[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu roku w zatoce wielokrotnie gromadziły się floty galeonów załadowanych skarbami z Potosi, Quito, Veracruz i był to czas, kiedy miasto przeżywało swoje lata chwały.W piątek 8 czerwca 1708 roku, o czwartej po południu, galeon „San Jose”, wypływający właśnie do Kadyksu z ładunkiem szlachetnych kamieni i metali wartości pół miliarda ówczesnych pesos, został zatopiony przez angielską eskadrę u wejścia do portu, jego wrak zaś, mimo upływu dwóch długich wieków, spoczywał wciąż na dnie.Owa leżąca na koralowym dnie fortuna, z trupem dowódcy, unoszącym się na boku nad mostkiem kapitańskim, często przywoływana była przez historyków jako symbol miasta tonącego we wspomnieniach.Dom doktora Juvenala Urbino postawiony po drugiej stronie zatoki, w willowej dzielnicy La Manga, żył w innym wymiarze.Był to duży, chłodny, parterowy budynek z portykiem o doryckich kolumnach, skąd roztaczał się widok na wyziewy i szczątki wszelkich katastrof morskich unoszone przez martwe wody laguny.Podłoga, od drzwi po kuchnię, przypominała czarnobiałą szachownicę, co niejednokrotnie przypisywano głównej namiętności doktora Urbino, zapominając, że była to słabość wszystkich katalońskich mistrzów budowlanych, którzy na początku tego wieku wznieśli ową dzielnicę nowobogackich.Przestronny salon, o wysokim, jak i w całym domu, stropie, z sześcioma dużymi oknami wychodzącymi na ulicę, oddzielony został od jadalni ogromnymi oszklonymi drzwiami, zdobnymi w pędy winorośli, kiście winogron oraz dziewczątka uwodzone przez piszczałki faunów w gaju z brązu.Wszystkie sprzęty, łącznie z zegarem wahadłowym, który wyglądał jak żywy strażnik, były oryginalnymi angielskimi meblami z końca XIX wieku, łezki żyrandoli wykonane zostały z górskiego kryształu, a do tego wszędzie poustawiano wazony i wazoniki z Sevres i alabastrowe figurki pogańskich bożków.Ta europejska jednorodność kończyła się jednak w głębi domu, gdzie wiklinowe fotele stały obok wiedeńskich foteli na biegunach, na przemian ze skórzanymi pufami wykonanymi przez miejscowych rękodzielników.W sypialniach, obok łóżek, rozwieszone były hamaki z San Jacinto z wyhaftowanym pismem gotyckim, jedwabną nicią, imieniem gospodarza i z kolorowymi frędzlami na brzegach.Sala obok jadalni, zaprojektowana początkowo z myślą o uroczystych kolacjach, została ostatecznie przeznaczona na salonik muzyczny, gdzie z chwilą przyjazdu znamienitych artystów odbywały się koncerty w kameralnym gronie.W celu wytłumienia wszelkich hałasów kamienną posadzkę wyłożono tureckimi dywanami, zakupionymi na Światowej Wystawie w Paryżu; znajdował się tam również najnowszy model gramofonu obok regału z pedantycznie uporządkowanymi płytami, w kącie zaś stało, przykryte barwnym jedwabnym szalem z Manili, pianino, na którym doktor Urbino nie grał już od wielu lat.W całym domu dostrzegało się inteligencję i wrażliwość kobiety trzeźwo chodzącej po ziemi.Żadne inne miejsce nie miało jednak pedantycznej powagi biblioteki, stanowiącej sanktuarium doktora Urbino, póki nie zaczęła mu doskwierać starość.W owym pomieszczeniu polecił wszystkie ściany wokół orzechowego biurka i ciężkich foteli obitych skórą, łącznie z oknami, zasłonić oszklonymi regałami, na których poustawiał w obłędnym niemal porządku trzy tysiące książek, oprawionych identycznie w cielęcą skórę, z wytłoczonymi złotem na grzbietach swoimi inicjałami.W odróżnieniu od pozostałych miejsc wystawionych na łaskę i niełaskę portowych hałasów i smrodów, w bibliotece panowała zawsze cisza i pachniało klasztorem.Zrodzeni i wychowani w zakorzenionym na Karaibach przesądzie, że pragnąc wpuścić nie istniejące w rzeczywistości świeże powietrze należy otwierać wszystkie okna i drzwi, doktor Urbino i jego żona dusili się tu z początku czując się odcięci od świata.W końcu jednak przekonali się do dobrodziejstw rzymskiego sposobu na upały, polegającego na szczelnym zamykaniu domów podczas sierpniowych upałów, aby rozpalone powietrze nie dostało się do wnętrza, i otwieraniu ich na oścież wieczorem, by wpuścić nocny wiatr.Od tej pory rezydencja ich stała się najchłodniejszym domem w bezlitosnym słońcu La Mangi, prawdziwym zaś błogosławieństwem była sjesta w półmroku sypialni czy wystawienie wieczorem krzeseł w portyku, by przyglądać się ciężkim popielatym frachtowcom z Nowego Orleanu i rzecznym statkom z drewnianym kołem łopatkowym, jaśniejącym o zmierzchu wszystkimi światłami i przewietrzającym strumyczkami muzyki martwe śmietnisko zatoki.Był to zarazem budynek najlepiej osłonięty przed wiejącymi z północy, pomiędzy grudniem a marcem, pasatami, które zrywały dachy i krążyły całą noc, niczym zgłodniałe wilki, wokół domu, szukając najmniejszej choćby szpary, by wedrzeć się do środka.Nikt nie miał nigdy najmniejszych wątpliwości, że małżeństwo oparte na takich fundamentach musi być szczęśliwe.Niemniej tego ranka doktor Urbino, powracając przed dziesiątą do domu, nie czuł się najszczęśliwszy; odurzyły go dwie wizyty, w wyniku których stracił nie tylko mszę w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, ale zarazem poczucie bezpieczeństwa wynikające z przekonania, iż nic nie jest już go w stanie odmienić, i to w wieku, kiedy sądził, że wszystko ma poza sobą.Przed wyjściem na uroczysty obiad u doktora Lacidesa Olivelli pragnął uciąć sobie drzemkę, trafił jednak na niezwykły rwetes wywołany przez rozpanikowaną służbę usiłującą schwytać papugę, która, z chwilą gdy wyciągnięto ją z klatki, by przystrzyc jej skrzydła, odfrunęła na najwyższą gałąź mangowca.Była to oskubana i dziwaczna papuga: odzywała się nie wtedy, kiedy ją o to proszono, ale w najmniej spodziewanych momentach, wówczas jednak czyniąc to z przenikliwością i bystrością umysłu nieczęstą nawet u istot ludzkich.Została wytresowana przez samego doktora Urbino, zyskując sobie specjalne względy, którymi w tej rodzinie nie cieszył się nigdy nikt, nawet dzieci, kiedy były małe.Przebywała w domu od ponad dwudziestu lat, a nikt nie wiedział, ile ich miała już przedtem.Każdego popołudnia, po sjeście, doktor Urbino przesiadywał z nią na tarasie w patio, w najchłodniejszym miejscu w domu, i dopóty sięgał po najżmudniejsze metody swej pedagogicznej pasji, dopóki papuga nie nauczyła się mówić po francusku na poziomie członka akademii.Później, wyłącznie dla potwierdzenia swej biegłości, nauczył ją śpiewania mszy po łacinie i recytowania niektórych wybranych fragmentów z Ewangelii według Świętego Mateusza, usiłował również, bez powodzenia, wpoić jej choćby pobieżne pojęcie o czterech podstawowych działaniach arytmetycznych.Z jednej ze swych ostatnich podróży do Europy przywiózł pierwszy patefon z tubą i sporo płyt, zarówno z modnymi wówczas nagraniami muzyki lekkiej, jak i z utworami swych ulubionych kompozytorów klasycznych.Przez wiele miesięcy kazał papudze codziennie słuchać, niemal bez przerwy, piosenek Yvette Gilbert i Aristida Bruanta, ulubieńców Francji ubiegłego wieku, dopóki nie nauczyła się wszystkich na pamięć.Piosenki Yvette śpiewała głosem kobiecym, utwory Aristida głosem męskim, na koniec zaś wybuchała bezwstydnym śmiechem będącym wierną kopią śmiechu służących, które słyszały papugę śpiewającą po francusku.Sława jej talentów rozniosła się tak daleko, iż co znamienitsi goście, przybywający z interioru na pokładach rzecznych statków, prosili o pokazanie im papugi, a zdarzyło się nawet, że pewni turyści angielscy przyjeżdżający w tych czasach bananowcami z Nowego Orleanu zapragnęli kupić ją za każdą cenę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates