[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze czuł się tutaj obco, jak intruz, który wszedł z ulicy W tej części firmy obowiązywał sztywny dress code, natomiast w siedzibie GrapeVyne ludzie przychodzili do roboty w dżinsach i swetrach.Minąwszy windę, Ryan zbiegł schodami i wyszedł prosto na świeże powietrze.Przeszedł przez trawnik i wkroczył do budynku będącego siedzibą GrapeVyne.Według powszechnie obowiązujących standardów GrapeVyne nadal było firmą bardzo młodą.Pomysł, który narodził się w akademiku, w ciągu zaledwie pięciu lat’ przeistoczył się w spółkę wartą miliardy dolarów.Kto by się tego spodziewał?– Ryan, orientuj się!Odwrócił się i zobaczył piłkę do koszykówki przelatującą nad poręczą pierwszego piętra.Złapał ją i spojrzał w górę na Iana Lombardiego, swojego najlepszego przyjaciela, a przy okazji największego nerda [Nerd — pochodzące z języka angielskiego, raczej negatywnie nacechowane określenie osoby pasjonującej się głównie informatyką oraz grami komputerowymi, a jednocześnie zaniedbującej sferę życia osobistego oraz relacje z innymi ludźmi; maniak komputerowy (przyp.tłum.).]w całym GrapeVyne.Ian miał na sobie dżinsy z dziurą na kolanie i trzeci dzień z rzędu ten sam, tak znoszony, że aż prześwitujący, zielony T-shirt.– Śpisz tu czy co?! – zawołał Ryan.Ian potarł podkrążone oczy.– Kupa roboty z aktualizacją serwisu, a terminy gonią.Aha, dzięki, że nie kazałeś mi leźć na to spotkanie.Wolałbym zostać postrzelony, zrzucony z klifu, a potem rozszarpany na kawałki przez panterę chorą na wściekliznę.– Długo myślałeś nad tym tekstem, co? – Ryan zaśmiał się i odrzucił koledze piłkę, po czym ruszył w stronę schodów, Ian dołączył do niego i razem poczłapali na siódme piętro, gdzie pracowali najbardziej utalentowani ludzie w całej firmie.– Właśnie miałem zamówić pizzę.Zjesz ze mną? Przy okazji opowiem ci o aktualizacji.– Nie da rady.Mam spotkanie z Geico.– Z gej-kim?– Z kierownikiem działu promocji i reklamy firmy ubezpieczeniowej Geico.– A, no to padaka.– Taa, wiem.– Dotarli do części biura, w której urzędował Ian.Gumowe podeszły ich butów piszczały w kontakcie z podłogą.– Hej, pamiętasz, jak to było, zanim firmę przejęły ważniaki w garniakach?Jasne, że pamiętał.To były najlepsze czasy GrapeVyne.Ale nie miał prawa teraz narzekać.Na jego koncie figurowało sto milionów dolarów.Zajmując stanowisko dyrektora generalnego, otrzymywał siedmiocyfrową pensję.A miał dopiero dwadzieścia pięć lat.Przeszedł przez labirynt boksów w sali, którą nazywał Placem Zabaw.To tu właśnie wyczarowywała istne cuda jego najlepsza ekipa – dwunastu najcenniejszych programistów i projektantów, dzięki którym GrapeVyne z portalu społecznościowego, znanego tylko w kręgach studenckich, rozrósł się i przeistoczył w portal znany w każdym kraju Pierwszego Świata.Członkowie tej ekipy nie byli ludźmi, którzy lubią hierarchię; nie imponowała im korporacyjna otoczka.Lubili pracować w otwartej przestrzeni biurowej, w której można zadać komuś pytanie, robiąc parę kroków albo wykrzykując je od swojego biurka.Spora część pracy, którą się tu wykonywało, była pracą zespołową – wspólna, otwarta przestrzeń stymulowała ich kreatywność.Ryan dotarł do tej części piętra, w której mieścił się jego gabinet.Zajrzał do poczekalni, by sprawdzić, czy nie czeka na niego przedstawiciel Geico.Dostrzegł szefa działu reklamy i promocji GrapeVyne, lecz facet z Geico jeszcze się nie zjawił.To dobrze.Może uda mu się wykonać kilka zaległych telefonów przed spotkaniem.Przeszedłszy przez szklaną ścianę, ujrzał młodą kobietę stojącą przy biurku jego sekretarki.Nie widział jej twarzy, tylko długie blond włosy.Jej bluzka i powiewna, sięgająca niemal do kostek spódnica były nieco zbyt obszerne, jakby kobieta niedawno straciła na wadze.Na stopach miała buty na płaskich obcasach.– Zajmę tylko dziesięć minut.A nawet pięć, jeśli nie mogę więcej.To bardzo ważna sprawa.Nuta desperacji w jej głosie sprawiła, że Ryan zatrzymał się, zanim wszedł do swojego gabinetu.– Przykro mi, psze pani – odezwała się sekretarka – ale szef nie ma dziś ani jednej wolnej chwili.Może mam mu coś przekazać?– Proszę mu powiedzieć, że to sprawa życia i śmierci – odparła dziewczyna drżącym głosem.– Giną ludzie, a on może coś na to poradzić.Błagam…Ryan nawiązał kontakt wzrokowy z szefem reklamy stojącym w drugim końcu poczekalni; mężczyzna wywrócił oczami.Ryan postawił teczkę w progu swojego gabinetu, wsadził ręce do kieszeni i ruszył w kierunku dziewczyny.– W porządku, Betty – rzucił do sekretarki.– Mam akurat wolną minutkę.Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego.Jej oczy były niebieskie – ale nie sztuczne, takie jak w kolorowych soczewkach kontaktowych – tylko szaroniebieskie; dzięki nim jej skóra wyglądała jak z porcelany.Była śliczna jak cheerleaderka, lecz w jej spojrzeniu Ryan dostrzegł inteligencję.– Jestem Ryan Adkins.Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, jakby zupełnie się nie spodziewała, że dyrektor generalny wielkiej firmy może mieć na sobie dżinsy i trampki.Przynajmniej dziś włożył koszulę… tyle że tył koszuli wystawał ze spodni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates