judy do spraw administracyjnych, którego przydzielono niedawno do obsługi map komputerowych, czego wszyscy nienawidzili.Ten wcisnął kilka klawiszy i na ekranie pojawił się wykres kołowy.– Fling, nie chodzi mi o kołowy – powiedział Hanger.Asystent znów wcisnął kilka klawiszy i pojawił się następny wykres kołowy, tym razem z czwartego okręgu.– Przepraszam – rzucił zdenerwowany i zaczął od początku.– Ma być pierwszy okręg, prawda?– Dobrze by było.I nie kołowy.W końcu pojawił się wykres, ale drugiego okręgu.Zdesperowany Fling znów zaczął stukać w klawisze, a po chwili na ekranie pojawiło się godło wydziału z wypisaną dewizą „Miłosierdzie, specjalizacja, respekt”, w skrócie MSR.Ono też zostało zapożyczone z nowojorskiego departamentu policji.Kilku policjantów parsknęło śmiechem, inni syknęli z dezaprobatą.Brazil spojrzał na szefową, jakby chciał powiedzieć: „A nie mówiłem?”.– Dlaczego nie możemy mieć własnego logo? – zapytał kapitan Cloud, który pełnił tego dnia dyżur i uważał, że ma prawo zabrać głos.– No właśnie – przytaknęło mu kilka głosów.– Co to my sroce spod ogona wypadliśmy?– A może mundury też mamy nosić po nich, co?– Pani komendant, takie rzeczy nas irytują.Na ekranie pojawiły się dwa kolejne wykresy kołowe.– Podporuczniku Fling, proszę wyświetlić logo jeszcze raz – poleciła Judy.– Porozmawiamy o tym.Całą powierzchnię ekranu wypełniła mapa napadów z bronią w ręku; małe żółte rewolwery wskazywały najniebezpieczniejsze miejsca w mieście.– No dalej, Fling!– Sprawdź w „COMSTAT dla opornych”.– Kurczę – odezwał się, gdy jakimś cudem odnalazł główne menu.– Lepiej wracaj do swoich codziennych zajęć.Cztery razy pod rząd wcisnął „enter”, aż w końcu dźwięk oznajmiający błąd ostrzegł go, żeby przestał.– No dobrze, proszę o spokój.– Judy Hammer uciszyła salę.– Kapitanie Cloud, proszę nam powiedzieć, co ma pan do powiedzenia.– No więc – wstał, chociaż nikt go o to nie prosił – to jest jak z herbem miasta, Jerzy Waszyngton dosiadający konia.Ja się pytam, co Waszyngton ma do Richmondu? No co?Ściągnęliśmy z Waszyngtonu, z innego dużego miasta.– Amen.– Całkowicie się z tym zgadzam.– Założę się, że nigdy tu nawet nie nocował.– To wstyd.– Najpierw z Waszyngtonu, a teraz mamy ściągać pomysły z Nowego Jorku? Przecież wychodzimy na durniów – ciągnął Cloud.– Dobrze – odezwała się Judy podniesionym głosem.– Obawiam się tylko, że obecnie niewiele możemy zrobić z herbem miasta.Wracajmy do naszej dewizy.Kapitanie Cloud, pamięta pan o obowiązku zaproponowania rozwiązania, jeśli się przedstawia jakiś problem? Ma pan do zaproponowania jakąś inną dewizę?– Hm, wczoraj wieczorem jedno chodziło mi po głowie.Cloud cierpiał na nadciśnienie.Biała koszula mundurowa miała za ciasny kołnierzyk, kapitan spurpurowiał na twarzy.Znalazł się w centrum uwagi i teraz zalewał go pot.– Myślałem o czymś prostym, a jednocześnie wyrazistym.Nie spodziewajcie się nic specjalnie porywającego, poetyckiego czy takie tam.Zadajmy sobie pytanie, jacy musimy być.Myślę, że odpowiedź da się zamknąć w trzech słowach: „Twardzi wobec zbrodni”.– Rozejrzałsię po siedzących przy stole.– Inaczej te-wu-zet.Łatwo zapamiętać, zajmuje tyle miejsca co emes-er.Łatwo będzie przerobić.– E tam.– Mnie się nie podoba.– Mnie też.– W porządku – przerwał im Cloud.– Na wszelki wypadek przygotowałem drugą propozycję.Może: „Twardzi przed sądem, twardzi wobec zbrodni”.Te-pe-es te-wu-zet.– Nie brzmi.– No właśnie.– Chwilunia.– Kapitan nie tracił pewności siebie.– Wszyscy zawsze narzekają, że tak późno się pojawiamy na miejscu przestępstwa, i dużo czasu mija od włączenia się alarmu przeciwwłamaniowego do naszego przyjazdu.Ile to się nasłuchamy, że tak długo trwają śledztwa? Myślę, że te-pe-es te-wu-zet zawiera pozytywne przesłanie na temat naszego nowego stosunku do pracy, na temat naszych lepszych starań.– Brzmi jak tykanie zegarka.Kojarzy się, że tylko czekamy, aż się skończy służba.– Albo zdarzy się coś złego.– Jeśli już, to powinno być te-wu-zet te-pe-es, bo najpierw jesteśmy twardzi wobec zbrodni, a do sądu sprawa trafia potem.– Nic z tego, Cloud.– Daj sobie spokój.Kapitan został zakrzyczany.– Nieważne.Judy Hammer milczała, dając ludziom szansę wypowiedzenia się, dłużej jednak nie mogła wytrzymać.– Dziękuję, panie kapitanie.Wszyscy musimy to sobie przemyśleć.Ja zawsze pozostaję otwarta na nowości.– Mam pewien pomysł w tej kwestii – odezwał się Andy Brazil.Zapadła cisza.Jedni policjanci patrzyli w notatki, inni poprawiali się na krzesłach.Ktoś sięgnął po kawę.Kapitan Cloud zaszeleścił papierkiem, otwierając paczkę miętowych cukierków na ból gardła.Fling zresetował komputer, który wgrywając od nowa system, zaczął pikać i terkotać.Judy zrobiło się żal Brazila.Była oburzona, że jest dyskryminowany z powodów, na które sam nie miał wpływu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates