[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy Radę Korony, która obraduje trzy razy w roku.W sprawach międzynarodowych muszę się z nimi konsultować.Wszystkie prawa muszązostać zatwierdzone przez obieralną Radę Narodową.- Czy w rządzie są kobiety? W zamyśleniu potarł brodę.- Widzę, że nadal masz smykałkę do polityki.Tak, są.Nie byłabyś zadowolona,gdybym podał ci dane procentowe, lecz Cordina mimo to jest państwem postępowym.- Może „postępowe” to nie jest właściwe określenie - zauważyła.- Być może.- Uśmiechnął, się wspominając, ile razy dyskutowali na ten temat.-Przemysł stoczniowy ze zrozumiałych względów stanowi naszą najmocniejszą stronę, leczturystyka plasuje się tuż za nim.Mamy piękny, stary kraj o godnym pozazdroszczeniaklimacie.Rządzimy się sprawiedliwie.Nasz kraj jest mały, lecz ważny.Tym razem nie zamierzała podważać słów ojca.Całkowicie pochłonął jąoszałamiający widok pałacu.Stał w miejscu najodpowiedniejszym dla tego typu budowli - wnajwyżej położonym punkcie półwyspu, zwrócony w stronę morza, do którego prowadziłostrome, skaliste urwisko.To był widok, którego sam król Artur by nie zapomniał! Brie pałac jawił się jakorzeczywistość ze snu - podobnie jak wiele rzeczy, które poznawała wcześniej.Wzniesiono go z białego kamienia, ozdabiając niezliczoną ilością skrzydeł, tarasów iwieżyczek.Równie dobrze musiał służyć obronie, jak celom reprezentacyjnym.Pozostałprzez wieki niezmieniony.Górował nad stolicą niczym jej stróż i błogosławieństwo.Otwartych bram strzegły straże.W schludnych, czerwonych mundurach gwardziściwyglądali elegancko, choć nieco zabawnie.Brie przypomniała sobie nagle o Reevie.- Rozmawiałam z twoim przyjacielem, panem MacGee - oznajmiłaniezobowiązującym tonem, odrywając wzrok od pałacu.Najpierw interesy, kotku,postanowiła.Miała wrażenie, że tak właśnie zazwyczaj postępuje.- Podobno prosiłeś go o opiekę nade mną.Choć doceniam twoją troskę, uważam, żepomysł, aby w moje życie wkroczył jeszcze jeden nieznajomy, jest odrobinę niewłaściwy.- Wjej głosie zabrzmiał cierpki ton.- Reeve jest synem jednego z moich najdawniejszych i najbliższych przyjaciół.Niejest obcy - wyjaśnił Armand.- Dla mnie jest.Z tego, co mówi, wynika, że spotkaliśmy się tylko raz, prawie dziesięćlat temu.Nawet gdybym go pamiętała, i tak byłby dla mnie obcym człowiekiem.Zawsze podziwiał sposób, w jaki jego córka potrafiła w razie potrzeby wykorzystaćumiejętność logicznego rozumowania.Tym razem nie mógł pozwolić, by podziw przeważyłnad zdrowym rozsądkiem.- Reeve MacGee w Stanach był w policji i zajmował się sprawami bezpieczeństwa, ateraz właśnie tego potrzebujemy.Brie pomyślała o ubranych w czerwone mundury gwardzistach przy bramie imężczyźnie o byczym karku, który siedział w samochodzie za nimi.- Czy ochrona, którą zatrudniasz, nie wystarczy? Armand poczekał z odpowiedzią doczasu, gdy limuzyna zatrzymała się przed wejściem do pałacu.- Gdyby wystarczyła, nie szukałbym nikogo.- Wysiadł z samochodu i odwrócił się, bypomóc córce.- Witaj w domu, Gabriello.Ich dłonie pozostały złączone.Armand czuł, że nie jest gotowa, by wejść do środka, icierpliwie czekał.Wciągnęła w nozdrza intensywną woń kwiatów.Pachniało jaśminami, wanilią,ziołami i rosnącymi na dziedzińcu różami.Białe kamienie niemal oślepiały na tle soczystej,zielonej trawy.Na pewno był tu kiedyś most zwodzony, pomyślała, zaskoczona swojąpewnością siebie.Teraz wytarte kamienne schodki prowadziły do potężnych, mahoniowychdrzwi.Niektóre pałacowe okna zdobiły witraże.Na najwyższej z wież powiewałaśnieżnobiała, przecięta krwistoczerwoną kreską flaga.Budynek zdawał się wzywać ją do siebie, a spokój, jakim emanował, dawał poczuciebezpieczeństwa.Był równie realny jak strach, który odczuwała jeszcze tak niedawno.Ajednak nie potrafiła powiedzieć, które z okien należały do niej.Przecież przyjechałaś po to,żeby się tego dowiedzieć, głupia babo, upomniała samą siebie i energicznie ruszyła kudomowi.Zdążyła przejść kilka kroków, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i z pałacu wybiegłmłody mężczyzna o gęstych, czarnych włosach i sylwetce tancerza.- Brie! - Rzucił się jej na szyję z siłą i entuzjazmem młodości.Z zadowoleniemstwierdziła, iż pachnie końmi.- Właśnie wróciłem ze stajni, kiedy Aleks powiedział, że jesteśw drodze do domu.Od razu poczuła, że ów młody człowiek musi bardzo mocno ją kochać, i ponad jegoramieniem bezradnie spojrzała na ojca.- Twoja siostra musi odpocząć, Bennetcie - pospieszył z komentarzem nieocenionyArmand.- Naturalnie.Tu odpocznie najlepiej.- Szeroki uśmiech nie schodził z pięknej,ogorzałej twarzy.Wyglądał tak młodo, tak radośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates