[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żal mi Platona, a może jeszcze bardziej Ksenofonta, świetnych pisarzy, których jakby trochę mimochodem Herbert się czepia.Obaj bywali wynalazcami prawd-omyłek, to pewna.Ksenofonta zafascynował perski absolutyzm jako wzór rządów, lecz także Sokrates.W istocie cała historia filozofii oraz myśli społecznej (za nią obrywa Platon) składa się z ciągle nowych, błędnych pomysłów, dzięki którym jednak szczęśliwie istnieje.Podobnie historia polityczna świata składa się z poronionych i okropnych przedsięwzięć, dzięki którym jednak my w sumie istniejemy na obecnym poziomie cywilizacji, dobrym czy złym, ale przecież.Zaszczepieni grecką surowicą przeciwko niezdolności do szacunku, wybaczmy „Republikę” Platonowi i „Cyropedię” Ksenofontowi.Ja na przykład temu drugiemu wybaczyłbym wszystko za czysty jak geometria, prosty i wyrazisty język.U Platona może z tym gorzej.Ale są to wielcy pisarze i trzeba ich przyjąć takimi, jacy są, łącznie z błędami.Lepiej niczego z nich nie wyodrębniać, zwłaszcza tego, co dziś akurat wydaje się tytułem do kompromitacji lub chwały, zwłaszcza pozaliterackiej.Bo te poczucia mogą się jutro zmienić.Lepiej uznać: jest, co jest.Jest jedno i drugie.W krytykowanych przez Herberta pisarzach i w Herbercie też.O jego ostatnich, najsmutniejszych latach dogasania, które stały się przedmiotem wulgarnej kontrowersji w mediach, wiem najmniej.Gdy ostatecznie wrócił do Polski w roku 1992, nasze kontakty zostały ledwo nawiązane i prawie zaraz się urwały.Kiedyś jeszcze zadzwonił, żeby nagle powiedzieć kilka bardzo serdecznych słów, wyraźnie chciał je powiedzieć, ale rozmowa trwała krótko, i to był koniec.Nie wiem, co miał znaczyć jego nie zrealizowany plan uzupełnienia „Labiryntu nad morzem” poza wojną peloponeską szkicami o potędze i upadku Rzymu.Czy był w tym jakiś głębszy zamysł, czy tylko mechaniczne skojarzenie dwu połówek antyku? Zamykająca książkę, chyba niedokończona „Lekcja łaciny” nie daje odpowiedzi na to pytanie.Podobno fragment szkicu z nagłówkiem „Upadek Rzymu” znaleziono w papierach pośmiertnych.Czyżby autorowi chodziło właśnie o ten upadek, o tradycyjną, katastroficzną wizję końca? Tego już się nie dowiemy.W jego publicystyce z lat dziewięćdziesiątych jestem, szczerze mówiąc, słabo oczytany.Znam tylko jej fragmenty, nastrój i ogólny kierunek.Publicystyka poetów albo jest poetycka i wtedy za nic nie odpowiada, albo musi się wyrzec poetyckich licencji i staje się trywialna.Tak czy owak, wielki Herbert, zredukowany do publicystyki, malał w żenujący sposób.Dlaczego to robił?Nie mam tyle pewności siebie, ile różni najnowsi znawcy duszy poety, którzy wszystko wiedzą lepiej i bardzo się w tej sprawie rozwrzeszczeli.Czy powinienem zaglądać do jeszcze jednego labiryntu, gdzie im głębiej, tym ciemniej i mieszka potwór? Skąd się tam wziął?Intuicja mówi mi, że ten ostatni, przedśmiertny Minotaur był własny, nie podrzucony przez nikogo, urodził się w Herbercie i żył w nim od młodości, jedynie rozrósł się chorobliwie na starość, nie bez udziału, być może, gorliwych dostarczycieli furażu.Mityczny Minotaur żywił się młodzieżą ateńską, ten, który siedział w gasnącym Herbercie, też niestety pożerał ludzi, niekiedy jego najlepszych przyjaciół.Jak to było możliwe? Choroba? Czy Minotaur nie żerował na ciele samego Herberta? Nie wiem i nie mnie o tym sądzić.Choroba organizmu, przykuwająca latami do pościeli, odcinająca fizycznie od ludzi i tamująca oddech, jest to coś, przed czym wzdryga się dociekliwa wyobraźnia.Natomiast choroba psyche (dzień-noc, światło-ciemność, ciepło-zimno) nigdy nie była tajemnicą dla tych, którzy go znali.Mogła ograniczać samokontrolę, mogła przede wszystkim zaogniać i rozjątrzać ból, lecz chyba Herbert pisał, co chciał, nie co mu ktoś kazał.Jeśli jaw życiu pisałem głupstwa, to dlatego, że uważałem głupstwa za coś mądrego i chciałem je napisać, a nie dlatego, że mi ktoś kazał! Jedni popełniają błędy w młodości, drudzy w podeszłym wieku.Ale błędy, jak zauważyliśmy, zdarzają się i są nieuniknione od czasów Tyrteusza i Platona, a my nie oceniajmy ich zbyt pośpiesznie.Bo błędy mają zazwyczaj jakiś poważny powód i wcale nie musi to być nikczemność albo małoduszność autorów.Podejrzewam, że Herbert przeżywał w latach dziewięćdziesiątych takie samo rozczarowanie i rozgoryczenie, jakie doskwierało w Polsce milionom ludzi.Oczywiście, rzeczą śmieszną byłoby przypisywać mu zawiedzione nadzieje konsumpcyjne, „rozżalenie” inteligenta lub „niezaradność” na rynku, aczkolwiek te modne banały pisze się z łatwością przy wielu okazjach.W przypadku Herberta nie wahałbym się użyć innych określeń: ból moralny, /gorszenie cynizmem ustrojowym i politycznym, poczucie wielkiego fałszu publicznego, nieprawości i niesprawiedliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates