[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten, niewymagający żadnego wysiłku, sukces w dążeniu do osiągnięcia życiowych celów - zdobycie uniwersyteckiego dyplomu i dobrze płatnej posady - napawał mnie dumą.Zamieszkałem na dachu jednego z hoteli w śródmieściu, gdzie było sześć rzędów stalowych łóżek bez materaców, powiązanych ze sobą wybrakowanymi wężami z łaźni miejskiej.Tam skradziono mi kamerę i lornetkę oraz podręcznik gramatyki języka perskiego panny Spencer.Był właśnie ramadan i siedemdziesięciu moich uczniów pogrążonych było w letargu lub okopało się w domowych pieleszach bądź też z wilczą żarłocznością rzucało się na przyniesione wczoraj sandwicze.W drugim dniu pracy major, kierownik szkoły, podarował mi popielniczkę z onyksu, komplet do pisania oraz oddał mnie pod opiekę Hindusa, który miał zapoznać mnie z dydaktyką języka angielskiego.Pomyślałem sobie, że - niezależnie od wszelkich powodów, dla których przybyłem do Iranu - w żadnym wypadku nie było moim zamiarem wspieranie militarnego reżimu tego kraju.Poza tym słyszałem, że Isfahan jest pięknym miastem.W ciągu pół godziny miałem już nową pracę.- Dałem panu moją najlepszą klasę, panie John z Uniwersytetu Bedford!To był pan Dżamalzade, mężczyzna w średnim wieku, o postawie i wyglądzie wiejskiej kobiety.Bez przerwy popijał wodę.Jego szkoła - Zabanchane, czyli Dom Języków - mieściła się w Czahar Bagh, naprzeciwko hotelu młodzieżowego.Teraz już naprawdę wpadłem w sidła własnych kłamstw.- Dziękuję, panie dyrektorze.Postaram się nie zawieść pańskiego zaufania.Wpadające przez szybę na parapet okna promienie słońca wprawiały mnie w doskonały nastrój.Pan Dżamalzade przyjął niezwykle surową postawę.- Musi pan wykazać siłę lwa i cierpliwość mułły!Mówił wolno, akcentując samogłoski niczym lektor bądź poeta.- Mój drogi, zadręczą cię.Twój poprzednik zrejterował.- Proszę pana, dam sobie z nimi radę.- Niestety, to nie jest takie proste, John.Musielibyśmy się wówczas rozstać.- Mówiąc to, zaśmiał się.Podczas przerwy woźny zaprowadził mnie do pokoju nauczycielskiego.Wchodząc, zachowałem milczenie.Nie chciałem kolegów rozczarować.- Panie Dżamalzade, nie mogę ich uczyć, są zbyt piękne.Obecni w pokoju wpadli w zachwyt.Pan Dżamalzade nie posiadał się z radości - Panie i panowie! - Podniósłszy ręce, prosił o spokój, lecz sam z trudem panował nad sobą.Je meurs de seuf aupres de la fontaine.Chaud commefer, et tremble dent d dent.- Villon, panie i panowie.I zanurzył kubek w pojemniku z wodą.- Musisz się ożenić, mój drogi - rzekła pani Mohrabba.Uczyła początkujących języka perskiego.- Jest to niemożliwe, skoro pani już jest mężatką.- Wstydziłbyś się! - odparła i zaśmiała się.- Człowieku, weź sobie, do cholery, jakąś sighe.- Pan Parwin ukończył studia w San Diego.- Co to jest sighe?- Konkubina.-.dziewczyna.-.tylko dla miłości, nie dla małżeństwa.- Lecz, drogi Johnie, nie z tej klasy, bo musiałbym cię zwolnić.- Pauvrejeun’homme.*[ * Biedny młody człowiek (wszystkie przekłady z francuskiego pochodzą od redakcji).]- Nie ma w tej klasie żadnych chłopców?Zebrani w pokoju wpadli w popłoch.Zarumieniłem się.- Dosyć! - krzyknął dyrektor, machając rękami.- Wprawiliśmy naszego drogiego gościa w zakłopotanie.Zadzwonił dzwonek na koniec przerwy, dyrektor wyszedł z pokoju pierwszy.Kiedy mijał mnie, słyszałem, jak mamrotał:-.et tremble dent a dent.Jego reakcja napełniła mnie odrazą.Pomyślałem, że obyczaje tego miejsca są owocem uciemiężenia, samotności kobiet, postępowania autokratycznego reżimu, a więc tego wszystkiego, czego nie pochwalałem.Nienawidziłem francuskich turystów, wysiadających z klimatyzowanych autokarów przed hotelem Szach Abbas i amerykańskich oficerów walczących w czwartkowe wieczory o miejsca w turystycznych wycieczkach Irantour lub biorących udział w miłosnych eskapadach do Indochin.Nienawidziłem bajecznie oświetlonej, wykutej w skale na południe od miasta, cesarskiej korony rodu Pahlawich.Bazar w mieście przecinały bulwary, zza kolorowych szyb gołym tynkiem świeciły mieszkania.Spacerując, zbierałem, pod okiem okrytego kaszmirowym szalem właściciela domu, strzępy rzeźb i dekoracji.W długich rzędach pod sklepieniami siedzieli bez ruchu sprzedawcy, pogrążeni w otępiającym zamyśleniu, otoczeni z czterech stron suknem, żelazem, miarami, wagami, pieniędzmi i przygniatającym poczuciem związków i obowiązków rodzinnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates