[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Też nas specjalnie nie lubią.– Czemu? Przecież łączy nas wspólne dziedzictwo! – obruszył się lord Selachii.– Owszem, ale to wspólne dziedzictwo składa się głównie z wojen toczonych ze sobą nawzajem – przypomniał Vetinari.– Trudno oczekiwać mocnego wsparcia.To dość pechowa sytuacja, albowiem tak się składa, że nie mamy armii.Oczywiście, nie jestem specjalistą w dziedzinach militarnych, ale wydaje mi się, że w prowadzeniu wojny jest ona elementem kluczowym.– Rozejrzał się po zebranych.– Faktem jest, że Ankh-Morpork stanowczo się sprzeciwia utrzymywaniu stałej armii.– Wszyscy wiemy, dlaczego ludzie nie ufają armii – stwierdził lord Downey.– Duża liczba uzbrojonych ludzi, którzy nie mają nic do roboty.Różne rzeczy przychodzą im do głowy.Vimes zauważył, że wszystkie spojrzenia kierują się ku niemu.– Coś podobnego – odezwał się z nieszczerym ożywieniem.– Czyżby była to aluzja do „Kamiennej Gęby” Vimesa, który poprowadził miejską milicję do buntu przeciwko tyranowi, by zaprowadzić jakiś rodzaj sprawiedliwości i swobody? Wydaje mi się, że tak! A czy był wtedy komendantem Straży Miejskiej? Wielkie nieba, rzeczywiście! Czy został powieszony, poćwiartowany i pochowany w pięciu grobach? I czy jest dalekim przodkiem obecnego komendanta? Coś takiego, tyle zbiegów okoliczności naraz, prawda? – Z jego głosu znikł ton maniakalnej wesołości, zastąpiony gniewnym warknięciem.– Zgadza się! A kiedy już mamy to za sobą, czy ktoś chciałby zgłosić jakąś rzeczową uwagę?Nastąpiła ogólna zmiana pozycji i grupowe chrząkanie.– Co znajemnikami? – zapytał Boggis.– Kłopot znajemnikami polega na tym – odparł Patrycjusz – że trzeba im zapłacić, by zaczęli walkę.I jeśli nie ma się wyjątkowego szczęścia, w rezultacie trzeba im zapłacić jeszcze więcej, żeby jej zaprzestali.Selachii uderzył pięścią w stół.– Trudno! Będziemy walczyć sami! Za naszych bogów, honor i Ankh-Morpork!– Może by się przydało – przyznał Vetinari.– Bo za pieniądze to raczej niemożliwe.Właśnie chciałem powiedzieć, że nie stać nas na najemników.– Jak to możliwe? – zdumiał się lord Downey.– Czyż nie płacimy podatków?– Ach.Domyślałem się, że ta kwestia zostanie podniesiona.– Vetinari uniósł rękę i na ten znak sekretarz wsunął mu w dłoń arkusz papieru.– Niech no znajdę.O, jest.Gildia Skrytobójców.Przychody brutto w zeszłym roku: 13 207 048 AM$.Podatki odprowadzone za zeszły rok: czterdzieści siedem dolarów, dwadzieścia dwa pensy i coś, co po zbadaniu okazało się hershebiańskim półdongiem, wartym jedną ósmą pensa.– Wszystko całkowicie zgodnie z prawem! Gildia Księgowych.– A właśnie, Gildia Księgowych.Przychody brutto 7 999 011 AM$.Odprowadzony podatek: zero.Ale tak, widzę, że złożyli wniosek o zwrot 200 000 AM$.– A to, co otrzymaliśmy, chcę zaznaczyć, zawierało także hershebiańskiego półdonga.– Co wychodzi, to wraca – wyjaśnił chłodno Patrycjusz.Rzucił papier na stół.– Zbieranie podatków, panowie, przypomina hodowlę krów.Chodzi o to, by uzyskać jak najwięcej mleka przy minimalnym muczeniu.Lękam się powiedzieć to wprost, ale ostatnio dostajemy wyłącznie „muu”.– Czy sugeruje pan, że Ankh-Morpork jest w stanie bankructwa? – upewnił się Downey.– Oczywiście.Lecz równocześnie pełne jest ludzi bogatych.Mam nadzieję, że swoje fortuny wydają na miecze.– I pozwolił pan na tak powszechne unikanie podatków? – nie dowierzał Selachii.– Ależ podatki nie są unikane.Nie są też omijane.Po prostu nie są płacone.– Obrzydliwy stan rzeczy.Patrycjusz zmarszczył brwi.– Komendancie.– Tak, sir?– Zechce pan uprzejmie sformować zespół swoich najbardziej doświadczonych ludzi, porozumieć się z poborcami i odebrać zaległe podatki? Mój sekretarz przekaże panu listę największych dłużników.– Tak jest, sir.A gdyby się opierali? – Vimes uśmiechnął się złośliwie.– Ależ jak mogliby się opierać, komendancie? To przecież zgodna wola przywódców naszego społeczeństwa.– Wziął od sekretarza kolejny dokument.– Spójrzmy tylko.Na szczycie listy.Lord Selachii zakaszlał nerwowo.– Już o wiele za późno na takie nonsensy – oświadczył.– Mleko się rozlało – zgodził się Downey.– Martwe i pogrzebane – dodał Slant.– Ja swoje zapłaciłem – rzucił Vimes.– Podsumujmy zatem – rzekł Vetinari.– Nie sądzę, by ktokolwiek uważał, że dwa dorosłe narody powinny walczyć o kawałek skały.Nie chcemy walczyć, ale.– Jeśli nas zmuszą, na bogów, honor i Ankh-Morpork, pokażemy tym.– zaczął lord Selachii.– Nie mamy okrętów.Nie mamy ludzi.Pieniędzy też nie mamy.Nie ma kto w pierwszym szeregu podążyć na bój.Tym bardziej w następnych.Naturalnie, posiadamy sztukę dyplomacji.Zadziwiające, czego można dokonać właściwymi słowami.– Niestety, właściwe słowa chętniej bywają słuchane, jeśli ma się również solidny kij – zauważył lord Downey.Selachii uderzył w stół.– Wcale nie musimy z nimi rozmawiać! Panowie, od nas zależy, czy im pokażemy, że nie mogą nami pomiatać.Musimy formować regimenty!– Aha, prywatne armie? – mruknął Vimes.– Pod dowództwem kogoś, kogo jedyną kwalifikacją jest to, że może zapłacić za tysiąc śmiesznych hełmów?Ktoś siedzący w połowie długości stołu pochylił się nagle.Aż do tej chwili Vimes sądził, że śpi, i kiedy lord Rust przemówił, rzeczywiście przypominało to ziewnięcie.– Których kwalifikacje, panie Vimes, pochodzą z tysiąca lat wychowywania na przywódców – powiedział.Ten „pan” zakłuł Vimesa w piersi.Wiedział, że jest panem Vimesem, zawsze będzie, prawdopodobnie jest wręcz schematem pana; ale prędzej go demony porwą, niż przestanie być sir Samuelem dla kogoś, kto „których” wymawiał jak „któłyh”.– Ach, wychowanie – rzekł.– Przykro mi, tym nie dysponuję, jeśli ono właśnie jest wymagane, żeby posłać swoich ludzi na śmierć dla zwykłego.– Proszę, panowie – przerwał mu Patrycjusz.Potrząsnął głową.– Unikajmy konfliktów, jeśli można.To w końcu narada wojenna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates