[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Licealiści mogą grać dworzan i damy dworu, a gimnazjaliści duszki.GIPPEL: Duszki? Chyba żartujesz? Lepiej zróbmy z nich małe zielone ludziki.Dzieciaki nie interesują się duszkami.Mam w domu trójkę, więc wiem doskonale.DWIGHT: Trójkę małych zielonych ludzików czy dzieciakowi(śmiechy)FRAN: Podoba mi się pomysł z zielonymi ludzikami! Zróbmy to! Chciałabym zająć się reżyserią.Dwight wyłączył magnetofon.- I co o tym myślisz, Qwill?- Brzmi nieźle, ale Polly wpadnie w szał, kiedy się dowie, że przerobiliście elfy na istoty pozaziemskie.Reprezentuje raczej tradycyjne stanowisko, jeśli chodzi o adaptacje sztuk Szekspira.- Jeszcze nie omówiliśmy wszystkich szczegółów, ale wkrótce rozpoczynamy przesłuchania.Wstępnie ustaliliśmy, że Pucka zagra Junior, a księcia i jego narzeczoną Lanspeakowie.Jednocześnie mogą zagrać Oberona i Tytanie.Występowali już wcześniej w tych rolach, więc dobrze się składa, bo musimy się pospieszyć, inaczej nie wyrobimy się przed pierwszym śniegiem.Zegar pokazał jedenastą.Koty wkroczyły dumnym krokiem do pokoju, przystanęły i znacząco wpatrzyły się w gościa.Nagle Dwight stwierdził:- Chyba będę się zbierał.Dzięki za wszystko.- Cieszę się, Dwight, że twoje sprawy zawodowe przybrały pomyślny obrót.- To nie koniec dobrych wieści.Wczoraj byłem na randce z Hixie.Tu też wszystko jest na jak najlepszej drodze.- Szczęściarz z ciebie! Jest bardzo fajna! - To był dobry wybór.Hixie Rice również nie tak dawno temu przybyła z Nizin.Pracowała w dziale reklamy w lokalnej gazecie.Qwilleran włożył swoją żółtą czapkę bejsbolową i odprowadził gościa do samochodu.- W lesie mieszka sowa - wytłumaczył.- Jeśli zobaczy moją czuprynę, może pomyśleć, że to królik.Cytuję Polly, eksperta w dziedzinie ornitologii.- Mnie nic nie grozi - stwierdził Dwight, przeciągając dłonią po rzedniejących włosach.Uniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.- Słyszę, jak pohukuje.Brzmi jak sygnał Morse'a - krótkie, długie.Szczęśliwy młody człowiek ruszył w drogę, a Qwilleran, przyglądając się podskakującym na wybojach tylnym światłom, zaczął się zastanawiać, co się stało z poprzednim bożyszczem Hixie.Był lekarzem.Posiadał jacht turystyczny.Miał brodę.Qwilleran zrobił kilka rundek wokół domu.Było przyjemnie ciepło, wiał lekki wiaterek.Słuchał i liczył.Hu hu hu.hu hu hu.huuu.Qwilleran postanowił, że nazwie ptaka Marconi i napisze felieton na temat sów.Latem trudno było o ciekawe tematy.Czasami gazeta wznawiała jego najbardziej lubiane felietony, jak ten o bejsbolu albo ten o kotach.Kiedy wszedł do środka, powitała go cisza.To nie było normalne.Koty powinny już paradować przy wejściu, przenikliwym miauczeniem dając do zrozumienia, że najwyższy czas na kolację.Koty siedziały pod stolikiem i gorliwie myły sobie łapki, wąsy i uszy, a na stoliku stała miska, pusta.Z brzuszkami pełnymi kabibbli, zwierzaki chwiejnym krokiem ruszyły na górę, do swego mieszkanka.Qwilleran zaś przed udaniem się na spoczynek postanowił napisać jeszcze list do kobiety nazwiskiem Celia Robinson.Rozdział drugiDo pisania listu z podziękowaniami za kabibble Qwilleran zasiadł przy biurku w bibliotece.Była to ta część białej kostki, która została obudowana półkami na książki.Do poważnej pracy Qwilleran siadywał w swoim, niedostępnym dla syjamczyków, studiu na antresoli.Przytulna atmosfera biblioteki bardziej mu jednak odpowiadała, kiedy robił notatki czy rozmawiał przez telefon.W krótkim liście do Celii Robinson postanowił posłużyć się żartobliwie napuszonym stylem, z nadzieją, że jego lektura wywoła u niej atak śmiechu.Prawdę mówiąc, w przypadku tej sympatycznej damy nie było to takie trudne.Droga Pani,uznałem za stosowne skreślić tych kilka słów jako wyraz wdzięczności za niecodzienne rozkosze, jakich dnia dzisiejszego doświadczyły me kubki smakowe.Rozkosz ta nie ograniczyła się jedynie do doznań zmysłowych; konsumpcja w równym stopniu zbawiennie wpłynęła na mą psyche.Dzieło Pani, kabibble, wzbudziło prawdziwy entuzjazm wśród koneserów sztuki kulinarnej zamieszkujących północne rubieże świata.Zwracam się z nieśmiałą propozycją, by może zechciała Pani opatentować to gastronomiczne chef d'śuvre i wprowadzić produkt na rynek.Być może byłaby Pani tak łaskawa i udzieliła mi koncesji na dystrybucję rzeczonych wypieków na terenie Moose County i Lockmaster County? Uprzejmie proszę o podanie swego nowego adresu, tak bym nie stracił możliwości składania stałych zamówień na kabibble, najchętniej w paczkach pięciokilogramowych bądź baryłkach o pojemności pięćdziesięciu litrów.Z poważaniem Q.Mieszkańcy Pickax nie wiedzieli nic o tajnych konszachtach Qwillerana.Nikt, nawet Polly Duncan.Szczególnie ona, skłonna do gwałtownych reakcji, jeśli dochodziło do najdrobniejszych aktów wkroczenia na jej terytorium.Sekretna znajomość nawiązała się, kiedy na Florydzie niespodziewanie zmarła matka Juniora Goodwintera.Qwilleranowi udało się doprowadzić do wykrycia sprawcy dzięki konsultacjom telefonicznym z sąsiadką zmarłej.Jednocześnie był to początek przyjaźni.On nazywał ją swoją tajną agentką, a ona jego szefem.Posyłał jej pudełka wiśni w czekoladzie i uwielbiane przez nią powieści szpiegowskie, a ona jemu ciastka własnej roboty.Nigdy się nie spotkali.Sprawę zamknięto, lecz Qwilleran miał swoje powody, by podtrzymać znajomość: pasją Celii było gotowanie.Naiwnie wyobrażał sobie, że przyjaciółka przeprowadzi się do Pickax i odda przyjemności przygotowywania posiłków dla niego i kotów.Nie było to całkiem nierealne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates