[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kaskady morskiej wody przelewały się nad nią, a dziewczyna trwała przyciskając się z całych sił do statku.Nie mogła podnieść głowy dostatecznie wysoko, by zaczerpnąć powietrza.Wiedziała także, że jeśli wstanie dopiero wtedy, gdy woda całkowicie spłynie z pokładu, powali ją następna fala.Jeżeli nie podniesie się teraz, nie podniesie się już nigdy.Próbowała się poruszyć, lecz nogi trzęsły jej się jak galareta.Nagle poczuła silne szarpnięcie do tyłu.— Zatykasz luki odpływowe! — krzyknął czyjś oburzony głos.Ktoś trzymał Altheę za kark, jak ogłuszonego kociaka.Jej twarz smagał wiatr i szalejący deszcz, zanim wszakże zdołała to sobie uświadomić, miała już tyle wody w ustach i nosie, że zaczęła się krztusić.— Trzymaj się! — usłyszała krzyk mężczyzny, więc owinęła się mocno nogami i ramionami wokół jego ud.Zdążyła szybko nabrać powietrza, po czym uderzyła w nich fala.Althea poczuła, jak jej ciało drży pod uderzeniem wody i pomyślała, że za chwilę ona i jej towarzysz znajdą się w morzu.Jednak w następnym momencie ściana wody cofnęła się.Mężczyzna dał do zrozumienia, by go puściła, po czym ruszył biegiem po pokładzie, ciągnąc dziewczynę za sobą.Trzymał ją za warkocz i za koszulę.Doholował Altheę do masztu.Gdy dostrzegła znajomą szorstką linę, przylgnęła doń i zaczęła się wspinać.Kolejna fala przetoczyła się pod nimi.Dziewczyna zakrztusiła się, wypluwając nieco morskiej wody.Wydmuchała nos w dłoń, potem strząsnęła z niej wydzielinę.Nabrała powietrza i odezwała się:— Dziękuję ci.— Ty głupi, mały szczurze pokładowy! O mało nie zabiłeś nas oboje.— W głosie mężczyzny gniew mieszał się ze strachem.— Wiem.Przepraszam.— Mówiła głośno, by przekrzyczeć sztorm.— Przepraszasz? To chyba nie wystarczy.Natrzaskam ci po gębie, może wtedy zrozumiesz swój błąd.Podniósł pięść, a Althea zasłoniła twarz i czekała na cios.Nie zamierzała się buntować przeciwko zwyczajom panującym na statkach.Po chwili otworzyła oczy, by sprawdzić, dlaczego mężczyzna jej nie uderzył.W mroku dostrzegła jego twarz.Brashen.Wyglądał na bardziej wstrząśniętego niż wtedy, gdy ratował jej życie.— A niech cię, mała.Nawet cię nie rozpoznałem.Nieznacznie wzruszyła ramionami.Nie patrzyła mu w oczy.Kolejna fala przetoczyła się przez pokład, potem dziób statku zaczął się wznosić.— No więc, jak się masz? — Brashen mówił cicho, jak gdyby obawiał się, że ktoś podsłucha ich rozmowę.Wszak oficerowie nie mieli zwyczaju odbywać przyjacielskich pogawędek z chłopcami pokładowymi.Kiedy na początku rejsu odkrył, że płyną razem, kazał jej unikać wszelkich kontaktów ze sobą.— Jak widzisz — odparła cicho Althea, niezadowolona z sytuacji.Nagle znienawidziła Brashena — nie za jakiś jego konkretny gest, lecz dlatego że widzi ją w takim stanie.Ależ musiał nią pogardzać! — Radzę sobie.Dzisiejszy dzień też przeżyję.— Pomógłbym ci, gdybym mógł.— Z jego tonu wywnioskowała, że nadal się na nią gniewał.— Ale wiesz, że nie mogę.Jeśli będę się tobą interesował, ludzie zaczną coś podejrzewać.Dałem już wszystkim do zrozumienia, że nie obchodzą mnie kontakty z.mężczyznami.— Był jawnie zakłopotany.Althea zastanowiła się nad ironią losu.Trwali przyciśnięci do takielunku na tym podłym statku w samym środku burzy, a ten mężczyzna — który zresztą jeszcze przed chwilą chciał ją stłuc — nie potrafił rozmawiać z nią o sprawach damsko-męskich, ponieważ nie chciał jej zgorszyć.— Na takim statku jak ten każdy przejaw życzliwości z mojej strony wobec ciebie zostanie zinterpretowany w jeden sposób.Potem jakiś marynarz może się tobą również zainteresować.A gdyby się dowiedzieli, że jesteś kobietą.— Nie musisz się tłumaczyć.Nie jestem głupia — Althea przerwała jego wyjaśnienia.Czyżby Brashen nie rozumiał, z kim jego rozmówczyni dzieli kwaterę?— Doprawdy? Co więc robisz na tej łajbie? — Ostatnie cierpkie słowa rzucił przez ramię, zeskakując z takielunku na pokład.Zwinny jak kot, szybki jak małpa, prędko dotarł na dziób statku.Althea nadal przywierała do liny i patrzyła za nim.— To samo co ty — odparła za nim uszczypliwie.Nie miał znaczenia fakt, że Brashen jej nie usłyszał.Po następnej fali dziewczyna podążyła za jego przykładem, choć nie zeskoczyła ani z takim wdziękiem, ani tak zręcznie.W kilka minut później znalazła się pod pokładem.Wszędzie wokół niej słychać było odgłosy przetaczającej się wody.„Żniwiarz” skakał na falach niczym baryłka.Althea westchnęła ciężko i jeszcze raz starła wodę z twarzy i obnażonych ramion.Wyżęła warkocz, potrząsnęła mokrymi stopami, po czym wsunęła się do swojego narożnika.Przemoczone ubranie ziębiło jej skórę.Przebrała się pospiesznie w strój, który był zaledwie mocno wilgotny, następnie wykręciła koszulę i spodnie, później strząsnęła je i powiesiła na kołku, aby ociekły, wreszcie wyjęła koc.Był mokry i zalatywał pleśnią, lecz co wełna, to wełna — mokra czy nie, dawała ciału nieco ciepła.Zresztą Althea nie miała innego sposobu, by się ogrzać.Owinęła się kocem, skuliła i wpatrzyła w ciemność.Z powodu przysługi Rellera niemal się utopiła i straciła pół godziny, które powinna poświęcić na sen.Z tą myślą zamknęła oczy i próbowała zasnąć.Mimo iż była tak bardzo znużona, sen nie chciał przyjść.Starała się odprężyć, ale nie potrafiła rozluźnić mięśni zmarszczonego czoła.Uznała, że powodem jej bezsenności jest rozmowa z Brashenem.To, co powiedział, w jakiś dziwny sposób przypomniało jej o sytuacji, w której się znalazła.Na statku często przez kilka dni widywała młodego marynarza jedynie przelotnie i z daleka.Nigdy nie miała dyżuru na jego wachcie; ich drogi i obowiązki rzadko się krzyżowały.A poza Brashenem nic nie przypominało jej o dawnych czasach, dzięki czemu potrafiła żyć z godziny na godzinę i po prostu starać się przetrwać.Całą uwagę poświęcała jedynie swojej roli chłopca pokładowego, a jej myśli nie sięgały dalej niż do następnej wachty.A dziś.Przejrzała się w twarzy Brashena, a zwłaszcza w jego oczach, które okazały się bardziej okrutne niż jakiekolwiek lustro, i uświadomiła sobie, że młody marynarz po prostu jej żałował.Patrząc w jego oczy, widziała kim się teraz stała i, co gorsza, kim się nie stała, choć powinna była.Dostrzegła w nich także (i było to chyba najbardziej przykre ze wszystkiego) potwierdzenie zdania Kyle’a.Tak, również w opinii Brashena Althea była tylko małą zepsutą pieszczoszką swego ojca, która dla zabawy przyjęła na jakiś czas rolę żeglarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates