[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy byli gotowi, Magnus Sigvatson poprowadził setkę swoich wikingów ku dużej osadzie Skraelingów, położonej pięć kilometrów od miejsca masakry.Osada przypominała prymitywne miasteczko – liczyła kilkaset domów i niemal dwa tysiące mieszkańców.Wikingowie nie próbowali ukrywać swojej obecności.Wyskoczyli spośród drzew i wyjąc niczym wściekłe psy, rzucili się na niską palisadę, chroniącą mieszkańców przed dzikimi zwierzętami.Impet ataku zaskoczył Skraelingów.Osłupiali stali w miejscu i zostali wyrżnięci niczym rzeźne bydło.W pierwszych chwilach nieoczekiwanej napaści zginęło dwustu, nim zdołali się zorientować, co się dzieje.Pozostali zbili się w kilkuosobowe grupki i stanęli do walki.Umieli posługiwać się włócznią, mieli też prymitywne kamienne topory, jednak ulubioną ich bronią był łuk.Już po chwili niebo przesłonił grad strzał.Kobiety także wzięły udział w bitwie, obrzucając napastników kamieniami, które jednak nie wyrządziły wikingom większej szkody.Magnus atakował na czele swoich ludzi, trzymając w jednej dłoni włócznię, w drugiej ogromny topór.Broń ociekała krwią.Był człowiekiem, jakiego wikingowie określali mianem beserkr – słowem, które z biegiem stuleci zmieniło formę na berserk – oznaczającym szaleńca siejącego postrach wśród wrogów.Wrzeszczał jak opętany, rzucając się na Skraelingów i powalając wielu z nich uderzeniami topora.Brutalne okrucieństwo atakujących przeraziło Skraelingów.Ci, którzy stanęli do walki wręcz z wikingami, ponieśli potworne straty.Zostali zdziesiątkowani, jednak ich liczebność wcale nie malała.Wysłańcy pobiegli do sąsiednich osad, ściągnąć posiłki.Uszczuplone szyki Skraelingów szybko wypełniali nowo przybyli wojownicy.Przez pierwszą godzinę mściciele posuwali się w głąb osady, bezskutecznie szukając swoich żon.Zobaczyli jedynie fragmenty materiału z ich szat, noszone przez kobiety Skraelingów jako ozdoby.Mocniejsza od gniewu jest wściekłość, a od wściekłości histeria.W przypływie szaleństwa wikingowie doszli do wniosku, że ich kobiety stały się ofiarami kanibalizmu – a wtedy ich szał ustąpił miejsca zimnemu obłędowi.Nie wiedzieli, że pięciu kobietom, które ocalały z rzezi, nie wyrządzono żadnej krzywdy – przekazano je w darze wodzom okolicznych plemion.Okrucieństwo wikingów osiągnęło szczyty i już wkrótce ziemia w osadzie Skraelingów spłynęła krwią.Jednak posiłki wciąż napływały i po pewnym czasie szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę tubylców.W obliczu przytłaczającej przewagi liczebnej wroga, osłabieni z powodu ran i wyczerpania wikingowie zostali wycięci w pień – pozostało jedynie dziesięciu, wraz z Magnusem Sigvatsonem.Skraelingowie zaniechali walki wręcz ze śmiercionośnymi mieczami i toporami.Nie bali się rzucanych w ich kierunku włóczni.Armia tubylców, przewyższająca słabnących napastników w stosunku pięćdziesiąt do jednego, obrzuciła pozostałą przy życiu garstkę wikingów gradem strzał.Najeźdźcy kryli się za tarczami, które wkrótce zaczęły przypominać grzbiet jeżozwierza.Mimo to walczyli dalej.W pewnym momencie Skraelingowie jak burza uderzyli na garstkę napastników i całkowicie ich otoczyli.Wikingowie stali plecami do siebie i walczyli do końca, przyjmując na siebie lawinę ciosów zadawanych kamiennymi toporami.Nie mogli długo wytrzymać takiego naporu.W ostatnich chwilach myśleli o swoich bliskich i o chwalebnej śmierci, która miała nastąpić.Zginęli wszyscy, do ostatka nie wypuszczając broni z ręki.Ostatni padł Magnus Sigvatson, a wraz z nim nadzieja na skolonizowanie Ameryki przez kolejne pięćset lat.Pozostawił dziedzictwo, które drogo kosztowało jego następców.Nim zaszło słońce, poległo stu wikingów, a wraz z nimi ponad tysiąc zamordowanych Skraelingów – mężczyzn, kobiet i dzieci.Tubylcy w straszliwy sposób przekonali się, że biali przybysze zza morza stanowią zagrożenie, które można powstrzymać jedynie siłą.Doznali szoku.Żadna międzyplemienna bitwa nie była równie krwawa, nie przyniosła tylu ofiar, ran i okaleczeń.Ta bitwa była jedynie odległym preludium do potwornych wojen, które miały dopiero nadejść.Dla wikingów mieszkających w Islandii i Norwegii los kolonii Bjarne Sigvatsona pozostał tajemnicą.Przy życiu nie utrzymał się nikt, kto mógłby opowiedzieć historię wyprawy, a żaden śmiałek nie wybrał się tą samą trasą przez wzburzony ocean.O ich zaginięciu mówiły tylko sagi, przekazywane przez stulecia z pokolenia na pokolenie.Potwór z głębin2 lutego 1894, Morze KaraibskieNikt na pokładzie starego, drewnianego okrętu “Kearsarge” nie mógł przewidzieć nadchodzącej katastrofy.Płynąc pod banderą Stanów Zjednoczonych, chronił interesy ojczyzny w Indiach Zachodnich.Na trasie z Haiti do Nikaragui obserwatorzy wypatrzyli w wodzie dziwny obiekt, o milę od sterburty.Tego bezchmurnego dnia widoczność sięgała po horyzont, morze było spokojne, małe fale łamały się na wysokości pół metra.Gołym okiem widać było czarny grzbiet jakiegoś dziwnego, morskiego potwora.–Co o tym sądzisz? – spytał kapitan Leigh Hunt pierwszego oficera, porucznika Jamesa Ellisa, patrząc przez lornetkę.Ellis zmrużył oczy.Popatrzył na dziwny obiekt przez lunetę, jedną ręką trzymając się relingu.–Myślę, że to wieloryb, chociaż jeszcze nie widziałem wieloryba, który pływałby tak spokojnie.Poza tym pośrodku grzbietu ma dziwne wybrzuszenie.–To chyba jakiś rzadki gatunek węża morskiego – powiedział Hunt.–Nie znam takiego stwora – mruknął ze zgrozą Ellis.–To nie jest łódź zbudowana ręką człowieka.Hunt był szczupłym mężczyzną o siwiejących włosach.Pomarszczona twarz i głęboko osadzone, brązowe oczy świadczyły o wielu godzinach spędzonych na słońcu i wietrze.W zębach trzymał fajkę, którą jednak bardzo rzadko palił.Był marynarzem od ćwierć wieku z nienagannym przebiegiem służby.Przed odejściem na emeryturę, jako specjalne wyróżnienie, powierzono mu dowództwo najsłynniejszego okrętu w marynarce.Był zbyt młody, by brać udział w wojnie secesyjnej.Ukończył morską akademię wojskową w 1869 roku i służył na ośmiu różnych okrętach, awansując coraz wyżej, aż wreszcie objął “Kearsarge”.Okręt zyskał sławę trzydzieści lat wcześniej po słynnej bitwie morskiej, w której uszkodził i zatopił piracką jednostkę konfederatów “Alabama”, niedaleko Cherbourga u wybrzeży Francji.Obydwa okręty były podobnej klasy, lecz w ciągu niecałej godziny od początku bitwy “Alabama” stała się wrakiem.Po powrocie do macierzystego portu kapitana i załogę “Kearsarge’a” witano jak bohaterów.Przez następne lata okręt żeglował po morzach całego świata.Jednostka o długości sześćdziesięciu metrów, szerokości dziesięciu i prawie pięciu metrach zanurzenia, napędzana dwoma silnikami rozwijała prędkość do jedenastu węzłów.Dziesięć lat po zakończeniu wojny domowej działa okrętu zastąpiono nowymi: zamontowano dwie jedenastocalowe armaty o gładkich lufach cztery podobne kalibru dziewięciu cali, i dwa działa o gwintowanych lufach na dziesięciokilogramowe pociski.Załogę stanowiło stu sześćdziesięciu marynarzy.Okręt był już trochę przestarzały, ale nadal budził postrach.Ellis odłożył lunetę i spojrzał na dowódcę.–Obejrzymy to, kapitanie?Hunt kiwnął głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates