[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.—Nasz brat w okopach, a ty na tyłach.Chytrze.Janek wykręcił ostatnią śrubę, zdjął wkładki łożyska i odłożył na brezent.Potem wyśliznął się spod ciągnika i stanął nad traktorzystą.—Powiedziałeś, że chytrze? A kto pierwszy z Hitlerem się bił? Zaczęło się od Westerplatte.16CZĘŚĆ 1—Wester.Powtórzyć trudno.Co to jest to, co się tak po niemiecku nazywa? Wasza wojna skończona dawno.Ja wiem, w dwa tygodnie was pobili.—A ty umiesz się bić?—A bo co?—Stawaj.Janek przesunął lampę na stąg porąbanego w szczapy drewna.Pochyleni lekko ku przodowi, tkwili naprzeciw siebie nieruchomo, napuszeni jak dwa koguty.Skoczyli.Grigorij był znacznie wyższy, chwycił Kosa za głowę, ugiął pod siebie.Janek, padając, skurczył nogi i gdy plecami dotknął ziemi — wyprostował je z całą siłą, odrzucił tamtego pod ścianę szopy.Poderwali się dysząc ciężko.—Chcesz jeszcze?—Chcę!Traktorzysta pierwszy ruszył naprzód, Janek ćwiczonym, puszczańskim ruchem skoczył pod nogi i zwalił go na ziemię.Znowu poderwali się w różne strony, szli bez słowa do zwarcia, lecz zatrzymał ich nagły, idący z wysoka pomruk silników, przyniesiony przez wiatr.—Lecą — powiedział Saakaszwili.—Pilnują.Japończycy blisko.Na drugim brzegu Ussuri.Zobojętnieli nagle wobec siebie, rozluźnili mięśnie i razem wyszli przed wierzeje, zadzierając głowy ku górze.Niebo na zachodzie przetarło się trochę, świeciły gwiazdy.Nie widząc samolotów, odgadli jednak trasę ich lotu po nagłym gaśnięciu gwiazd.Warkot oddalał się, rozpływał w poszumie wiatru.Wrócili pod dach.—Będziemy się jeszcze bili czy masz dość? — spytał Janek.—Nie, głupio.Moja wojna, twoja wojna, jedna wojna.Weź mój traktor, jak ja pójdę do armii.Milczeli.Janek miał ochotę wytłumaczyć tamtemu, jak bliska jest dla niego wojna odległa o dziesięć tysięcy kilometrów.Nie wiedział jednak, od czego zacząć, i bał się, że trudno będzie ująć w słowa to, o czym myślał.—Rebiata! — usłyszeli wołanie Starego.ROZDZIAŁ 2.KRZYK DZIKICH GĘSI17Obmyli ręce w nafcie, otarli je mokrą ziemią, spłukali pod rynną.Zabrawszy lampę wrócili do chaty, gdzie wprost na stole leżały ciepłe placki z żytniej mąki, a na blaszanym talerzu parowała gotowana dziczyzna.Zjedli w milczeniu.Potem Janek przyniósł okopcony czajnik, nalał do dwu kubków i przy trzecim zawahał się.—Herbata, ale gorzka.Skończył się nam cukier.Będziesz pił?—Mam własny — odrzekł Grigorij, dobył z kieszeni szmatkę i odwinął.—Jeden kawałek został.Daj nóż.Rozbił kostkę trzonkiem, dał każdemu po troszku.Pili, trzymając cukier pod policzkiem.Szarik zbudził się, zaczął piszczeć w kącie.Traktorzysta zgarnął słodkie okruchy na dłoń, poszedł do kąta i radośnie oświadczył:—Mały, ale zuchwały.Liże jak stary i jeszcze zębami moich palców próbuje.Uszczęśliwiony psiak szczeknął wesoło, merdał ogonkiem.Janek przypatrywał się chwilę z uśmiechem, a potem przyniósł kożuch, rozesłał na ławie i powiedział:—Kładź się, śpij.Resztę sam zrobię.Saakaszwili rozpiął pas, wyciągnął się i podłożywszy ręce pod kędzierzawą głowę, mówił sennie:—Sen po robocie, dobry sen.Ciepło tu, miękko, woda na głowę nie kapie, ale jak spać naprawdę, to.tylko u nas w Gruzji.Tam kładziesz się, stawiasz obok dzban wina; drzwi szeroko otwarte, noc wchodzi do domu, gwiazdy do domu wchodzą.—Przez drzwi czy przez sen?—Jak gwiazdy wchodzą? I przez drzwi, i przez sen.Wszystko jedno.Zrobiło się cicho.Stary chciał zapalić, wyciągnął rękę, ale nie sięgnął do gazety, leżącej przy lampie.Janek wstał, by mu podać.Rzuciwszy okiem na złożony papier, zatrzymałgo jednak w dłoni.—Mogę wziąć? — spytał.—Ty co? Palić chcesz?—Nie, ja wam drugą gazetę przyniosę i złożę.Taką samą.Dobrze?—Dobrze — odpowiedział myśliwy.18CZĘŚĆ 1Janek schował papier na piersi, do tej samej kieszeni, w której miał uszy tygrysa.Rozejrzał się czy jeszcze czego nie trzeba, ale Stary kiwnął mu ręką, że może iść.Teraz był sam z traktorem w pustej szopie.Założył nowe wkładki da łożyska, zwilżył je oliwą, ulokowałna miejscu i parę razy przekręciwszy korbą, zdjął z powrotem.Widział przy świetle lampy, które części srebrzystego stopu pasują dokładnie do kształtu korbowego wału — w zagłębieniach zostały ślady oliwy.Ostrym, płaskim nożykiem, delikatnymi strużkami zdejmował miękki metal, dopasowywał.Tę samą czynność powtórzył po raz drugi, trzeci i piąty, cierpliwie czekając, aż po ostatniej próbie cała powierzchnia będzie gładka i czysta, równomiernie pokryta cieniutką błonką oliwy.Korciło go, żeby zajrzeć do tej gazety, którą miał schowaną w kieszeni, bo w chacie dostrzegł tylko dwa słowa, ale postanowił sobie, że dopiero po robocie, dopiero kiedy skończy.Deszcz ucichł i poprzez szparę pod okapem widać było teraz ostry róg młodego księżyca powisłego nad górami.Janek zamyślił się.Czy to ten sam księżyc, który przed laty czepiał się czubków masztów na statkach stojących w porcie? Czy to ten sam, który odbijał się w wodach zatoki i Wisły spływającej kanałami do morza?Skrzypnęły lekko wierzeje pchnięte wiatrem.Chłopiec drgnął i wpełzając pod ciągnik, założył po raz ostatni łożyska.Podwiesił karter, zalał oliwę.Zapuściwszy silnik, pozwolił mu chwilę pracować na wolnych obrotach.Potem wyłączył zapłon, odczekał, póki smar spłynie, i poprzez luk wsunął rękę.Odnalazł palcami łożysko, sprawdził, czy się nie grzeje.Wszystko było w porządku.Dawniej, w tych czasach, które określał słowem „przedtem”, podszedłby do ojca i powiedział:„Gotowe”.Ojciec wstawał, szedł sprawdzać.Kontrolował surowo, niezależnie od tego, czy to był miś z przyszytą na nowo łapą, model samolotu, czy rower.Potem prostował się i z uśmiechem w swych szarych oczach wyciągał rękę mówiąc: „ Dobra robota”.Tak było „ przedtem”, ale mijają już prawie cztery lata, od czasu gdy Janek został sam.Poczuł nagle, że ciąży mu nie przespana noc, że boli go kark ściśnięty w walce przez Grigorija.Uśmiechnąwszy się smutno do siebie, pomyślał, czy tamtego obudził warkot silnika, czy też śpi mocno i smacznie, ROZDZIAŁ 2
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates