[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kie­dy Bab­ka wra­ca z tar­gu, koń­czy­my rą­bać drew­no.W cza­sie po­sił­ku Bab­ka mówi:– Zro­zu­mie­li­ście, że trze­ba za­słu­żyć na je­dze­nie i dach nad gło­wą.Od­po­wia­da­my:– Nie o to cho­dzi.Cięż­ko jest pra­co­wać, ale jesz­cze cię­żej bez­czyn­nie pa­trzeć, jak pra­cu­je ktoś inny, zwłasz­cza je­śli to sta­ry czło­wiek.Bab­ka wy­bu­cha szy­der­czym śmie­chem:– A wy su­kin­sy­ny! Chce­cie po­wie­dzieć, że uli­to­wa­li­ście się nade mną?– Nie.Po pro­stu wstyd nam było za sie­bie.Po po­łu­dniu idzie­my do lasu po drew­no.Od tej pory wy­ko­nu­je­my każ­dą pra­cę, do któ­rej je­ste­śmy zdol­ni.Las i rzekaLas jest bar­dzo duży, rze­ka zu­peł­nie nuda.Żeby dojść do lasu, na­le­ży prze­pra­wić się przez rze­kę.Kie­dy po­ziom wody jest ni­ski, mo­że­my przejść przez nią ska­cząc z ka­mie­nia na ka­mień.Ale cza­sem, po dłu­go­trwa­łych desz­czach, woda się­ga nam do pasa, a po­nad­to jest zim­na i błot­ni­sta.Po­sta­na­wia­my zbu­do­wać most z ce­gieł i de­sek, któ­re znaj­du­je­my wo­kół zbu­rzo­nych do­mów.Nasz most jest so­lid­ny.Po­ka­zu­je­my go Bab­ce, któ­ra prze­cho­dzi po nim i mówi:– Bar­dzo do­brze.Ale nie chodź­cie zbyt da­le­ko w las.Gra­ni­ca jest bli­sko, żoł­nie­rze mogą was za­strze­lić.A przede wszyst­kim nie zgub­cie się.Nie będę was szu­kać.Bu­du­jąc most za­uwa­ży­li­śmy ryby.Cho­wa­ją się pod du­ży­mi ka­mie­nia­mi lub w cie­niu krze­wów i drzew, któ­rych ga­łę­zie spla­ta­ją się ze sobą w nie­któ­rych miej­scach nad rze­ką.Wy­bie­ra­my naj­więk­sze ryby, ła­pie­my je i wpusz­cza­my do wia­dra na­peł­nio­ne­go wodą.Wie­czo­rem, kie­dy przy­no­si­my je do domu, Bab­ka mówi:– Su­kin­sy­ny! Jak je zła­pa­li­ście?– Rę­ko­ma.To pro­ste.Trze­ba stać bez ru­chu i cze­kać.– W ta­kim ra­zie na­łap­cie ich dużo.Ile tyl­ko zdo­ła­cie.Na­stęp­ne­go dnia Bab­ka ła­du­je wia­dro na wó­zek i sprze­da­je ryby na tar­gu.Czę­sto cho­dzi­my do lasu, ni­g­dy nie błą­dzi­my, wie­my, z któ­rej stro­ny znaj­du­je się gra­ni­ca.Wkrót­ce zna­ją nas wszy­scy war­tow­ni­cy.Ni­g­dy nie strze­la­ją.Bab­ka uczy nas od­róż­niać grzy­by ja­dal­ne od tru­ją­cych.Z lasu przy­no­si­my na ple­cach drew­no, a w ko­szach grzy­by i kasz­ta­ny.Po­la­na ukła­da­my rów­no przy ścia­nie pod dasz­kiem, a kasz­ta­ny pie­cze­my na kuch­ni, je­śli Bab­ki jesz­cze nie ma w domu.Pew­ne­go razu, da­le­ko w le­sie, nad brze­giem ol­brzy­mie­go leja zro­bio­ne­go przez bom­bę, znaj­du­je­my mar­twe­go żoł­nie­rza.Jest jesz­cze cały, brak mu tyl­ko oczu, któ­re wy­dzio­ba­ły kru­ki.Za­bie­ra­my mu ka­ra­bin, na­bo­je i gra­na­ty, cho­wa­my ka­ra­bin pod szcza­py drew­na, a na­bo­je i gra­na­ty do ko­szów z grzy­ba­mi.Po przyj­ściu do domu Bab­ki owi­ja­my sta­ran­nie te przed­mio­ty w sło­mę i wor­ki po ziem­nia­kach, po czym za­ko­pu­je­my je pod ław­ką, obok okna ofi­ce­ra.BrudW domu, w Du­żym Mie­ście, Mat­ka czę­sto nas myła pod prysz­ni­cem lub w wan­nie.Da­wa­ła nam czy­ste ubra­nia, ob­ci­na­ła pa­znok­cie.Po każ­dym po­sił­ku my­li­śmy zęby.U Bab­ki nie ma jak się umyć.Brak ła­zien­ki i bie­żą­cej wody.Trze­ba brać wia­dro i iść do stud­ni.W domu nie ma my­dła, pa­sty do zę­bów ani prosz­ku do pra­nia.W kuch­ni wszyst­ko jest brud­ne.Czer­wo­na nie­rów­na po­sadz­ka lepi się do nóg, duży stół lepi się do rąk i łok­ci.Ku­chen­ka jest zu­peł­nie czar­na od tłusz­czu, ścia­ny tak­że po­czer­nia­ły od pary.Mimo że Bab­ka zmy­wa na­czy­nia, to ta­le­rze, łyż­ki i noże ni­g­dy nie są zu­peł­nie czy­ste, a garn­ki po­kry­wa gru­ba war­stwa brud­ne­go osa­du.Ścier­ki są po­sza­rza­łe i cuch­ną­ce.Po­cząt­ko­wo nie mamy na­wet chę­ci do je­dze­nia, zwłasz­cza gdy wi­dzi­my, w jaki spo­sób Bab­ka przy­go­to­wu­je po­sił­ki – bez umy­cia rąk, wy­cie­ra­jąc nos rę­ka­wem.Póź­niej nie zwra­ca­my już na to uwa­gi.Kie­dy jest cie­pło, cho­dzi­my ką­pać się do rze­ki, twarz i zęby my­je­my przy stud­ni.Gdy jest zim­no, nie mo­że­my do­kład­nie się umyć.W domu nie ma żad­nej du­żej mi­ski.Znik­nę­ły na­sze prze­ście­ra­dła, koł­dry i ręcz­ni­ki ką­pie­lo­we.Ni­g­dy wię­cej nie wi­dzie­li­śmy du­że­go pu­dła, w któ­rym Mat­ka je przy­wio­zła.Bab­ka wszyst­ko sprze­da­ła.Je­ste­śmy co­raz bar­dziej brud­ni.Na­sze ubra­nia tak­że.Z le­żą­cych pod ławą wa­li­zek wy­cią­ga­my czy­ste rze­czy, ale wkrót­ce nic tam już nie ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates