[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Statek zadrżał, gdy dodatkowe powierzchnie nośne stawiły opór powietrzu.Ida włączyła jeszcze dysze dziobowe, na moment odzyskując kontrole nad sterami.Chwilę później, tuż przed nimi wy kwitły zbocza gigantycznego wulkanu, którego krater Ida wybrała na miejsce lądowania.Przemknęli nad rozległym jeziorem, wzburzając jego powierzchnię hukiem gromu towarzyszącego przekraczaniu bariery dźwięku.Wszelkie nie przytwierdzone do pokładu przedmioty posypały się w kierunku dziobu, gdy Ida uruchomiła odwracacze ciągu nastawione na maksymalne przeciążenie silników systemu Yukawy.Czujnik zbliżeniowy pokazał z grubsza wyliczone miejsce lądowania w pobliżu niskiego klifu nad brzegiem jeziora.Potwierdził tym samym wcześniejsze przypuszczenia nawigatorki, której jedno tylko zostało już do zrobienia: ustawiła nos statku ku dołowi, utrzymując opadanie pod kątem dziesięciu stopni.Cienfuegos zetknął się z powierzchnią jeziora, zostawiając za sobą kilwater wielki jak wodny kanion.Sten był z powrotem na Vulcanie.Nieskończonymi korytarzami biegł za Bet, Oronemk oraz pozostałymi Delinqami.Strażnicy z socjopatrolu zbliżali się nieubłaganie, a on krzyczał do swoich ludzi, żeby zawrócili i stanęli do walki.By mu pomogli.Jakiś bolesny wstrząs wyrwał go z majaków.Z wolna wracało poczucie jawy.Usłyszał zawodzące jękliwie brzęczyki wszystkich możliwych pokładowych alarmów.Doktor stał na piersi Stena, raz za razem, metodycznie uderzając go w twarz pazurzastą łapą.Sten zamrugał powiekami i usiadł z wysiłkiem.Reszta grupy Mantisa również zbierała się z foteli.Dzięki odbytemu przed laty treningowi ewakuacja przebiegała całkiem sprawnie, chociaż akcja sprawiała pozory bezładnej miotaniny.Alex taszczył wyposażenie w kierunku otwartego luku.nie, to nie luk, ale rozdarcie w burcie statku.i wyrzucał je na zewnątrz, w jasny blask słońca.Bet uwalniała tygrysy z kapsuł, by wyprowadzić nieco zdenerwowane koty ze statku.Ida gromadziła wszystkie przenośne i posiadające własne zasilanie gadżety elektroniczne.Alex podgramolił się do Stena.Jedną ręką złapał go za ramię, drugą chwycił uprząż przy mundurze, po czym sprawnie wytaszczył towarzysza przez dziurę w kadłubie.Na zewnątrz rzucił go na stos plecaków, a następnie zawrócił po resztę bagaży.Sten chwiejnie stanął na własnych nogach i przyjrzał się Cienfuegosowi.Statek pękł na całej długości.Stateczniki oraz wsporniki podwozia zaryły się w mulistym dnie u brzegu jeziora.Cienfuegos zakończył swój ostatni lot.Sten powoli otrząsał się z oszołomienia, próbując naprędce sporządzić listę niezbędnego wyposażenia.Pokuśtykał do nieregularnego otworu w poszyciu statku.– Poczekajcie.Musimy.Obładowany sprzętem Alex wybiegł ze środka, potrącając Stena i spychając go ze swojej drogi.– Trzeba się spieszyć, kochany.To zaraz wybuchnie.Minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund, a cały zespół stanął spakowany, z plecakami na ramionach, gotów do wspinaczki na wysoki brzeg.Ledwie minęli grań klifu, dobiegł ich odgłos eksplozji.Z wraku pozostała tylko garść osmalonych szczątków, a huk długo jeszcze wracał echem.Rozdział 3Owalny krater, w którym rozbił się statek, był naprawdę olbrzymi, mierzył około siedemdziesięciu pięciu kilometrów długości.Jezioro wypełniało połowę jego obszaru, jednak schło dość gwałtownie, poczynając od szerszego końca.Feralne lądowanie miało miejsce po przeciwnej stronie, około dziesięciu kilometrów od wypatrzonej przez Idę luki w koronie wulkanu.Rozbitkom pozostało podjąć odświeżający spacer.Z wolna docierało do nich, w jak paskudnej sytuacji się znaleźli.Stracili we wraku niemal całe wyposażenie, razem ze skafandrami ochronnymi, aparatami oddechowymi.Mieli wyłącznie standardowe racje żywnościowe, sprzęt osobisty i filtry do wody.Czyli tylko to, co wedle złośliwej plotki każdy żołnierz Mantisa zawsze zabierał ze sobą nawet wtedy, gdy zamierzał jedynie przejść na drugą stronę ulicy.Stan uzbrojenia nie przedstawiał się wiele lepiej.Zdołali zabrać podręczną broń z paroma magazynkami oraz noże bojowe.Ładunki wybuchowe, przenośne wyrzutnie pocisków wyleciały w powietrze wraz z Cienfuegosem.– Ale bagno – mruczał pod nosem Alex.– Marny koniec czeka Alexa Selkirka.– Czy komuś przychodzi do głowy jakiś pomysł? – spytała Bet, przedzierając się przez trzciny.– Jak, u licha, wydostaniemy się z tego buszu?– Może byłoby łatwiej, gdyby Ida oświeciła nas, w jakiej części planety wylądowaliśmy.– Wypchaj się – warknęła dziewczyna przez zaciśnięte zęby.– Akurat miałam czas na procedury nawigacyjne.– Mniejsza z tym – ucięła Bet.– Wszystko i tak twoja wina.– A to czemu?– Bo zawsze musi być winny – wyjaśniła Bet.– Tak stanowią regulaminy imperium.– A kto lepiej nadaje się na kozła ofiarnego niż pilot?Alex nie odezwał się ani słowem.Ostatnie godziny były i tak dość trudne dla Idy.Nic dziwnego, że jej poczucie humoru nieco szwankowało.Nawigatorka spojrzała na Alexa.– Oczy bym ci wydłubała – powiedziała – ale nie chcę sobie upaprać paluchów, ty beczko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates