[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałem, że będziesz zdziwiony na mój widok.- Nie bardzo.- Irene sprowadziła mnie na twoje urodziny.- Miło mi, że mogłem dać jej pretekst.- Tylko częściowo.- Ale powiedziałbym, że w największej części.- Podszedłbliżej.- Napijesz się herbaty?- Chętnie napiłbym się kawy.- Nie mam.- W takim razie może być herbata.- Chodź, zapraszam w niskie progi.Za progiem Nick zastał to, czego się spodziewał, choć wo-lałby ujrzeć co innego.Carwether był niezbyt dużym, solid-nie zbudowanym rodzinnym domem wiejskim.Nie czuło się tu jednak atmosfery rodzinnego ogniska, którą stworzyłyby trzaskające na kominku płomienie i dokazujące dzieci.Było cicho i zimno jak w grobie, a ich kroki odbijały się echem w skąpo umeblowanym wnętrzu.Weszli do kuchni, gdzie odrobinę ciepła wydzielał piec.Andrew zaczął przygotowywać herbatę, tymczasem Nick zerknął na kalendarz ścienny z reklamą sprzedawcy paszy, wiszący przy drzwiach.Przy żadnej z dat nie było ani jednej notatki.- Kiedy tylko Irene powiedziała, że w niedzielę ugotuje w Trennor lunch na moje urodziny, wiedziałem, że to przy-krywka dla narady rodzinnej - rzucił przez ramię Andrew, napełniając dzbanek.- Rozumiało się samo przez się, że ty też na niej będziesz.Wiedziałem, że na pewno zamierza cię zaprosić.Nie wiadomo było tylko, czy przyjedziesz.- No i jestem.- Nick usiadł przy stole, na którym leżałrozłożony „Western Morning News”.Złożył gazetę i zobaczyłpod spodem mapę Ordnance Survey przedstawiającą Bodmin Moor w dużej skali.Mapa także była otwarta.Ktoś -przypuszczalnie Andrew - zaznaczył na niej czerwonymi krzyżykami na pozór przypadkowe miejsca.Kilka z nich skupiało się wokół Blisland na zachodnim skraju wrzosowiska.Pozostałe punkty były bardziej od siebie oddalone.- Co tu knujesz?- Co masz na myśli? - Andrew odwrócił się od zlewu, a w jego głosie dała się słyszeć agresywna nuta.- Te krzyżyki.- Nick uśmiechnął się, by rozładować sytuację.- Na mapie.- Ach, to.- Andrew pociągnął nosem, wyciągnął z szafki dwa kubki i ze stukiem postawił obok mapy.- Tak, można powiedzieć, że coś knuję.To miejsca, w których w ciągu jednego roku widziano koty.- Koty?- Duże drapieżniki.- Dałeś się na to nabrać?- One naprawdę grasują.Gdybyś zobaczył, co się stało z jedną z moich owiec pod koniec zeszłego roku, nie miałbyś żadnych wątpliwości.- Sądziłem, że to po prostu.wiejska legenda.- Przypuszczał, że Andrew - zawsze racjonalista z krwi i kości -myśli podobnie.- Widziałem, co widziałem.- Widziałeś jednego?- Więcej niż jednego.Albo tego samego dwa razy.Ostatnio tutaj.- Wskazał krzyżyk najbliżej Carwether.- Wyglądałjak jakaś pantera.Wielki, gibki i czarny jak smoła.Akurat zapadał zmierzch.One prowadzą nocny tryb życia.To stworzenia nocy.- Bywa, że o zmierzchu wzrok płata różne figle.- Nie musisz mi wcale wierzyć, Nick.- Andrew posłał mu nieznaczny uśmieszek, w którym czaiła się pogarda.- To naprawdę nie ma znaczenia.W końcu to udowodnię.Wszystkim.- Jak to zrobisz?- Zdjęcia w podczerwieni.Po zmroku wychodzę ze specjalną kamerą wideo do zdjęć o wysokim kontraście i nokto-wizorem.Prędzej czy później będę go miał na taśmie.- Ale na razie ci się nie udało.- Nie.Jeszcze nie.- Andrew nalał herbaty, a potem usiadł po drugiej stronie stołu.- W każdym razie nie przyjechałeś tu rozmawiać o drapieżnych kotach.Raczej o rybach, zwłaszcza grubych.Zdaje się, że jedną złapaliśmy za ogon.- Masz na myśli Tantrisa?- Wiesz już wszystko?- Jadę prosto z St Neot.Widziałem się tam z Elspeth Hartley.Wtajemniczyła mnie w sprawę.- Przekonująca kobieta.- Najwidoczniej na tatę jej siła przekonywania nie działa.- Tata pewnie patrzy na to inaczej.- Można by się spodziewać, że będzie chciał uczestniczyć w tym przedsięwzięciu.To coś akurat dla niego.Zakopany skarb.Historyczna tajemnica.Człowiek, którego praca polegała na odgrzebywaniu naszej przeszłości, nie mógłby się oprzeć takiej pokusie.- Powinieneś mu to powiedzieć, Nick.Zawstydzi się i zgodzi.- Być może mu powiem.- Mną się nie przejmuj.Nie chcę, żebyście robili zamieszanie z powodu moich urodzin.Robiąc zamieszanie z innego powodu, pomożesz mi tego uniknąć.- Popierasz ten pomysł, prawda, Andrew? Irene mówiła, że tak, ale.- Nie zaszkodzi sprawdzić, co? Oczywiście, że popieram.- Odchylił się na krześle i spojrzał przez okno na podwórko.-Dlaczego miałbym nie popierać? Farma z roku na rok przynosi coraz mniejszy zysk.Po co dalej tyrać, skoro nic z tego nie mam i nie mam komu jej przekazać?- Tom nie jest zainteresowany? - O ile Nick wiedział, syn Andrew nigdy nie wykazywał entuzjazmu dla rolnictwa, mi-mo to uważał za stosowne spytać.- Nie wiem, czym jest zainteresowany.Od Bożego Naro-dzenia nie miałem od niego wiadomości.Przysłał kartkę, ale napisał na niej tylko swoje imię, nic więcej.- Ciągle jest w Edynburgu?- Tak by wynikało ze stempla.Studia skończył latem ze-szłego roku.Nawet nie dostałem zaproszenia na uroczystość wręczenia dyplomów.A Kate pojechała.I ten cham Mawson.- Ton, jakim wspomniał o byłej żonie i jej drugim mężu, sugerował, że upływ czasu ani trochę nie zmniejszył uczucia wrogości.Lecz Andrew wyraźnie nie miał ochoty rozpamię-tywać tamtych spraw.Prawdopodobnie już zbyt długo je rozpamiętywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates