[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Candace CampWymarzonamiłośćTytuł oryginału: An Unexpected PleasurePROLOGNowy Jork, 1879Wyrwana ze snu, usiadła w pościeli z bijącym sercem.Po chwilizorientowała się, że to jej siostra krzyczy.- Nie.Nie!Megan Mulcahey bez zastanowienia wyskoczyła z łóżka i pobiegłado drzwi.Ich dom nie był duży: wąska budowla z piaskowca, wciśnięta wrząd jej podobnych, z trzema sypialniami na piętrze.Błyskawicznie dotarłado pokoju siostry.Deirdre siedziała na łóżku.Wyciągnęła przed siebie ramiona, jakbychciała dosięgnąć czegoś niewidzialnego.Z jej szeroko rozwartych oczupłynęły łzy.- Deirdre! Megan usiadła na łóżku.- Co z tobą? Obudź się!Z twarzy siostry znikło przerażenie, oprzytomniała.RS- Och, Megan.To było straszne!- Na litość boską! - rozległ się od progu głos Franka Mulcaheya.- Cowy wyprawiacie?- Miała zły sen - odparła Megan, gładząc siostrę po głowie.-Prawda?- Nie.- Deirdre odsunęła się i otarła dłońmi łzy.- Megan, tatusiu, jawidziałam Dennisa!- Przyśnił ci się Dennis? - zapytała Megan.- To nie był sen.On tu był i mówił do mnie.- Przecież nie mogłaś go widzieć.On nie żyje od dziesięciu lat.1- To był on - upierała się Deirdre.- Widziałam go, tak wyraźnie jakwas teraz widzę.Frank zbliżył się do łóżka córki, przykląkł i spojrzał jej prosto woczy.- Jesteś pewna? To był Dennis?- Wyglądał tak samo jak owego dnia, gdy wypływał na morze.Zdumiona Megan nie mogła oderwać spojrzenia od siostry.Całarodzina wiedziała, że Deirdre zdarzało się niekiedy widzieć to, czego niedostrzegają inni.Miewała złe przeczucia, które, niestety, spełniały się zbytczęsto, aby Megan mogła negować niezwykłe zdolności siostry.Zazwyczaj dotyczyło to przewidywań, że jacyś przyjaciele lub członkowierodziny wpadną w tarapaty, i rzeczywiście do tego dochodziło.ZdaniemMegan, był to wielki dar, ale nie miał nic wspólnego z nadprzyrodzonymizdolnościami, jakie wielu przypisywało Deirdre.Znamienne było to, że nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby siostraRStwierdziła, że widziała kogoś, kto nie żył.Megan nie była pewna, co o tymsądzić.Jej racjonalny umysł nie potrafił zaakceptować opowieści o duchubrata, błąkającym się po świecie żywych.Było bardziej prawdopodobne,że Deirdre miała koszmarny sen.- Co ci powiedział Dennis? - zapytał Frank Mulcahey.- Dlaczego dociebie przyszedł?- Och, tatusiu, to było okropne! - Oczy Deirdre ponownie napełniłysię łzami.- Dennis był zrozpaczony.„Pomóż mi!" – powiedział iwyciągnął do mnie ręce.„Proszę cię, pomóż mi!"- Jezus, Maria! Co to ma znaczyć? - wykrzyknął przestraszony FrankMulcahey, robiąc znak krzyża.2- Nic - wtrąciła Megan.- To był sen.Deirdre patrzyła na siostrę szeroko rozwartymi oczami.- To nie był sen! - zapewniła.- Dennis tu był.Widziałam go takwyraźnie jak ciebie.Stał i patrzył na mnie.Naprawdę nie mogłam siępomylić.- Ależ, kochanie.- Ojcze, myślisz, że nie odróżniam snu od rzeczywistości?- Oczywiście, że odróżniasz - zapewnił Deidre ojciec, posyłającgroźne spojrzenie Megan.- Czy jeśli czegoś nie można zobaczyć lubusłyszeć, to znaczy, że tego nie ma? Mógłbym opowiedzieć takie historie,że włosy stanęłyby ci dęba na głowie.- Wiele razy je opowiadałeś - odrzekła z przekąsem Megan.Cierpkąuwagę złagodziła uśmiechem.Krępy, żylasty Frank Mulcahey był człowiekiem energicznym ikochającym życie.Mając piętnaście lat, przybył do Nowego Jorku zRSrodzinnej Irlandii i powtarzał każdemu, kto gotów był słuchać, że wAmeryce ziściły się jego marzenia.Dorobił się dobrze prosperującegosklepu, poślubił piękną jasnowłosą Amerykankę i dochował się z niądzieci.Tylko ci, którzy znali go bardzo dobrze, wiedzieli, że jego życie niebyło usłane różami.Interesy rozkwitły, ale dopiero po latach ciężkiej pracyi ciułania każdego centa.Po przyjściu na świat Deirdre umarła mu żona,sam wychowywał sześcioro dzieci, a na koniec, dziesięć lat temu zmarłjego najstarszy syn.Wielu ludzi by się załamało, ale nie Frank Mulcahey,on nigdy się nie poddawał.Frank i Megan byli do siebie podobni fizycznie.Jego krótko obciętewłosy, poprzetykane siwizną, miały ten sam rudobrązowy odcień i gdyby3pozwolił im odrosnąć, wiłyby się jak bujne loki córki.Meganodziedziczyła po ojcu piegi na nosie oraz ciemnobrązowe oczy.Łączyłyich również siła charakteru i determinacja w dążeniu do celu i - na cozwracała uwagę Deirdre - upór, który był przyczyną ich częstych sporów.- Najwyraźniej niedokładnie słuchałaś.-Frank skwitował uwagęcórki.Megan wiedziała, że nie zdoła przekonać ojca, że jestniepodobieństwem, aby brat powstał z grobu, zmieniła więc taktykę.- Dlaczego Dennis chciałby do nas wrócić? I jakiej pomocy z naszejstrony się spodziewa?- To jasne jak słońce - odrzekł Frank.- Chce, żebyśmy pomścili jegośmierć.- Po dziesięciu latach?- Dość się naczekał, nie uważasz? - Irlandzki akcent Franka stawałsię wyraźniejszy w chwilach wzburzenia.- To moja wina.PowinienemRSzająć się mordercą, tym przeklętym angielskim paniczykiem, jak tylkodowiedzieliśmy się o śmierci Denisa.- Nie mów tak, tatusiu.- Megan położyła dłoń na ramieniu ojca,chcąc go pocieszyć.- Nie mogłeś pojechać do Anglii tuż po śmierciDennisa.Deirdre miała zaledwie dziesięć lat, a chłopcy byli niewielestarsi.Musiałeś pracować i nas pilnować.- To prawda.- Frank z westchnieniem skinął głową.- Teraz już nicmnie nie trzyma.Nawet w sklepie obędą się beze mnie, od kiedy zaczął wnim pomagać twój brat, Sean.Mogę pojechać do Anglii i zająć się tąsprawą.Zwłoka trwała zbyt długo.Nic dziwnego, że Dennis musiałprzyjść i przypomnieć o moim obowiązku.4- Tatusiu, jestem pewna, że Dennis nie dlatego powrócił-stwierdziłaMegan, rzucając błagalne spojrzenie siostrze.Wolałaby, żeby ojciec niepojechał do Anglii.Obawiała się, że popełni jakieś głupstwo i skończy wwięzieniu.- Prawda, Deirdre?Ku zdziwieniu Megan, siostra jej nie poparła.- Nie jestem pewna - odrzekła.- Dennis nie wspominał o swojejśmierci, ale wyraźnie było widać, że potrzebuje naszej pomocy.- Pewnie, że tak - Frank nie miał najmniejszych wątpliwości.- Chce,abym pomścił jego śmierć.- Jak? - zapytała Megan.- Nie możesz sam wymierzaćsprawiedliwości.- Nie powiedziałem, że zabiję tego drania, choć zrobiłbym to zprzyjemnością, jeśli chcesz wiedzieć.Nie obciążę sumienia jego krwią.Zamierzam postawić go przed sądem.- Po tak długim czasie? RS- Sugerujesz, że powinniśmy pozostać bezczynni?! - zagrzmiałFrank.- Mamy pozwolić na to, żeby ten człowiek nie poniósł kary zazamordowanie Dennisa? Nie spodziewałem się tego po tobie.- Ależ ja wcale nie chcę, żeby on uniknął odpowiedzialności - gorącozaprotestowała Megan.- Pragnę tak samo jak ty, żeby zapłacił za to, cozrobił.Dennis był tylko dwa lata od niej starszy.Łączyła ich silna więźemocjonalna i wielkie podobieństwo charakterów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates