[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwałtownie poderwała głowę, szukając go wzrokiem, a w jej oczach malował się strach.–Niestety tak jest.– Wzruszył ramionami.Rhalina podniosła się i wróciła do konia.Oparła stopę o strzemię i podciągnęła się, siadając bokiem na swym damskim siodle.Corum, nieporuszony, wpatrywał się w kwiaty i trawę podnoszące się powoli w miejscach, gdzie stąpała po nich Rhalina.–Niestety tak jest – powtórzył.Westchnął i zawrócił konia w kierunku wybrzeża.–Lepiej już jedźmy – powiedział cicho.– Zanim morze zaleje groblę.Wkrótce wyjechali z lasu i truchtem skierowali się wzdłuż brzegu.Morze zagarnęło już spory obszar białego piasku.W oddali ujrzeli naturalną groblę prowadzącą poprzez mielizny w kierunku góry, na której wznosił się Zamek Moidel – najdalszy i całkowicie zapomniany bastion cywilizacji Lywm-an-Eshu.Niegdyś budowla wznosiła się pośród lasów kraju Lywm-an-Esh, ale przez lata morze pochłonęło wielkie obszary, odcinając zamek od lądu stałego.Ptaki morskie nawoływały się, krążąc po bezchmurnym niebie, niekiedy nurkując, by złowić rybę, a potem powrócić ze zdobyczą w dziobie do gniazd ukrytych pośród skał Góry Moidel.Kopyta koni wyrzucały w górę piasek albo rozpryskiwały płytką wodę, gdy zbliżali się do przesmyku, który miał niebawem zalać przypływ.Uwagę Coruma zwrócił jakiś dziwny ruch na morzu.Wychylił się z siodła, wpatrując się w dal.–Co to? – spytała Rhalina.–Nie jestem pewien.Może wielka fala.Ale o tej porze roku… Spójrz! – wskazał ręką.–Jakby mgła zawisła nad morzem parę kilometrów od brzegu.Trudno coś zobaczyć… To fala! – krzyknęła.Woda przy brzegu wzburzyła się nieco, gdyż fala się zbliżała.–Jakby jakiś wielki statek przepływał obok z ogromną szybkością – zauważył Corum.– To mi coś przypomina…Przyjrzał się dokładniej tajemniczej mgle.–Czy widzisz to coś… jakby cień… cień człowieka we mgle?–Tak, widzę.Jest gigantyczny.Może to tylko złudzenie, gra światła…–Nie – odparł.– Już kiedyś widziałem tę postać.To olbrzym – wielki rybak, który sprawił, że mój statek rozbił się u wybrzeży Khoolekrahu!–Bóg Rybak – powiedziała.– Słyszałam o nim.Czasem nazywają go także Poławiaczem.Według legendy jego widok to zła wróżba.–Ostatnim razem to rzeczywiście był dla mnie zły znak – stwierdził Corum z rozbawieniem.Cofnęli konie, gdyż plażę zalewały teraz wysokie fale.– Idzie tu, a mgła posuwa się za nim.Istotnie, w miarę jak olbrzymi rybak podchodził do brzegu, wzmagały się fale, a mgła przybliżała się coraz bardziej.Teraz już wyraźnie widzieli zarys jego sylwetki.Zgarbił się nieco, ciągnąc po wodzie swą wielką sieć.–Co on łowi? – spytał szeptem Corum.– Wieloryby? Morskie potwory?–Wszystko – odparła.– Wszystko, co żyje w głębinach i na powierzchni mórz.– Wzdrygnęła się.Wody sztucznego przypływu całkowicie zalały groblę i nie było sensu posuwać się naprzód.Zmuszeni byli cofnąć się pod drzewa, a potężne bałwany z hukiem rozbijały się o kamienistą plażę.Mieli wrażenie, że ogarnęła ich mgła.Zrobiło się zimno, mimo iż słońce wciąż jeszcze jasno świeciło.Corum otulił się płaszczem.Słychać było miarowy odgłos zbliżających się kroków olbrzyma.Corumowi jawił się on jako ktoś naznaczony przez los, skazany, by wiecznie ciągnąć swe sieci przez oceany świata, nigdy nie znajdując tego, czego szukał.–Powiadają, że próbuje złowić swoją duszę… – szepnęła Rhalina.Nagle postać wyprostowała się i wyciągnęła sieć.Rzucało się w niej wiele stworzeń – niektórych nie sposób było rozpoznać.Bóg Rybak obejrzał uważnie całą zdobycz, po czym opróżnił sieć, wypuszczając wszystkie stworzenia z powrotem do wody.Powoli ruszył dalej, żeby znów próbować złowić to coś, czego nigdy chyba nie miał znaleźć.Kiedy niewyraźna sylwetka olbrzyma oddaliła się, mgła zaczęła się podnosić.Woda stopniowo opadała, aż w końcu zupełnie się uspokoiła, a mgła zniknęła za horyzontem.Koń Coruma parskał i uderzał kopytem w mokry piasek.Książę w Szkarłatnym Płaszczu spojrzał na Rhalinę.Zastygła, wpatrując się pustym wzrokiem w dal.–Niebezpieczeństwo minęło – powiedział usiłując ją pocieszyć.–Nie było żadnego niebezpieczeństwa – odparła.– Bóg Rybak jedynie zwiastuje niebezpieczeństwo.–To tylko legenda.Spojrzała na niego i znów się ożywiła.–A czyż nie przekonaliśmy się sami, że warto wierzyć starym podaniom?Corum przytaknął skinieniem głowy.–Lepiej wracajmy do zamku, zanim grobla po raz drugi znajdzie się pod wodą.Konie z radosnym rżeniem ruszyły ku dającym schronienie murom Zamku Moidel.Morze szybko przybierało po obu stronach kamienistego przesmyku i konie same przyśpieszyły kroku, przechodząc w galop.Wreszcie dotarli do wielkich wrót zamku, a te otwarły się szeroko na ich przyjęcie.Rośli wojownicy Rhaliny powitali ich radośnie.Chcieli jak najszybciej potwierdzić to, czego byli świadkami.–Pani, czy widziałaś olbrzyma? – zawołał Beldan, jej majordomus, który zbiegł z zachodniej wieży.– Już myślałem, że to kolejny sojusznik Glandytha.– Szczere i zwykle radosne oblicze młodego mężczyzny było zachmurzone.– Co go odpędziło?–Nic – wyjaśniła zsiadając z konia.– To był Bóg Rybak.Poszedł w swoją stronę.Na twarzy Beldana odmalowała się ulga.Jak wszyscy mieszkańcy Zamku Moidel, nieustannie spodziewał się nowego ataku, co zresztą było zupełnie usprawiedliwione.Nie ulegało wątpliwości, że wcześniej czy później Glandyth znów napadnie na zamek, prowadząc sprzymierzeńców silniejszych niż strachliwi i przesądni wojownicy Konnych Plemion.Słyszeli, że po nieudanej próbie zdobycia Góry Moidel Glandyth powrócił wściekły na dwór w Kalenwyrze, by prosić Króla Lyra-a-Brode o armię.Następnym razem mógł przywieść ze sobą statki, które zaatakowałyby zamek z morza, podczas gdy on poprowadziłby natarcie od strony lądu.Taki szturm zapewne by się powiódł, gdyż załoga zamku nie była zbyt liczna.Kiedy skierowali się ku głównej sali zamku, aby spożyć wieczorny posiłek, słońce właśnie zachodziło.We trójkę zasiedli do stołu.Corum znacznie częściej sięgał swą ludzką ręką po dzban z winem niż po jedzenie.Pogrążył się w niewesołych rozmyślaniach, a jego głęboki smutek udzielił się pozostałym, tak że nawet nie próbowali podejmować rozmowy.W takim nastroju spędzili dwie godziny, a on wciąż dolewał sobie wina.Nagle Beldan uniósł głowę, nasłuchując.Rhalina także coś usłyszała i zmarszczyła brwi.Jedynie Corum zdawał się nic nie zauważać.Było to miarowe, uporczywe stukanie.Potem dały się słyszeć jakieś głosy i hałas na moment przycichł, lecz gdy głosy umilkły, wzmógł się ponownie.–Sprawdzę, co się dzieje… – Beldan podniósł się z miejsca.Rhalina zerknęła na Coruma.–Ja zostanę.Corum siedział z pochyloną głową, wpatrzony w swój kielich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates