[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponad drzewami parku unosiła się ponura mgła, odbijająca się swą czerwonością na tle cieniów nocy: były to odblaski palącego się jeszcze miasteczka.W dali, inne pożary folwarków i zabudowań gospodarskich świeciły w ciemnościach krwawymi odblaskami.Don Marceli usnął w pokoju odźwiernych ciężkim snem bez przerw i snów.Gdy się obudził, wydawało mu się, że drzemał tylko przez kilka minut.Słońce barwiło na pomarańczowo białe firanki u okna, a na sąsiedniem drzewie ptaszki się goniły świergocąc.Był to świeży i radosny poranek letni.Gdy don Marceli zszedł na dół do kuchni, odźwierny udzielił mu nowin.Niemcy odchodzili.Pułk, obozojący w parku, odszedł o świcie, a za nim w prędce inne.W miasteczku pozostał tylko jeden bataljon.Komendant korpusu armji odjechał również ze swoim sztabem, ale na jego miejsce był już inny, generał brygady, którego otoczenie nazywało "panem hrabią".Wyszedłszy z domku odźwiernego, don Marceli zobaczył przy zwodzonym moście pięć ładownych wozów, stojących wzdłuż rowów.Żołnierze znosili tu najpiękniejsze meble z salonu.Właściciel zamku, zauważył ze zdziwieniem, że pozostał prawie obojętnym na ten widok.Cóż znaczyła strata kilku mebli w porównaniu ze straszliwemi rzeczami, jakich był świadkiem?W trakcie tego odźwierny przyszedł mu powiedzieć, że oficer niemiecki, przybyły przed godziną automobilem, chce się z nim zobaczyć.Był to jakiś kapitan, podobny do wszystkich innych, w spiczastym kasku, zielonawym mundurze, w butach z czerwonej skóry, uzbrojony w pałasz i rewolwer, z lunetą i mapą w pochwie zawieszoną u pasa.Wyglądał młodo i miał na lewem ramieniu sztabową odznakę.Zapytał po hiszpańsku Don Marcelego:— Wuj mnie nie poznaje?Tamten wpatrzył się wytrzeszczonemi oczyma w nieznajomego.— Naprawdę wuj mnie nie poznaje? Jestem Otto, kapitan Otto von Hartrott.Don Marceli nie widział go od kilku lat; ale to imię przypomniało mu nagle siostrzeńców z Ameryki: naprzód malców, którym stary Madariaga nie pozwalał zbliżać się do siebie; potem młodego porucznika, którego przelotnie zobaczył w Berlinie za bytnością u Hartrottów, o którym rodzice powtarzali do znudzenia "że to będzie drugi Moltke".Ten ociężały smarkacz, ten gołowąsy oficerek wyrósł na butnego kapitana, który jednem słowem mógł kazać rozstrzelać właściciela zamku de Villeblanche.Tymczasem Otto tłumaczył wujowi swoją obecność tutaj.Nie należał do dywizji stacjonującej w miasteczku, ale jego generał polecił mu utrzymywać łączność z tą dywizją, przybył więc tutaj, mając przy- tem chęć zobaczenia historycznego zamku.Nie zapomniał dni spędzonych w Villeblanche, kiedy to Hartrottowie przyjechali tu raz latem do krewnych we Francji.Oficerowie, zamieszkujący teraz zamkowe apartamenta, zatrzymali go na śniadaniu i w rozmowie jeden z nich wspomniał przypadkiem o obecności pana domu.Było to miłą niespodzianką dla kapitana i chciał przywitać się z wujem przed odjazdem, ale z przykrością musiał go szukać w domu odźwiernego.— Wuj tu nie może zostać — dodał z pychą.— Niech wuj wraca do zamku, jak to przystoi stanowisku wuja.Moi koledzy poznają się z wujem z prawdziwą przyjemnością.To ludzie najlepszego towarzystwa.Tu zaczął wychwalać don Marcelego, że nie opuścił swojej posiadłości.Wojska miały rozkaz postępować ze szczególną surowością z majętnościami nieobecnych.Niemcom chodziło o to, by mieszkańcy pozostawali u siebie, jak gdyby nie działo się nic nadzwyczajnego.Don Marceli zaprzeczył temu:— Najeźdzcy palą domy i rozstrzeliwują niewinnych.Ale siostrzeniec nie dał mu dokończyć.— Wuj ma na myśli egzekucję mera i innych — rzekł drżącemi z gniewu ustami.— Opowiadano mi to.Co do mnie, uważam, że kara była zbyt łagodną; należało występie całe miasteczko; pozabijać kobiety i dzieci.Naszym obowiązkiem jest skończyć z wolnymi strzelcami.Nie przeczę, że to jest straszne.Ale cóż wuj chce? To wojna.I w ślad za tem kapitan jął rozpytywać o swoją matkę Helenę, o ciotkę Luizę, o Cziczi, o Juljana i cieszył się, słysząc, że wszyscy są bezpieczni na południu Francji.Potem, sądząc zapewne, że don Marceli oczekuje niecierpliwie wiadomości o krewnych germańskich, zaczął mówić o swojej rodzinie.Wszyscy Hartrottowie zajmowali świetne stanowiska.Jego znakomity ojciec, któremu wiek nie pozwalał odbywać kampanji, był prezesem kilku stowarzyszeń patryotycznych, co mu nie przeszkadzało organizować przyszłe przedsiębiorstwa przemysłowe dla eksploatowania zdobytych krajów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates