[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy takowe serio,Które by niebo swoją okryło liberiąI zapięło na guzik cynowy księżyca,Lepsze jest od ironii i pewniej oświéca?Czy takie serio, które od wieka do wiekaZjedna sobie na zimno genialnego człeka,A potem go utuczy mową pogrzebową,I postawi mu grubą figurę brązową[94],Na której ptak wypocznie i bluszcz pójdzie do niej,— Czy serio takie wiele czulsze od ironii?.Wszelako taki ogół, co tak się osklepi,Nie ironia, nie cynizm wybudują lepiej.Jedna i drugi, istną nie będąc przyczyną,Trwają tyle, ile są społeczności winą,Lecz któż niemi cokolwiek zacnego postawi?Nikt, choć niemało złego i gorzkiego strawi.Gdzie przeto całe trzeba sklepienie rozpękać,Gdzie przeto wolność słowa musi w poród stękać,Tam, to jest u samego roboty poczęcia,Pytam się: który przymiot swe zachował wzięcia?.Czyli wiedza? Czy talent? Czy wielka wymowa?Nie! Tam charakter człeka, a więc świętość słowa!XIIJak przeto czyni owy budownik katedry,Że nie pierwej związuje na poddaszu cedry,Ni obleka ich blachy tarczą, lecz odwrotnieDziała, w głębię się mając z taczkami samotnieI, aby wzniosłe stawił, grzebie pierwej w ziemiA potem mur utwierdza cegły czerwonemi,Powtarzając zasadę budowli — pomału —Nareszcie czaszkę sklepi z okiem bez kryształu,Acz w zaciosach ciąg trzyma jeden i ten samy,Od posad do kolumny trzęsącej liściami,W sklep[95] idącej gałązek nerwy, aż co dalejStawiąc, gdy się już wszystko skostni i ustali,Na jeden raz w ostatnią ująwszy wieżycę,Całego gmachu obraz w niej trzyma jak świécę,I zapala u słońca blach rozmaitościąStrzałę wieży, jakoby duch błysnął nad kością —Tak od świętości słowa rzecz snować poczęta,Zestrzelona w charakter staje, jest dopięta.Człowiek, który na wstępie nieustannie mówił,Milczy i pisze naraz, gdy się zastanowił,Naraz milczy i pisze, bo zastanowienieOgółu jest objęciem, więc jest określenie,Więc to jest forma.Przeto: litera i słowoZ wewnątrz na zewnątrz całą zakwitnęły mową.Alić, gdy słowo w ślepe zmieniono narzędzie,Zginął plan, opuszczono rusztowań krawędzie,Pomięszanie wewnętrzne, znaczeń słów przemianaI ruina, nim Babel była zbudowana!Dwie się tradycje odtąd głównie rozpierają:Poufna i zewnętrzna; kasty tu powstają,Ale zarazem pismo i ruch dramatyczny,Pełny, gdy równie święty, o ile praktyczny,Przełamany, gdy praca wnętrzna zaniedbaną,Lub w kajdany okuty, gdy ta zapomnianą.Odtąd znów świętość słowa przez prorocze ustaOdklina, co zaklęła nicość lub rozpusta,I szeregami ludzi ukamienowanychPozywa świat do źródeł przed stopy rozlanych,Aż gdy ostatnią kroplę rozetrą pod piętą,Woda się w krew zamieni, nie będąc pojętą!Nareszcie słowa świętość w majestacie całymGore, lecz nie zewnętrznie głośnym ideałemI, niźli spostrzegł, pierwej świat jest zwyciężonyOd wewnętrznej zarówno, jak zewnętrznej strony.Równowiednie się słowo stanowi i czyta,Tworzy charakter, coś jak spiritus et vita,I siłą jest — jak pierwej w świecie starożytnymSiła się tylko słowem mieniła zaszczytném;A wielkie charaktery, słynne przez klasyków,Winne wielkości pomiar[96] ciszy niewolników.Odtąd, mówię, charakter nie jest już wypadkiemCudzego upodlenia, jeno prawdy świadkiem.Parabola[97] wraz stręczy[98] rękojmie zbioroweHarmonijnej dyskusji i z błędu wymowęCzyni, zaś z kłótni daje dialog bogaty,Z uniesień deklamację.Tu rozejma światy,Przez dany cel niskiemu światu niskie bierzeI podnosi, jak słusznie uprzężone zwierzę.Zawiść na bodziec mieni, zazdrość czyni biczemSamej siebie, chełpliwość z krzykiem jej zwodniczymZamienia na te gzymsów wyskoki, co sameSą nic, lecz arcydzieło ubierają w ramę,I, nie widząc go, służą mu, a sobie rade,Dmą w pełność własnych kształtów i w złota paradę.Zło, zaiste że w dramie słowa rozwiniętejStrawione jest i gniewu oścień jest połknięty.Mąż, co na prawdzie stoi, jako heros nagi,Ma już wszystko, gdy dość ma czasu i odwagi.Takowa to oś skoro wzięła utwierdzenie,Stało się w dziejach miejsce, nie miejsca widzenie,Wołające w etery proroczego ducha —Miejsce pewne, garść ziemi dotkliwa i sucha.Stąd graniczność, stąd ludów przestanki i mowy,Konieczny bezinteres międzynarodowy.Ciała nowe, nie z bioder samych gór powstałe,Lecz i ze słów, o ile jaśnieją dojrzałe.A kto by mi zaprzeczył doniosłości słowaI że nie wstaje przezeń istność narodowa,Ni stworzyć to parlament, co historia zdolny —Ten wszystko może umieć i znać prócz, że wolny!Nie rodzimość to bowiem języka zrobiłaW Ameryce parlament, ale słowo-siła,Tworząc świat cały nowy, jak niebieskie ciałaZa dni pierwszych, gdy twórczość byty wymawiała.Nie język przenajczystszy genezą[99] korzeniWaszyngtonowi orła dał i garść promieni[100],Lecz Ten, co ze wszech figur i ze wszech przymiotów,Ze wszystkich tkań, ze wszystkich uciszeń i grzmotówCzyni ogromną aurę wolności sumienia:Wysokość sfery słowa, nie wartość korzenia[101] !Zarody i roślinne języków wartościePróżna jest, gdy wzajemnie ściągają zazdroście.Żaden sam z siebie nie był i nie jest dostatni;Dziś wziętszym ten, co szczegół kreśli akuratniej,Skoro o pracę idzie i o krajów miedze;Głębszy stanie się wziętszym, gdy pójdzie o wiedzę.Proszę hebrajską mową pisać felietony[102],Po parysku dotykać dawidowej struny[103],Skandynawskie marzenia wyłożyć na mowęRzymskich legistów, kształtne fraszki lucjanoweNa braminów[104] dialekt.— Zewsząd będą straty,Każdy język okaże się w czemś niebogaty.Lecz, jeżeli mąż, członek narodu, już stoiTam, gdzie o swe słabości człowiek się nie boiI gdzie ze stron ujemnych urabia się nowaBezstronności potęga, dodatność zbiorowa,Niechże narodu język strony swe mniej chwalneZna i prawdzie zeń łuki wiąże tryumfalne.Polskiemu językowi na czem z rodu zbywa?.Na literze! To jego strona jest wątpliwa.Nie na słowie, ni słowa duchowem bogactwie,Ni jego włóknach srebrnych, raczej na ich tkactwie.Litera u nas słusznie nie była pojęta,(Może Achilles winien, lecz to jego pięta)Litera za rzecz była uważana szkolną,Kiełznającą umyślnie, nie bezwłasnowolną,I ani jeden głos się nie podniósł z otwartąMyślą, że ona częścią słowa równie wartą.Do dziś, zaiste, wyznać trzeba, choć boleśnie:Późno wychodzi książka, czyn w zamian przedwcześnie,Gdy na wyścigi takie prac, co nieład wadzi,Patrzą smętnie i mówią: «Kto kogo przesadzi?.»Do dziś ze wszech historyj tą, która utrafiaW serce sprawy, byłaby książki biografia.Wszelako bez słusznego litery uznaniaCiągu nie ma i toku, lecz fazy i drgania.Fazy, przez same następstw wywołane starcieChemiczne, nie zaś z ducha czerpane otwarcie;Próżne myśli i woli odbrzmiewania czasów,Które ledwo być winny kreskami nawiasów.Namiętne dziś, dopokąd odpór jest ich siłą,Jutro puste, pojutrze ani wiesz, co było.Tchnąć możesz bez litery i bez jej uznania,Ale dać nic nie zdołasz: ona rękę skłania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates