[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zaufaj ślepemu: to drób, ale bardziej szlachetny.Stawiam na bażanta…Podczas obiadu, którego rzeczywiście główną atrakcją był faszerowany pasztetem pieczony bażant, proboszcz nadal zachowywał się uprzejmie, ale od czasu do czasu zerkał ciekawie na swoich gości.Również drugi z gospodarzy, wójt Kaletnika, nie krył swojego zainteresowania, choć pomny reprymendy podczas powitania nie kwapił się z ujawnianiem jakichkolwiek swoich przemyśleń.Rozmowa aż do deseru toczyła się wokół spraw dość ogólnych; kiepskiego urodzaju w tym roku z powodu suszy, fatalnego stanu drogi do Kaletnika, zwłaszcza na jej ostatnim odcinku, i połowów ryb w miejscowym jeziorze.Ale przy deserze lodowym własnej roboty, przygotowanym – a jakże – przez gospodynię proboszcza, neutralne tematy skończyły się i na chwilę zapadła cisza.– A może zapytam wprost? – zagaił niewidomy ksiądz.– Czemu zawdzięczam wasze zaproszenie, przekazane mi przez Jego Eminencję biskupa?Proboszcz i wójt spojrzeli po sobie, jakby dopiero teraz ustalali, który z nich udzieli niezbędnych wyjaśnień.Wreszcie, jako rzeczywisty gospodarz, głos zabrał proboszcz:– To w sumie trochę dziwna historia, a w skrócie można by ją zamknąć w jednym zdaniu.Otóż w pobliskiej wsi, Bobrowisku, straszy… Wiem, że to brzmi dość idiotycznie – dodał szybko, nie zważając na nieśmiałe protesty gościa – zwłaszcza gdy jedna osoba duchowna mówi o tym innej osobie duchownej.– A czyż osoby duchowne nie powinny się zajmować właśnie duchami? – zapytał znienacka ksiądz Marek, czym wprawił proboszcza w wesoły nastrój, który nijak nie przystawał do opowiadanej historii.– Osoby duchowne raczej zajmują się duszą, a nie duchami – wyjaśnił, uśmiechając się szeroko.– A czymże jest duch, jeśli nie duszą potępioną, która błąka się po ziemi w poszukiwaniu wiecznego spoczynku? – nie ustępował przybysz, a proboszczowi nieco zrzedła mina.– Chyba ksiądz… ksiądz nie wierzy w duchy?– O! Ja nie tylko w nie wierzę.Ja je wiele razy widziałem.– Ale… – zająknął się wójt, a gość zwrócił ku niemu swoją twarz.– Tak.Widziałem je.Przecież nie jestem ślepy, tylko niewidomy.A to jednak różnica.– Niby jaka? – dopytywał się wójt.– Istotna, ale pomijając szczegóły, niewidomy nie widzi rzeczy fizycznych, a ślepy… jest ślepy na wszystko.Więc – zwrócił się z powrotem do proboszcza – we wsi straszy.Jak straszy?– To może różnie straszyć?! – przesadnie zdziwił się wójt, który za nic nie chciał zrezygnować ze swojego aktywnego udziału w dyskusji.– Może bardzo różnie, ale zbyt długo byłoby o tym opowiadać.Jak straszy w tym konkretnym przypadku?– No, chciałoby się rzec, że jakoś tak dziwnie – proboszcz podrapał się z zafrasowaniem po łysej głowie – ale co ja wiem o straszeniu.W każdym bądź razie młyn jest opuszczony, a wokół niego dzieją się rzeczy dość niezwykłe…– Od dawna młyn jest opuszczony? – zainteresował się ksiądz.– Jakby to powiedzieć… Mieszkańcy wynieśli się z młyna po tym, jak zaczęło w nim straszyć.Wygląda to tak, jakby coś ich stamtąd przegoniło.– Robi się coraz ciekawiej… A kiedy to się zaczęło?– Jakoś tak na wiosnę – wtrącił się wójt.– Synowie młynarza najęli się na przednówku do prac przy pogłębianiu jeziora, bo tu u nas ma powstać stanica wędkarska, a jezioro zarosło i zabagniło się, torfowcem zarastając.Powiadają… – tu zniżył głos – powiadają, że synowie młynarza skarb w jeziorze znaleźli i do domu ponieśli nocą, nic nikomu nie mówiąc i nikomu go nie pokazując.A nocy następnej przyszła zjawa, która tego skarbu z jeziora pilnowała, w okiennice zaczęła walić, wyć jak dusza potępiona, w obejściu przewracać wszystko… I tak było co noc, aż młynarz z żoną nie wytrzymali i wynieśli się do mnie do chałupy.Od tej pory niby jest spokój, ale do młyna za dnia wejść nie można, jakby jakaś niewidzialna siła odgrodziła budynek od świata.A znowu w nocy tam podejść – strach, bo ciągle się coś dzieje niedobrego.Zupełnie jakby… – tu się zawahał, ale ksiądz Marek go wyręczył:– Jakby ta zjawa pilnowała młyna – podpowiedział.– Tak.Jakby pilnowała i nikogo do środka wpuścić nie chciała.Wójt chciał nerwowo zastukać palcami w stół, ale ubiegł go letni deszcz, który niespodziewanie zabębnił w okna i dach plebanii.– Czy macie panowie jakieś podejrzenia? – zapytał ksiądz Marek.– Podejrzenia względem czego?– No z czyim duchem możemy tu mieć do czynienia.Przy stole zapanowało niezręczne milczenie.Wreszcie odezwał się proboszcz:– To ja opowiem, bo chyba rzeczywiście może chodzić o konkretną osobę.Otóż na długo przed drugą wojną żyła we wsi stara kobieta, zdaje się Cyganka albo Żydówka.Zajmowała się trochę ziołami, trochę leczeniem i pewnie trochę też wioskowymi czarami.Ludzie się jej bali, ale po rady i zioła przychodzili, choć w wielkiej tajemnicy.Za to wszyscy z Bobrowiska i okolicznych wsi obwiniali ją zawsze o to, co najgorsze; jak się kury nie niosły – to winna była cyganicha, jak ktoś zaniemógł – żydówica urok rzuciła, i tak dalej przez wiele, wiele lat.Potem doszło do samosądu, bo oskarżono tę biedną kobietę, że kogoś otruła, ale żadnych bliższych szczegółów nie znam, bo jestem tu zaledwie od ośmiu lat i jeszcze nie wszystko mi mówią.– Czy ja dobrze zrozumiałem? – dopytywał się ksiądz Marek.– Obwiniano ją o czary i o wszelkie złe rzeczy, a potem zabito?Proboszcz niechętnie przytaknął.– A to ciekawe… Kozioł ofiarny, który stał się demonem.– Kozioł ofiarny – zaczęła Ania – to jeden z kluczowych mechanizmów antropologicznych, który prawdopodobnie występuje we wszystkich kulturach.Grupa społeczna w momencie kryzysu, dezintegracji czy zagrożenia, by powrócić do stanu utraconej równowagi, obiera sobie ofiarę, która staje się najpierw obiektem drwin, a potem obiektem zbiorowej agresji ze strony całej grupy.– Zrozumcie, panowie – wtrącił ksiądz Marek – że zawsze kozłem ofiarnym zostaje osoba zupełnie niewinna, co nie przeszkadza członkom społeczności obarczać ją odpowiedzialnością za urojone przewiny.U takiej osoby, wyklętej, wykluczonej z grupy, może to doprowadzić do zmian w świadomości.Jeśli taki proces trwa odpowiednio długo, ona sama zaczyna czuć się winna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates