[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do spoglądania na tęczę, która pojawia się w kałuży z olejem silnikowym.Do słoików po majonezie.Puchatych bazi.Do prania rozwieszonego na sznurze.Tik-taku zegarów, błękitnego neonu nad miejscowym kinem.I faktu, że to jest właśnie małe, lokalne kino.Wyłączam radio, wsłuchuję się w ciszę.Ma swoje własne, głębokie brzmienie.Znałam je, ale o nim zapomniałam.I dobrze, że sobie przypominam.4Siedzę w pokoju dziennym na fotelu Davida, kartkując katalog wysyłkowy „Martha by Mail" i wspominając czas, kiedy zapadłam na uporczywą grypę.David wrócił któregoś razu do domu ze staroświecką kołdrą zszywaną z kawałków materiału.Opatulił mnie starannie i czytał opowiadania ze zbioru, który właśnie kupiłam.A potem zrobiłspaghetti dla siebie i Travisa, a dla mnie zupę.To było Przedtem.Kiedy zaczęło się Potem? Nie pamiętam jego początku.Przypominam sobie jedynie, jak nadeszło.Sprawy układały się źle na długo przed jego wyprowadzką.Niemniej tęsknię za nim.Samotność weszła w mój krwiobieg, stała się ciągła i nieunikniona.Zauważam, że Martha ma przeurocze utensylia do zakąsek.Liście wycięte z pięknego papieru, na których podaje się smakowite kanapeczki; ich przygotowanie zajmuje pewnie miesiąc.Nie wierzę, żeby kiedykolwiek robiła je własnymi rękami.Ludzie twierdzą, że to jej dzieło, ale ja w to wątpię.Założę się, że Martha leży w wannie, zalewając się łzami, a jej służba zajmuje się całą resztą.Przerzucam strony poświęcone materacom, mydełkom w kształcie jajek, lustrzanym oprawkom.Podejrzewam, że ona jest strasznie samotna, tylko nikt nie jest tego świadom.Wszyscy uważają, że jest bogata, zadowolona z życia i nie zdają sobie sprawy z otaczającej jej pustki.Jestem też prawie pewna, że nikt również do niej nie dzwoni, jeśli nie liczyć kontaktów biznesowych.Słysza-łam, że mieszka w stanie Connecticut, czy przypadkiem nie w Fairfield? Podnoszę słuchawkę, wykręcam numer informacji, słyszę, jak automat odzywa się z taśmy: -Jakie miasto? - Fairfield, Connecticut- odpowiadam.-Nazwisko? - pada pytanie.- Martha Stewart.Proszę poczekać - odzywa się nagle głos żywej telefonistki, a ja szybko się rozłączam.Natychmiast dzwoni telefon.Czekam, aż odezwie się moja sekretarka automatyczna.Rozlega się głos Rity:- Jesteś tam? Chwytam słuchawkę.- Och Boże, to ty.Myślałam, że może Martha Stewart.- Co?- Mniejsza o to.Jak się miewasz? Dostałaś mój list?- Tak, przyszedł.Dlaczego do mnie nie zatelefonowałaś?- Nie wiem, nie miałam ochoty o tym rozmawiać.- A teraz? Milczę.- No wiesz, ja go nigdy nie lubiłam.Dobrze o tym wiesz.I mówię to nie dlatego, żeby ci dodać otuchy.- O, nie martw się, nie ma na to szans.- Pamiętasz, jak się z nim zaręczyłaś i przyszłaś, żeby mi pokazać pierścionek? Pomyślałam wtedy, że chyba upadłaś na głowę.Wcale mi się nie podobał ten pierścionek.Był w złym guście.Prawie dwa karaty, gdy myśmy jadły zupę z puszek!To prawda.Rzeczywiście, jadałyśmy zupy z puszki.Obie byłyśmy nadal na studiach, wynajmowałyśmy wspólnie nasze pierwsze mieszkanie.Żywiłyśmy się Chili Hormela, Francusko-Amerykańskim Spaghetti, Potrawką Dinty Moore - nawet ich nie podgrzewając.Jeśli zdarzało się nam popalić trawkę, zadowalałyśmy się herbatnikami z czekoladową polewą.Któregoś dnia, wracając do domu autobusem, spotkałam Davida.Zaprosił mnie na drinka, oznajmił mi w zadymionym barze, że jego samochód jest w naprawiei dlatego wsiadł do autobusu, czego przedtem nigdy nie robił.Wyglądał jak kopia Paula Newmana, ale z piwnymi oczami, o czym wszystkim rozpowiedziałam.I ktokolwiek go potem widział, musiałmi przyznać rację, z pewnym wahaniem - bo cóż jest wart Paul Newman bez swoich słynnych błękitnych oczu?David pochodził z bardzo zamożnej rodziny, ale twierdził, że nie miało to dla niego żadnego znaczenia; zakomunikował mi, że w istocie woli żyć dużo poniżej swoich możliwości finansowych.Z pewnymi wyjątkami.Na przykład autem, zabytkowym Morganem, którego tak uwielbiał za jego wspaniałą linię, że gotów był pogodzić się z wieloma niewygodami sportowego pojazdu.Utrzymywał też, że nie przywiązuje znaczenia do ubrań, ale metki świadczyły o czymś przeciwnym.Po pierwszej łóżkowej randce chodziłam przez całą noc w jego żółtym swetrze, ciesząc się dotykiem na skórze prawdziwego kaszmiru.„Zatrzymaj go sobie" - rzekł na odchodnym, ziewając przeciągle.Wyszedł ode mnie w marynarce nałożonej na podkoszulek.Później Rita pożyczyła sweterek ode mnie i wylała na niego kieliszek czerwonego wina, co sprawiło, że David kupił dwa następne kaszmiry, po jednym dla nas obojga.- Przemawia przez ciebie zazdrość - mówię do Rity.- Nic podobnego! Było mi ciebie żal, bo.Sama nie wiem, straciłaś radość życia.Zrobiłaś się cholernie poważna, starając się ze wszystkich sił być taka, jak on oczekiwał, choć diabli wiedzą, o co mu chodziło.Naprawdę ci współczułam.Wszyscy się nad tobą litowali!Zatraciłaś po prostu.siebie.Jestem zbyt zaabsorbowana, żeby odeprzeć takie oskarżenia.Skupiam się z całych sił na wyrysowaniu za pomocą palca wskazującego kwadracika na moim kolanie.Boki nie wychodzą prosto, widzę to, choć kwadrat jest niewidzialny.Rysować też nie umiem.- Nie wierzysz mi?- Och, Boże, Rita.Nie wiem, nie pamiętam.Jednakże doskonale sobie przypominam.Wychodząc za mąż za Davida, czułam się jak dziecko, które otrzymuje zbyt kosztowny podarunek.Byłam przeświadczona o moim uczuciu do niego, ale to była nerwowa miłość, nawet u zarania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates