[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A Bram, o ile nam wiadomo, nie zapuszczał się nigdy dalej na południe jak do fortu Chipewyan.Wszystko to razem wydaje mi się zupełnie niezrozumiałe.A ty, co sądzisz o tym? No, mówże! O czym tak myślisz?- O czym myślę? - powtórzył powoli Piotr, wpatrując się w swego gościa - myślę o wilkołaku.o owych czasach.i zaczynam powoli w nie wierzyć, choć wcale nie jestem zabobonnym.wcale nie.Z pewnym zażenowaniem mówił dalej niepewnym głosem:- Ale, widzi pan, ludzie opowiadają o Bramie i jego wilkach takie potworne historie.Podobno, jak mówią, zaprzedał on swą duszę diabłu w zamian za to może, kiedy mu się tylko spodoba latać w powietrzu lub przemieniać się w wilka.Opowiadano mi, że widzieli go ludzie, jak gdzieś wysoko na niebie śpiewał jakąś dziką piosenkę, przy akompaniamencie wyjących wilków.Natknąłem się też na szczep Indian, pogrążonych w modłach i adoracji, bo widzieli Brama otoczonego wilkami, jak budował sobie zaklęty pałac w swym środku chmury, błyskającego gromami.Wobec tego nic dziwnego, że Bram łapie zające w sidła, splecione z włosów kobiecych.- I równie nic dziwnego, że potrafi włosom czarnym nadać kolor złocisty - wtrącił Filip.- Ha, co w tym wszystkim jest prawdą? Któż to może wiedzieć?Na twarzy Piotra wyczytać można było wewnętrzną walkę.Starał się otrząsnąć z owych przesądów i zabobonów, które drzemały dotąd gdzieś na dnie jego duszy, a obecnie nagle odezwały się z całą siłą.Wreszcie zacisnął mocno zęby, wyprostował się i odrzucając głowę w tył, oświadczył:- Wszystko to są tylko bajeczki, proszę pana.Umyślnie pokazałem panu te sidła.Bram Johnson nie umarł.On żyje! i ma u siebie jakąś kobietę, o ile.- Tak.o ile.I znowu przemknęła im ta sama straszna myśl, której wypowiedzieć głośno nie mieli odwagi.Filip owinął ostrożnie pukiel włosów wokół palca.Wydobył z kieszeni mały skórzany woreczek i schował do niego owe sidła niezwykłe.Potem nabił fajeczkę tytoniem i zapalił.Podszedł do drzwi, otworzył je i stał chwilę nieruchomo, wsłuchany w ponury świst wichru.Piotr siedział dalej przy stole, obserwując go uważnie.Wreszcie Filip zamknął drzwi i zajął swe miejsce przy stole.Widać było, że już powziął jakąś decyzję.- Stąd do fortu Churchill jest 300 mil angielskich - mówił z namysłem.- Mniej więcej w połowie drogi, w pobliżu Jeziora Jezusa, znajduje się kwatera Mac Veigha i jego ludzi.O ile wybiorę się w pościg za Bramem, musiałbym przesłać krótki raport do Mac, następnie dalej, do fortu Churchill.Słuchaj tedy, Piotrze: czy mógłbyś na parę dni zostawić w spokoju twoje łapki na lisy i zanieść ten mój raport?- Dobrze, zaniosę - odparł Piotr po krótkim namyśle.Do późnej godziny w nocy Filip pisał swój raport.Wysłano go w pościg za bandą złodziei-Indian.Obecnie zawiadomił inspektora Fitzgeralda, komendanta dywizji w forcie Churchill, o tym, czego dowiedział się od Piotra Breault, a czemu należało jednak dać wiarę.Bram Johnson, potrójny morderca, żyje! Więc on pójdzie w pościg za nim.Prosi komendanta, by na jego miejsce wysłano kogoś innego, celem schwytania owej bandy złodziejskiej.Wreszcie podał z możliwą dokładnością, w którym kierunku zamierza wyruszyć w pościg za Bramem.Skończywszy pisać raport, zapieczętował go.Raport był obszerny i wyczerpujący.Brakowało w nim jednej tylko rzeczy.Filip Brant nie wspomniał ani słówkiem o owych sidłach i złocistych włosach kobiecych.IVW drogę!.Nazajutrz rano, choć szalała jeszcze zawierucha śnieżna, Filip Brant pod przewodnictwem Piotra Breaulta, puścił się w drogę.Piotr doprowadził go do miejsca, w którym przed zaledwie trzema dniami nocował Bram Johnson w towarzystwie swych wilków.Przez te trzy dni wichry nawiały tyle śniegu z pustynnego Barrenu, że ów świerk, pod którym wówczas Bram nocował, zasypany był prawie do połowy wysokości zwałami twardego śniegu.Piotr Breault określił jak najdokładniej kierunek, w którym, najprawdopodobniej, następnego ranka wyruszył Bram.Brant wydobył busolę i ustawił jej strzałkę w odpowiedni sposób tak, aby mógł się w każdej chwili dokładnie zorientować, gdzie jest.W ten sposób doszedł do jednego, zupełnie pewnego wniosku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates