[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodyni mówi, że Kicia umie łapać myszy, ale chłopcy jej jeszcze nigdy nie widzieli z myszką.Najwyżej przy miseczce z mlekiem.Ostatnia wizyta należy się Micy.Jest to koza; ma wielkie rogi, żółte oczy i wygląda jak diabeł z książeczki z bajkami.Przez noc mieszka w chlewiku, ale za dnia skubie trawę przy parkanie.Jest uwiązana na długim sznurku, za każdym razem w innym miejscu, żeby się mogła paść, a nie zżerała przy tym kapusty na zagonie.Dla tego wszystkiego chłopcy lubią chodzić na wieś.I dziś idą sobie wesoło, o tyle weselej, że są z nimi po raz pierwszy po trzech dniach zdrowe małpeczki.I żeby było zabawniej, jadą w kabinie pojazdu kosmicznego.To jest - w bańce na mleko.Tak jak co dzień chłopcy otworzyli drewnianą furteczkę, krzyknęli „dzień dobry!”, wyciągnęli kosmonautów i podali kosmiczny pojazd pani Kwakowej, żeby do niego nadoiła mleka.- Tu będziecie siedzieć i czekać - powiedział Darek i posadził Frycka i Jupka na schodkach.- Aje ja ciem siedzieć na jawećce - pisnął Jupko.- Dobrze, możecie siedzieć na ławeczce, przynajmniej kwoka was nie podziobie - zgadza się Darek.Frycek i Jupko siedzą na ławeczce, a chłopcy biegną do Alfonsa.Od Alfonsa do Kici, którą z trudem znaleźli na stosie drzewa.Jeszcze policzyć kurczęta.raz, dwa, trzy.dziesięć.a niech je.tak się kręcą, że trzeba znów liczyć od początku.Jarek już stracił cierpliwość i pobiegł z ostatnią wizytą - do Micy.Stoi na podwórzu przywiązana do płotu i obgryza jakieś na pół uschnięte patyki.- Ratunku! Ratunku! - rozlega się nagle jego wrzask.Marek i Darek zrazu stanęli jak wryci.Przestali liczyć kurczęta i już pędzą w tę stronę, skąd rozlega się wołanie.Jarek stoi przed Micą i ręką wskazuje łeb kozy.- Czego ryczysz? - pyta zagniewany Marek.Jarek tylko wskazuje Mice, wreszcie wybucha:- Mica żre Jupka!.Koza chrupie, spogląda niewinnie żółtymi ślepiami, biała bródka jej się trzęsie.a z mordki.rzeczywiście! Z mordki wystaje kawałek Jupka!Trójka chłopców rzuca się na Mice.Koza wierzga kopytami, trzęsie rogami.- Ratunku! Ratunku! Ratunku! - rozlega się po całej wsi.Z domu wybiega przestraszony gospodarz Kwako, z obórki pani Kwakowa, od sąsiadów pędzą dorośli i dzieci.- Mica żre Jupka!Kwako łapie kozę za rogi, sąsiad ściska jej pysk, pani Kwakowa schyla się po spory patyk i dłubie Micy w zębach.Po chwili wypada z koziego pyska uratowany Jupko.Darek rzuca się na niego, podnosi z ziemi i odbiega na bezpieczną odległość.Mica szaleje jak wściekła, muszą ją trzymać, bo gotowa roznieść na rogach cały świat.- Przebrzydłe zwierzę! - gniewa się pani Kwakowa i bije Micę po chudych bokach.- Co za wredny pysk, wszystko żre! Na wiosnę mi zeżarła trzy chustki, kiedym tylko na chwilę postawiła miednicę z bielizną koło płotu.- A nasza koza żre nawet zeszyty z domowymi zadaniami! - chwali się mały Piotrek od Bujnów.- Rachunkowy zeszyt mi pożarła i szkolne dyktando!- Ej, to macie jakąś uczoną kozę - śmieje się któryś z sąsiadów.- A nie zemdliło jej po tych twoich bazgrołach?Gospodarz Kwako zamyka kozę w chlewiku, wszystko się uspokaja, sąsiedzi ze śmiechem rozchodzą się do domów.Chłopcy oglądają uratowanego Jupka.Jedna noga wisi mu tylko na nitce, ale poza tym jest w porządku.Wieczorem przy ognisku wyschnie i mama mu nogę przyszyje.Najważniejsze, że Jupko nie zniknął w kozim żołądku!- A czoś ty widział w tej wsztjętnej mojdzie, Jupeczku, mój złoty szyneczku? - pyta w powrotnej drodze Frycek swego nieszczęsnego syna.- Ojejej, to bijo śtjaśne, tatujku! - drży Jupko w ręku Darka.- Onia ma piąbowane zięby i na jednej plombie się pośjiźnąjem, kiedy mnie chciaja pojknąć.Wpadjem do djugiego zięba, a w nim byja dziuja i tam wjaźja mi noga i ujwaja się.- Ajajaj, ty moje niebożątko, jakie to było sztjaszne nieszczęście! - płacze piskliwym głosikiem Frycek i chłopcy go pocieszają, żeby się nie bał, że już nigdy nie pójdą z wizytą do kozy, bo takie głupie, niekulturalne zwierzę, które nawet nie ma wszystkich zębów zaplombowanych, wcale na to nie zasługuje.- Tylko pod jednym względem to zwierzę jest mądre - zastanawia się głośno Marek - że zjada dyktanda.Przydałaby ci się w Bratysławie, zżerałaby ci wszystkie błędy, co, Jarek?- A tobie zżarłaby głowę! - wścieka się Jarek.- To by było fajnie - odpowiada po chwili namysłu Marek.- Przynajmniej nie musiałbym sobie myć uszu.KONIEC WAKACJINikt by nie uwierzył, jakie krótkie mogą być dwa miesiące.Nawet się dobrze nie rozejrzysz po lesie, a już dorośli zaczynają mówić o nieprzyjemnych rzeczach.- Jeszcze siedem razy się wyśpicie, a potem jazda do domu, do Bratysławy, szkoła już czeka.- Żebyśmy chociaż Biesa mogli z sobą zabrać - zaczyna jak co roku swoją piosenkę Marek.- Jeszcze tego by nam brakowało! - odżegnuje się mama, tak samo jak co roku.Chłopcy posmutnieli, usiedli nad potokiem i spoglądają na bystry przezroczysty nurt.- Żebyśmy tam chociaż mieli taki wodociąg - mówi Jarek bardzo smutnym głosem.- Albo przynajmniej kilka świerszczyków - wzdycha Jarek.Marek z wściekłością śmiga prętem po wodzie i grubym głosem stara się przekrzyczeć jej bulgot [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates