[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazała się wyjątkowo łatwowierną i niemądrą istotą, którą zgubiła zbytnia pewność siebie.Czy naprawdę ani przez moment nie obawiała się niebezpieczeństwa? Christopher St.John był uroczym, uwodzicielskim hulaką, więc wierzyła, że kilka godzin sam na sam z kimś takim nie stanowi dla niej zagrożenia.Co prawda nie miał pieniędzy, ale to akurat jej nie obchodziło, gdyż wiedziała, że odziedziczony przez nią majątek w zupełności wystarczy dla nich obojga.Choć od trzech lat była do wzięcia, na horyzoncie nie pojawił się ani jeden kandydat na męża, którego mogłaby potraktować poważnie.Dopiero Christopher zmienił jej życie.Miał idealne rysy, był wysoki, przystojny i wysportowany, a do tego ujmująco się uśmiechał.Z rozbawieniem zbyła jego propozycję ucieczki i ślubu i zbyt późno zdała sobie sprawę z tego, że kryty powóz, którym miał ją odwieźć do domu, wcale nie zmierza tam, dokąd powinien.Christopher drzemał naprzeciwko niej, gdy Miranda poczuła, że droga staje się coraz bardziej wyboista.Ostrożnie uniosła zasłonkę, lecz zamiast znajomych świateł Londynu ujrzała mroczne przedmieścia.Miranda nie wpadła w histerię.Zachowała spokój i, nie kryjąc wściekłości, zażądała, by natychmiast odwiózł ją do domu.Christopher jednak pozostał głuchy na jej protesty.Powtarzał, że ją kocha, uwielbia i że nie wyobraża sobie życia bez niej.I bez jej pokaźnego majątku, rzecz jasna.– Nie wyjdę za ciebie – oznajmiła stanowczo.-Nawet jeśli zawleczesz mnie do Gretna Green i postawisz przed pastorem, i tak powiem „nie”.– Po pierwsze, droga Mirando, w Szkocji wcale nie trzeba pastora, aby wstąpić w związek małżeński – wyjaśnił łagodnym tonem, który teraz wydał się jej irytujący, choć do niedawna ją urzekał.-Byle kto może tam udzielić ślubu.Po wtóre, powiesz „tak”, kiedy sobie uświadomisz, że nie masz innego wyjścia.– Zawsze jest inne wyjście.– Chyba że czyjaś reputacja legnie w gru- zach – zauważył.– Przestań marudzić.Jesteś rozpieszczona i samowolna, a teraz za to zapłacisz.Nie masz powodów do narzekań, nie będę wymagającym mężem.– W ogóle nie będziesz moim mężem – burknęła ponuro.– Mylisz się, niestety.Liczyła na to, że zabierze ją do jakiejś gospody, w której będzie mogła poprosić właściciela o pomoc.Niestety, dotarli do małego domu na kompletnym odludziu, a drzwi otworzył im posępny kamerdyner, który nawet nie spojrzał na Mirandę.Sama jestem sobie winna, westchnęła w duchu.St.John miał słuszność co do jednego: była lekkomyślna i teraz musiała wypić piwo, którego nawarzyła.St.John, jako człowiek dbający o szczegóły, postanowił przypieczętować jej kompromitację i w nocy pozbawił ją dziewictwa.W ten sposób chciał zagwarantować sobie dostatnie życie.Właściwie to nawet nie był gwałt.Kiedy stało się jasne, że jej los jest przesądzony, Miranda nie wrzeszczała ani nie stawiała oporu.Już po wszystkim położyła się na boku i podkuliła nogi, trzymając się za brzuch.Doszła do wniosku, że akt miłosny jest przeceniany.Dotąd Miranda nigdy nie widziała nagiego mężczyzny, jednak St.John nie zrobił na niej wrażenia.Jego męskość, z której był niezwykle dumny, zupełnie nie przypadła jej do gustu.Po bliższych oględzinach Miranda postanowiła, że w przyszłości nie będzie usiłowała zaznajomić się bliżej z innymi tego typu okazami.Bolało, rzecz jasna.Uprzedzano ją wcześniej, że tak to bywa za pierwszym razem, ale St.John najwyraźniej wziął jej zobojętnienie za dobrą monetę, gdyż powtarzał swoje wyczyny jeszcze przez dwie kolejne noce.Za każdym razem Miranda cierpiała i krwawiła, a kiedy zasugerował, żeby przygotowała się na jego wizytę także czwartego wieczoru, chwyciła dzban na wodę i z całej siły trzasnęła go w głowę.St.John osunął się bez czucia na podłogę i znieruchomiał.Mogła tylko żałować, że nie zrobiła tego wcześniej.Gdyby miała dość rozumu, aby już przy pierwszej nadarzającej się okazji uciec się do brutalnej przemocy, zapewne zachowałaby niewinność.Przestąpiła ponad bezwładnym ciałem, niemal nie przejmując się, że być może właśnie zabiła człowieka, zeszła po schodach i skierowała się do stajni.Wynajęty powóz został już zwrócony, ale w boksie zobaczyła zgrabnego kasztana, który należał do Christophera.W kilka minut osiodłała rumaka, dziękując Bogu, że jej ojciec uparł się zaznajomić dzieci z końmi i ich oporządzaniem.Jazda okrakiem okazała się wyjątkowo nieprzyjemna, zwłaszcza po ubolewania godnych amorach pana St.Johna, lecz godzinę drogi od jego domu Miranda napotkała zbrojny oddział, który wyruszył na jej poszukiwania.W skład drużyny wchodziło trzech braci Mirandy oraz bratowa Annis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates