[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sylwetka sprężyście zeskoczyła w zaspę i odeszła w górę ulicy, potem wilcze jej kroki zgubiły się gdzieś w zaułkach, a zawieja, ciemność i zaspy pochłonęły ją, zatarły wszelki po niej ślad.Noc.Wasylisa w fotelu.W zielonym półmroku Wasylisa — wypiszwymaluj Taras Bulba.Wąsy obwisłe, puszyste —jakaż to, u diabła, Wasylisa? — toż to mężczyzna.Słodko zadźwięczały szuflady i oto na czerwonym suknie przed Wasylisą paczki podłużnych papierków, zielony rzucik jak na kartach do gry:Znak derżawnoi skarbnyci50 karbowanciwchodyt nariwni z kreditowymy bilelamy.Na rzuciku kmieć o obwisłych wąsach, zbrojny w łopatę, i włościanka zsierpem.Na drugiej stronie w owalnej ramce, w powiększeniu, czerwonetwarze tegoż włościanina i tejże włościanki.Tu także wąsy obwisłe, jak naUkraińca przystało.A nad tym wszystkim ostrzegawczy napis:Za falszuwannia karajetsia triurmoju,dufny podpis:Dyrektor derżawnoi skarbnyci Lebid'—Jurczyk.Miedzianokonny Aleksander II w rozwianej spiżowej pianie bakenbardów,na czele jazdy, zezuje w rozdrażnieniu na wytwór artystyczny LebidiaJurczyka i łaskawie — na lampę-królewnę.Ze ściany patrzył na banknotyz przerażeniem czynownik ze Stanisławom na szyi.olejny antenatWasylisy.W zielonym świetle łagodnie pobłyskiwały grzbietyGonczarowa i Dostojewskiego, w niepokonanym szeregu stała złotoczarnagwardia konna Brockhausa i Efrona.Jak miło.Pięcioprocentowa jest bezpieczna w pewnym schowku pod tapetą, tam też znajduje się piętnaście katarzynek.dziewięć piotrów, dziesięć mikołaj ówpierwszych, trzy pierścionki z brylantami, broszka, anna i dwa Stanisławy.W skrytce numer dwa — dwadzieścia katarzynek, dziesięć piotrów,dwadzieścia pięć srebrnych łyżek, złoty zegarek z dewizką, trzypapierośnice („Drogiemu koledze", aczkolwiek Wasylisa nie palił),pięćdziesiąt złotych dziesiątek, solniczki, srebra na sześć osób i srebrnesiteczko (duża skrytka jest w drewutni, dwa kroki od drzwi prosto, krok wlewo, krok od kreski kredą na belce na ścianie.Wszystko to w skrzynkachpo einemowskich herbatnikach, w ceracie, szwy zasmołowane, na dwa arszyny głęboko).Trzeci schowek — strych; pół arszyna od komina na północny wschód w glinie pod belką: szczypce do cukru, sto osiemdziesiąt trzy złote dziesiątki, papierów wartościowych na dwadzieścia pięć tysięcy.Lebid'-Jurczyk — na bieżące wydatki.Wasylisa rozejrzał się — robił tak zawsze, ilekroć liczył pieniądze — i zaczął ślinić rzucik.Twarz miał teraz jakby natchnioną przez niebiosa.Potem pobladł nagle.— Falszuwannia, falszuwannia — kręcąc głową zawarczał wściekle — ato nieszczęście.Co?Błękitne oczy Wasylisy zasmuciły się na zabój.W trzeciej dziesiątce — jeden.W czwartej dziesiątce — dwa, w szóstej — dwa, w dziewiątej — trzy pod rząd papierki bez wątpienia takie, za jakie Lebid'-Jurczyk grozi więzieniem.Raptem sto trzynaście banknotów i patrzcie no tylko, na ośmiu najoczywistsze dowody falszuwannia.Włościanin także jakiś tam ponury, a powinien być wesół, i koło snopa nie ma znaków potajemnych, niezawodnych, przecinka odwróconego i dwóch kropek, papier też lepszy niż Lebidiowy.Wasylisa popatrzył pod światło — Lebid' najwyraźniej fałszywie przeświecał z drugiej strony.— Jedna będzie dla dorożkarza jutro wieczorem — rozmawiał Wasylisa sam ze sobą.— Jechać muszę i tak, no i, oczywiście, na bazar.Ostrożnie odłożył na bok fałszywe, przeznaczone dla dorożkarza i na bazar, paczkę zaś ukrył za szczękliwym zamkiem.Drgnął.Nad głową przebiegły po suficie czyjeś kroki, martwą ciszę rozdarł śmiech, niewyraźne głosy.Wasylisa powiedział do Aleksandra II:— No, proszę, ani chwili spokoju.Na górze się uciszyło.Wasylisa ziewnął, pogładził wiechcie wąsów, zdjął z okien pled i prześcieradło, w bawialni, gdzie matowo pobłyskiwała tuba gramofonu, zapalił małą lampkę.W dziesięć minut później w całym mieszkaniu panowały ciemności.Wasylisa spał u boku żony w wilgotnej sypialni.Pachniało myszami, pleśnią, markotnym sennym smutkiem.I oto, we śnie, przycwałował na koniu Lebid'-Jurczyk i jacyś Tuszyńscy Złodzieje otworzyli skrytkę wytrychem.Walet czerwienny wlazł na krzesło, splunął Wasylisie w wąsy i wystrzelił prosto w twarz.Zerwał się Wasylisa z krzykiem, zimnym oblany potem, a pierwsze, co usłyszał, to była mysz trudząca się wraz z rodziną nad woreczkiem z sucharami w stołowym, i zaraz dobiegły go tęskne nadzwyczaj tony gitary znad sufitu, poprzez dywany i śmiech.Znad sufitu zaśpiewał głos o niezwykłej mocy i namiętności, gitara zagrałamarsza.— Jedyne wyjście to wymówić mieszkanie — zaplątał się w prześcieradłach Wasylisa.— To przecież nie do zniesienia.Nie maspokoju ani w dzień, ani w nocy.Junkierska maszeruje brać, gwardyjski korpus idzie!— Choć znowu, z drugiej strony, w razie czego.Jedno jest pewne — czasy nastały straszne.Nie wiadomo, kogo się wpuści, a to bądź co bądź oficerowie, w razie czego obronią.A psik! — krzyknął Wasylisa na zachłanną mysz.Gitara.gitara.gitara.Na żyrandolu w jadalni płoną cztery światła.Chorągwie błękitnego dymu.Kremowe kotary na głucho zasłoniły oszkloną werandę.Zegarów nie słychać.Na bieli obrusa świeże bukiety cieplarnianych róż, trzy flaszki wódki i smukłe niemieckie butelki białych win.Kieliszki do burgunda, jabłka w roziskrzonych szlifach pater, plasterki cytryny, okruszyny, okruchy, herbata.Na fotelu zmięta płachta tygodnika satyrycznego „Czortowa Kukła ".Po głowach snuje się opar.to zniesie go na bok, na pozłocisty ostrów beztroskiej radości, to znów ciska nim o zmętniała falę niepokoju.Majaczą w oparze nieprzystojne słowa:Gołym profilem nie siadaj na jeża!— Ale się bawią, dranie.A armat już nie słychać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates