[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leonard CarpenterConan nieposkromionyCykl: Conan tom 52Tytuł oryginału Conan the IndomitablePrzekład Marcin StadnikDianne, oczywiście,a także chłopcom i mężczyznom: Rusty’emu Medleyowi,Steveoůwi Scatesowi, Gregowi Brownowi i Slickowi Reavesowi,którzy pomogliby pogrzebać zwłoki bez zadawania pytańIKopiec kamieni dorównujący wysokością wzrostowi dorosłego człowieka wskazywał ten punkt na pustkowiu, gdzie łączyły się ziemie Brythunii, Koryntii i Zamory.W miarę upływu wieków wiatry i deszcze, mrozy i upał pozostawiły swój głęboki ślad na wyniosłej niegdyś kolumnie, wygładzając ją do postaci bezkształtnego pagórka wznoszącego się nad jałową ziemią.Górę, u podnóża której ustawiono kopiec, prawie zawsze pokrywał śnieg, a bardzo częste ostre burze zniechęcały większość żywych istot do oglądania punktu orientacyjnego o tak pospolitym i nieciekawym wyglądzie.Wąską, ośnieżoną ścieżką omijającą kopiec podążali, sprzeczając się, mężczyzna i kobieta.— Tam były konie — stwierdziła kobieta — ale oczywiście, nawet nie przyszło ci do głowy, żeby parę złapać! — Kobieta, a właściwie piękna młodziutka dziewczyna urodzona na pustyniach Khauranu miała na imię Elashi.Jej bujne piersi kontrastowały ze smukłym, muskularnym ciałem nawykłym do ciężkiej pracy i długich wędrówek.Nosiła ciężki płaszcz narzucony na wełnianą koszulę i chroniącą przed zimnem, wełnianą spódnicę, która częściowo przykrywała wysokie buty na jej nogach.Do lewego biodra przypasała krótki, zakrzywiony miecz.— Większość koni albo już nie żyła, albo zaraz by zdechła — odparł sucho jej towarzysz — ja wolę iść, niż jechać na zdychającej chabecie.— Mężczyzna też wyglądał młodo, ale z pewnością był dorosły.Wysoki, barczysty, miał imponująco umięśnione ramiona i potężną, szeroką klatkę piersiową, gładko ogoloną twarz i przycięte w prostą grzywkę czarne włosy, a jego oczy zdawały się płonąć wewnętrznym ogniem.Zwał się Conan i pochodził z twardego, górskiego ludu barbarzyńców zamieszkującego mroźne ziemie Cymmerii, daleko na północy.On również nosił wełnianą koszulę pod zimowym płaszczem oraz grube spodnie wciśnięte w ciężkie buty.Miecz, który przewieszał przez muskularny grzbiet, był długi i prosty, wykonany ze starożytnej, błękitnej stali, o krawędziach ostrych niczym brzytwy.— Co też ty powiesz — zakpiła Elashi — czasem zastanawiam się, czy jest cokolwiek, do czego byś się nadawał, ty wielki, barbarzyński gburze!Conan potrząsnął głową.Od czasu gdy spotkał Elashi w świątyni czcicieli Suddaha, nie mógł narzekać na nudne życie.Razem walczyli z piękną kobietą–zombie, ścierali się z zaślepionymi wyznawcami i sługami nekromanty i chyba z tuzin razy ledwie uszli z życiem.Już od dłuższego czasu dzielili również łoże, ale mimo to wciąż robiła mu wymówki przy każdej nadarzającej się okazji.Wydawała się niezmordowana w wynajdywaniu i wytykaniu mu jego wad, nieważne, prawdziwych czy wymyślonych.— Nie słyszałem żadnych narzekań ostatniej nocy, gdy przygasło ognisko — stwierdził i uśmiechnął się do niej szeroko.Po kilku sekundach i, wydawałoby się, wbrew sobie Elashi odparła, uśmiechając się:— Cóż, może czasem rzeczywiście do czegoś się przydajesz.— Ucichła na kilka kroków, by zaraz dorzucić: — Ale gdybyśmy jechali konno, zachowalibyśmy znacznie więcej energii na podobne zajęcia.— Ja nie odczuwałem braku energii — rzekł Conan.— Ale skoro już wypowiadamy życzenia, by mieć to, czego nie mamy, czemu nie zażądać królestwa i dworu pełnego sług? Albo może złotego pałacu?— Och ty, ty… barbarzyński gburze!Mężczyzna uśmiechnął się znowu i zamilkł.Po śmierci nekromanty zwanego Neg Maleficius, którego zabił, uzgodnił z Elashi, że będą podróżować razem, dopóki ich drogi się nie rozejdą.Cymmerianin postanowił odwiedzić dziwaczne miasto Shadizar w Zamorze, gdzie zamierzał uprawiać złodziejski fach, a Elashi zdążała dalej na południe, do rodzinnego Khauranu.Z wieści krążących na szlaku Conan wnioskował, że bezpośrednia droga nie byłaby bezpieczna.Najlepsza trasa zbaczała nieco na ziemie Koryntii, by po nadłożeniu kilku dni drogi powrócić do Zamory.I właśnie wtedy gdy wspominał otrzymane wskazówki, ścieżka, którą wędrowali, zaczęła skręcać na zachód i zbiegać powoli do podnóża góry.Może na szlaku leżała jakaś wioska lub miasto, gdzie mogliby coś ukraść i zamienić na tyle, żeby starczyło na kupno dwóch koni, kładąc tym samym kres ciągłym narzekaniom Elashi.Miał szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie.Śnieg przykrywał grubą warstwą całą ziemię, oszczędzając chyba tylko ścieżkę, po której kroczyli podróżni.Mimo że trwała zima, niebo lśniło czystym błękitem.Powietrze było zimne i rześkie.Conan uwielbiał takie miejsca.Miasta miały wiele do zaoferowania, owszem, ale powietrze w nich zatruwał obrzydliwy odór, nieznany w górskiej okolicy.Należało zatem rozważyć, co jest ważniejsze.Mięsiwo, wino i wesołą kompanię łatwiej znaleźć wśród cywilizacji niż na pokrytym śniegiem szlaku wiodącym donikąd.I choć bóg Conana Crom sam żył we wnętrzu góry, przecież nigdy nie nakazywał swym ludziom czynić tak samo.Nagle przed nimi dał się słyszeć jakiś dźwięk.Na tyle słaby, że słuch mniej czuły niż Conana uznałby to za szelest wiatru w liściach krzewów lub stukot kawałka skały odłamanego przez jakieś małe zwierzę.Potężny Cymmerianin stanął, wsłuchując się intensywnie.— Co jest?Conan machnął do Elashi, nakazując ciszę.Po chwili odpowiedział głuchym szeptem:— Ktoś się tam czai, zaraz za tym wielki głazem.Elashi zerknęła na skałę wielkości domu, którą wskazał Conan.— Nikogo nie widzę — odrzekła szeptem.— Słyszałem hałas — upierał się Conan.— Ja tam nic nie słyszałam.A nie zapominaj, że jestem kobietą pustyni.Jakże mógłby zapomnieć?! Przypominała mu o tym przynajmniej raz dziennie.— Może twoje uszy potrzebują piasku do prawidłowego działania.Ja słyszałem chrząknięcie.— Tym komentarzem zarobił na spojrzenie ostrzejsze niż sztylet, który posiekałby go w krwawe ochłapy rozrzucone na ośnieżonej ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates