[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służba w TB 6 jest uciążliwa i pełna napięcia wskutek dziwacznych pomysłów ludzi z MAD, lecz mimo wszystko dużo ciekawsza niż w dywizyjnych koszarach.W każdym razie dla młodego, zdolnego oficera, który ma zamiar przejść do pracy w sztabie, a przedtem musi się wykazać służbą w linii.Dobre sobie: w linii.Można sobie wyobrazić, co by na to określenie powiedzieli staruszkowie, pamiętający jeszcze II wojnę światową.Ale służba w TB 6 ma jednak w sobie naprawdę coś z atmosfery frontu, choć w Europie panuje pokój i nic na razie nie wskazuje, żeby miało być inaczej.Może dlatego, że wszystko, co się w Bazie robi, jest dużo bardziej serio niż te niemądre zajęcia w koszarach.Pełni się tę służbę tylko przez sześć godzin na dobę, ponieważ naczelny psycholog Bundeswehry orzekł, że dłuższe przebywanie w pomieszczeniu kontrolnym Bazy mogłoby osłabić sprawność umysłową oficerów dyżurnych.Od ich pełnej sprawności zależy zbyt wiele, aby dowództwo Paktu chciało sobie pozwolić na jakiekolwiek ryzyko.Oficerowi dyżurnemu nie wolno opuścić pomieszczenia kontrolnego nawet na 1 MAD - kontrwywiad wojskowy w RFN.sekundę.Co cztery minuty ma obowiązek sprawdzić wzrokowo - tak się to pięknie nazywa w regulaminie - każdą z trzydziestu czterech lampek kontrolnych, sygnalizujących działanie Głównego Obwodu Zabezpieczającego.Co pół godziny musi przekazać do dowództwa dywizji meldunek, że nic nowego nie zaszło.Oczywiście nikt żywy tego nie czyta.Gdyby jednak meldunek nie nadszedł w porę, i to z dokładnością do trzydziestu sekund - wiecznie czujny komputer, sprzężony z chronometrem, zaalarmuje natychmiast stanowisko dowodzenia dywizji i na domiar sam wpisze do elektronicznych akt osobowych oficera odpowiednią notatkę.Nazwijmy to notatką.Wreszcie co godzinę oficer dyżurny musi przyjąć raport od dowódców kolejnych patroli wartowniczych, gdyż sicher ist sicher: zewnętrznych obwodów ochronnych.Tajnej Bazy strzegą również żywi ludzie, wyekwipowani w nieprawdopodobną ilość strzelającego żelastwa.Poza tym nie dzieje się nic.Oficerowi dyżurnemu nie wolno czytać, rozwiązywać krzyżówek, oglądać telewizji, telefonować do panny Vicki w celu usłyszenia jej miłego głosu, ani nawet rysować kotków pod jodełkami.Von Wiprecht przypuszcza, choć nie ma na to żadnych dowodów, że oficerów dyżurnych nieustannie podglądają ukryte kamery zamkniętej sieci telewizyjnej.Sześć godzin takiej służby, zwłaszcza na najgorszej wachcie, między północą i szóstą rano, wystarcza w zupełności, żeby po powrocie do Escherpfarr zwalić się na łóżko i spać bez końca.Właściwie jedyna prawdziwa atrakcja tej piekielnej służby - bo w żadne tam prawdziwe alarmy nikt już od dawna nie wierzy - polega na tym, że została ona unormowana z dokładnością do minut, właściwie do sekund, a mimo to obfituje w różne niespodzianki.Na przykład takie: na godzinę przed objęciem służby wyznaczony na daną zmianę oficer dyżurny musi się poddać tak zwanym badaniom lekarskim, choć słuszniej byłoby to nazwać przesłuchaniem.Że najmniejszy nawet ślad alkoholu we krwi lub, powiedzmy, nieznaczne ćmienie zęba dyskwalifikuje ze służby - to jeszcze można zrozumieć.Trudno jednak wyjaśnić, dlaczego wojskowy psychiatra bez żadnych wyjaśnień orzeka „chwilową niezdolność do pełnienia służby” lub dlaczego dyżurny psycholog wpisuje do oficerskiej książeczki zdrowia jakieś tajemnicze znaczki, których praktyczne znaczenie sprowadza się do tego, że oficer traci kolejną służbę.Ale może nie ma się czemu dziwić.W podziemiach Tajnej Bazy nr 6 składowane są pewne cacka, które mogłyby pewno obrócić w perzynę pół Europy.Regulamin surowo zabrania wszelkich rozmów na temat przedmiotów specjalnego przeznaczenia, toteż oficerowie nazywają je między sobą nietoperzami.Nie wiadomo, kto je tak idiotycznie nazwał.Te obłe, srebrzyste cygara przypominają raczej gigantyczny ogórek niż jakiekolwiek zwierzę.Chyba że po zamontowaniu w korpusie rakiety nośnej, ale tego nikt jeszcze z załogi TB 6 nie oglądał na własne oczy.Podczas ćwiczeń używano niedbale skonstruowanych atrap, do których odnoszono się z rozbawieniem.Kapitan von Wiprecht ogarnia okiem lampki kontrolne, po czym spogląda na ukryty za pancerną szybą elektroniczny zegar płatkowy, sterowany centralnie ze stanowiska dowodzenia dywizji.Nieprawdopodobne.Jest cztery po szóstej, a zmiennika jeszcze nie ma! Co gorsza, nie zgłosił się również z raportem dowódca ostatniego patrolu wartowniczego, sympatyczny, rozgarnięty sierżant Pauschke, syn tego słynnego Pauschke.Odkąd kapitan von Wiprecht został zaliczony do stałej załogi TB 6, taki wypadek jeszcze się nie zdarzył.Zdaje się, że nie zdarzył się w ogóle nigdy, w całej historii Bazy.Teraz wreszcie przydają się półautomatyczne odruchy, wpajane oficerom całymi tygodniami na kursie intensywnej psychologizacji.Von Wiprecht odpina kaburę pistoletu i przesuwa ją na brzuch.Odwodzi kurek bezpiecznika.Porównuje godzinę na zegarze płatkowym ze wskazaniem służbowego Rolexa.Tak: nie ma wątpliwości.Trzeba działać.Naciska przycisk alarmu żółtego: URUCHOMIĆ W JAKIEJKOLWIEKNIEPEWNEJ SYTUACJI.SYGNAŁ POŁĄCZONY ZE STANOWISKIEMDOWODZENIA DYWIZJI.Von Wiprecht podchodzi do radiodalekopisu i dwoma palcami lewej ręki (prawa spoczywa na pasie w pobliżu kabury) zaczyna wystukiwać na klawiaturze: oficer dyżurny tb 6 do dztwa dywizji12 06 godz 0607melduję brak oficera dyżurnego przejmującego służbę stop brak raportu od dowódcy patrolu nr 6 stop za 4 minuty ogłoszę alarm zielony stop von Wiprecht kpt koniecPerforowana taśma znika w bębnie maszyny szyfrującej.Za jedenaście sekund, kiedy skrzynka deszyfrująca po drugiej stronie linii wypluje depeszę z Tajnej Bazy, w sztabie dywizji zacznie się ruch.Och, żadnej paniki, to oczywiste: alarm żółty ogłasza się kilka razy do roku.Oficer dyżurny sztabu dywizji wyda wybranym pododdziałom rozkaz standby, czyli gotowości do alarmu.Zostaną obudzeni oficerowie służb technicznych.Dyżurujący pilot śmigłowca wsiądzie do kabiny.W odległym dowództwie obszaru powietrznego zapłoną sygnały ostrzegawcze.Komputer Generalnego Inspektoratu Bundeswehry zaprogramuje sam siebie na stan gotowości.Von Wiprecht widział wiele razy, jak się to odbywa, i ma teraz zupełną pewność, że tajemnicze zdarzenia zostaną wkrótce wyjaśnione, jak to zawsze bywało w przeszłości.Kapitan jest w gruncie rzeczy zadowolony, że zdarzyła mu się taka niezwykła przygoda.Będzie co powspominać, kiedy już przejdzie do pracy w sztabie okręgu, a potem może w sztabie generalnym.Powodowany wyrobionym przez lata odruchem von Wiprecht rzuca okiem na lampki kontrolne Głównego Obwodu.To, co spostrzega, przyprawia go o osłupienie.Jest to widok, jakiego nie przewiduje żaden regulamin i jakiego nigdy nie pokazywano na żadnym symulatorze.Tylko dwie z trzydziestu czterech lampek płoną równym, zielonkawym światłem.Reszta zgasła.Po prostu zgasła.A oficerów uczono, że jest to technicznie niemożliwe.Przerwanie Głównego Obwodu w którymkolwiek miejscu sprawia, że w miejsce wygaszonej lampki zielonej zapala się purpurowa, zasilana z własnego źródła, niewygaszalna i niezależna od sieci.Tę sztuczkę chcieli nawet kiedyś kupić Amerykanie i Japończycy - tylko na pozór jest to urządzenie tak prymitywne - jednakże dowództwo Bundeswehry zabroniło sprzedaży licencji.Sicher ist sicher, i bardzo dobrze, jeśli to jest niemiecki wynalazek.Nie pomaga nawet przetarcie oczu.Na tablicy kontrolnej nic się nie zmienia.Von Wiprecht działa teraz jak maszyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates