[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Waszych tajemnic wasi znajomi nie chronią.Zostaniecie pobici własnych uczuć bronią.A cóż może być bardziej rażące dla wzrokuniż natrętne uczucie, co na każdym krokupragnie skoczyć do gardła zdążając za wami?DOBRZE WAM WSZYSTKIM RADZĘ STAĆ SIĘ WAHADŁAMI.kwiecień 196248***To przedostatnie piętrociemność wcześniej wyczujeniż okoliczne piękno.Ja cię obejmę czule,nawet otulę płaszczem,dlatego że deszcz w oknietak ewidentnie płaczei po tobie i po mnie.Pora nam już się rozstać.Rozcina szkło tą godzinąsrebrzysta nitka prosta.Nasz czas na zawsze minąłi opuścił zasłonę.Zmienimy zwyczaj staryWyznaczą - tak sądzone -życie cudze zegary.49LAGUNAITrzy staruszki w fotelach w hallu, zerkającsponad robótki, rozmawiają o Golgocie.Pensjonat"Akademia" z całym światem próbujepopłynąć ku Bożemu Narodzeniu w łoskocietelewizji.Buchalter księgę wsunął pod łokieć,i z zapałem tym wszystkim steruje.IIDo swojego numeru, na pokład, po trapiewchodzi pasażer, niosąc w kieszeni ratafię,jakiś nikt (człowiek otulony płaszczem),który utracił pamięć, ojczyznę i syna,jego garb opłakuje po lasach osina,jeżeli po nim ktoś w ogóle płacze.IIIDźwięk kościołów weneckich, jak serwisów kawowychsłychać w pozostawionym pudle po przypadkowychistnieniach.Brązowa ośmiornicażyrandola w treliażu dawno rzęsą zasnutymliże mokry postument pełen brudnych i smutnychłez i snów, których nikt nie przelicza.IVAdriatyk zwykle jeszcze przed brzaskiem porannym,nocą, napełnia kanał po brzegi, jak wannę;kołysze łódki jak kolebki; fisz,a nie wół u wezgłowia będzie stać nocamii gwiazda morska w oknie swymi promieniamibędzie poruszać storę, kiedy śpisz.VTak właśnie żyć będziemy i płomień ratafiizalewać martwą wodą ze szklanej karafkii zamiast ptaka-gęsi równo krajaćrybę-leszcza, ażeby uraczył nas wielutego dnia Twój strunowy przodek, Zbawicielu,zimową nocą, w tym wilgotnym kraju.VIWigilia bez choinki, bez śniegu na dworze,lecz nad zakodowanym w świadomości morzem.Topiąc skorupkę mięczaka i ledwozdążywszy twarz skryć, plecy zaś wyeksponować,Czas wynurza się z wody i zmienia od nowatylko wskazówkę zegara - ją jedną.VIITonące miasto, tam gdzie nagle, nieskończeniebezwzględny rozum staje się mokrym spojrzeniem,tam gdzie północnych sfinksów południowypiśmienny, mądry kuzyn, lew skrzydlaty bratuswą książkę zatrzasnąwszy, nie zawoła "ratuj!"pluskiem luster zachłysnąć się gotowy.VIIIO zgniłe pale bije gondola na łańcuchu.A dźwięk przeczy zarówno sobie, jak też uchui słowom.Również tamtemu mocarstwugdzie las rąk rośnie bujnie i w górę się wspina,przed małym lecz drapieżnym biesem, że aż ślinapokrywa gardło lodowatą warstwą.IXKiedy ugniemy łokcie, wzniesiemy do góryprawą i lewą łapę, chowając pazury,to otrzymamy coś, co będzie tuprzypominać młot w sierpie i ten gest odważnya przysłowiowy, naszej epoce pokażmy,tak podobnej do koszmarnego snu.XCiało pokryte płaszczem zajmuje obszary(te, w których dla Mądrości i Miłości, Wiarynawet Nadziei brak przyszłości, alezawsze jest teraźniejszość, choć nie wiem jak gorzkibyłby smak pocałunków dla Żyda i gojki)i miasta, w których podeszwa na stałeXInie zostawia śladu, jak łódź na wodnej gładzi;każda przestrzeń za nami - w cyfrach - gdy sprowadzićją do zera, to wykluczy swe związkiz wyraźnymi śladami, które pewnie biegnąpo placach tak szerokich, jak dźwięk słowa "żegnaj"i po ulicach tak jak "kocham" wąskich.XIIIglice i kolumny, arkady i mury,sztukaterie bram, mostów, pałaców.Patrz w górę,ujrzysz uśmiechy uskrzydlonych lwów,na otulonej wiatrem, jak sukienką, wieżyniezniszczalnej, jak ziarno, gdy pod skibą leżyza strefą czasu, który jest jak rów.XIIINoc na San Marco.Oto przechodzień z pomiętątwarzą, porównywalną w ciemności ze zdjętąz palca obrączką, obgryzając w cieniupaznokieć, najspokojniej, z obojętną minąwpatruje się w to "nigdzie", w którym się zatrzymaćmoże myśl, ale nie wolno spojrzeniu.XIVGdzieś za "nigdzie", za jego granicą, przedziałemczarnym, albo bezbarwnym, albo nawet białym,jest coś w rodzaju przedmiotu czy rzeczy.Może ciało.W epoce tarcia i ciążeniaprędkość światła jest równa szybkości spojrzenia,nawet w momencie, gdy światło nie świeci.197354***E.R.Drugie Boże Narodzenie na brzegachnie zamarzającego Fontu.Gwiazda Królów nad ogrodzeniem portu.Że nie mogę żyć bez ciebie - nie trzebamówić, skoro istnieję, co wynikaz tej karteczki.Jak widać żyję, bowiempiję piwo, depczę zeschłe listowie,nie oszczędzam trawnika.Teraz w kafejce - w której kiedyś i mybyliśmy, jako szczęśliwi chwilowobezgłośnym strzałem w stronę południowąrzuceni w przyszłość pod naporem zimy -kreślę palcami twą twarz na marmurzedla biednych; nimfy obok podskakują,brokat na biodrach przy tym usiłującunieść ku górze.Cóż więc bogowie (jeśli bura plamaw oknie miałaby was symbolizować)chcecie powiedzieć przez to - jakie słowa?Przyszłość nastała, ale ona samajest wytrzymała.To przedmiot upada,muzyka cichnie, już się nie ukażeskrzypek.A morze się marszczy i twarze.Wiatru ani śladu.Kiedyś to morze, a nie my, niestety,sieć promenady zaleje i ruszy,choć krzyk "nie trzeba!" uderzy je w uszy,powyżej głowy uniosą się grzbiety,gdzie piłaś wino, gdzie schła bluzka jakaś,gdzie podczas drzemki leżała twa głowa,i skruszy stoły, by dno przygotowaćdla przyszłego mięczaka.1971 Jałta56ZIMOWY WIECZÓR W JAŁCIEPociągła twarz o rysach lewantyńskich,dziobatą cerę ukrywają baczki;kiedy wyjmuje papierosa z paczki,bezbarwny pierścień nad palcu rozbłyskiemdwustuwatowym nagle wzrok poraża.Moja soczewka jest bardzo wrażliwa,mrużę więc oczy - i on się odzywa,krztusząc się dymem przy słowie "przepraszam".Styczeń na Krymie.Czarnomorski brzegzima odwiedza jakby dla zabawy:nawet nie może utrzymać się śniegna ostrych klingach wysokiej agawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates