[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądził, że wiedział, w odległym zakątku świadomości, jaki potwór przyszedł do niego.Sobowtóry nie były powszechne w Krainach, jednak te, które dały się poznać, wywołały wystarczające zamieszanie, by zasłużyć na paskudną reputację.Deudermont poczuł, jak jest podnoszony z ziemi.Uchwyt stwora był tak silny, iż kapitan czuł się tak, jakby nic nie ważył, jakby po prostu się unosił.Marynarz został obrócony w stronę potwora, w stronę własnej postaci.Spodziewał się, że zostanie pożarty.– Jeszcze nie – odpowiedział stwór na jego niewypowiedziane obawy.– Potrzebuję twoich myśli, dobry kapitanie Deudermoncie.Muszę dowiedzieć się wystarczająco wiele o tobie oraz twoim statku, by wypłynąć z Przystani Waterdeep, daleko na zachód i południe, ku wyspie, o której niewielu wie, lecz wielu mówi.Uśmiech istoty był zwodniczy i Deudermont właśnie się na nim w pełni skupił, gdy głowa stwora wystrzeliła do przodu, uderzając go czołem w twarz, pozbawiając go zmysłów.Jakiś czas później – nie wiedział, jak wiele minut mogło minąć – Deudermont znów poczuł chłodną ziemię przy policzku.Ręce miał ciasno związane na plecach, podobnie jak kostki, zaś na ustach mocny knebel.Zdołał obrócić głowę na tyle, by ujrzeć jak stwór, wciąż w jego postaci, nachyla się nad ciężką, żelazną kratą.Deudermont ledwo mógł uwierzyć w siłę tej istoty, gdy podniosła ona osłonę kanału, kawał metalu, który musiał ważyć około ćwierć tony.Stwór oparł ją niedbale o ścianę budynku, po czym odwrócił się i chwycił Deudermonta, ciągnąc go do otworu i wrzucając bezceremonialnie do środka.Smród był okropny, gorszy niż kapitan mógłby się spodziewać po kanale, a gdy zdołał obrócić się i wyjąć twarz ze szlamu, zrozumiał jego źródło.Obok niego leżał Scaramundi, to musiał być on, pokryty krwią.Ponad połowa jego torsu została wyrwana, pożarta przez stwora.Deudermont podskoczył, gdy krata kanału opadła z brzękiem z powrotem na miejsce, po czym legł nieruchomo, przerażony i bezradny, wiedząc, że wkrótce podzieli ten makabryczny los.ROZDZIAŁ 3WIADOMOŚĆ PRZEKAZANA SUBTELNIEJakiś czas później Drizzt zaczął się martwić.Robillard opuścił już Ramiona Syreny, oburzony, że na jego kapitana, jak to ujął, „nie można liczyć".Waillan Micanty znajdował się wciąż przy barze obok Drizzta, choć nawiązał rozmowę z marynarzem siedzącym po jego drugiej stronie.Drizzt, stojąc plecami do baru, ciągle przyglądał się tłumowi, czując się zupełnie swobodnie pośród żeglarzy.Nie zawsze tak było.Drizzt przebywał w Waterdeep jedynie dwukrotnie, zanim opuścił wraz z Catti-brie Mithrilową Halę, najpierw jadąc do Calimportu w pościgu za Entrerim, następnie zaś w drodze powrotnej, kiedy wracał wraz z przyjaciółmi, by odzyskać Mithrilową Halę.Ów pierwszy przejazd przez miasto Drizzt odbył w przebraniu, używając magicznej maski, by wyglądać jak elf z powierzchni.Druga jednak podróż, bez maski, była bardziej skomplikowana.Duszek Morski przybił do Przystani Waterdeep wczesnym porankiem, lecz, na prośbę Deudermonta, Drizzt oraz jego przyjaciele zaczekali do zmroku, by opuścić miasto, jadąc na wschód.Po powrocie do Waterdeep wraz z Catti-brie Drizzt odważył się chodzić otwarcie jako drow.Było to nieprzyjemne doświadczenie, każdy jego krok był obserwowany i niejeden bandzior rzucił mu wyzwanie.Drizzt unikał takich potyczek, wiedział jednak, że, wcześniej czy później, będzie musiał walczyć, lub też, co gorsza, zostanie zabity z oddali, na przykład przez ukrytego łucznika, jedynie z powodu koloru swej skóry.Następnie przybił Duszek Morski i pośród doków wielkiego miasta Drizzt natknął się na Deudermonta, swego starego przyjaciela i człowieka o znacznej reputacji.Wkrótce później Drizzt został szeroko zaakceptowany, zwłaszcza na ulicy Doków, w związku ze swą własną reputacją, w niemały sposób szerzoną przez kapitana Deudermonta.Gdziekolwiek dokował Duszek Morski, nie pozostawiano wątpliwości, że Drizzt Do'Urden, ów najniezwyklejszy z mrocznych elfów, był członkiem jego bohaterskiej załogi.Ścieżka Drizzta stała się łatwiejsza, nawet wygodna.Przez cały zaś ten czas Catti-brie oraz Guenhwyvar były przy nim.Spoglądał teraz na nie, na młodą kobietę siedzącą przy stole wraz z dwoma ludźmi z załogi Duszka Morskiego, oraz na wielką panterę, zwiniętą na podłodze wokół jej nóg.Guenhwyvar stała się maskotką klientów Ramion Syreny, a Drizzt cieszył się, że czasami może przywoływać kocicę nie do walki, lecz po prostu dla towarzystwa.Drow zastanawiał się, który z tych powodów okaże się odpowiedniejszy na dzisiaj.Catti-brie poprosiła o panterę, mówiąc, że zimno jej w nogi, a Drizzt się zgodził, jednak głęboko w jego myślach kryło się przeświadczenie, iż Deudermont może być w kłopotach.Guenhwyvar może być potrzebna do czegoś więcej niż tylko towarzystwa.Drow zdecydowanie uspokoił się i odetchnął głęboko z ulgą, gdy chwilę później kapitan Deudermont wszedł do Ramion Syreny, rozejrzał, po czym skupił na Drizzcie i podszedł do baru.– Calimshyckie wino – powiedział sobowtór do barmana, przetrząsnął bowiem umysł Deudermonta i wiedział, że to jego zwyczajowy napitek.W krótkim czasie, jaki spędzili ze sobą, stwór dowiedział się dużo o kapitanie Deudermoncie oraz Duszku Morskim.Drizzt.odwrócił się i pochylił nad barem.– Spóźniłeś się – stwierdził, starając się wybadać kapitana, określić, czy były jakieś kłopoty.– Drobny problem – zapewnił go oszust.– Co jest, Guen? – Catti-brie spytała cicho, gdy pantera podniosła głowę i spojrzała w kierunku Drizzta oraz Deudermonta, kładąc po sobie uszy, a w całym jej ciele rozbrzmiał niski pomruk.– Co widzisz?Guenhwyvar wciąż im się bacznie przyglądała, jednak Catti-brie zlekceważyła zachowanie kocicy, uznając, że w przeciwległym rogu, za Drizztem i kapitanem, musi być szczur lub coś podobnego.– Caerwich – oszust oznajmił Drizztowi.Tropiciel przyjrzał się z zaciekawieniem mężczyźnie.– Caerwich? – powtórzył.Drizzt znał tę nazwę, każdy marynarz na Wybrzeżu Mieczy znał malutką wysepkę, zbyt małą i oddaloną, by pojawiała się na większości map nawigacyjnych.– Natychmiast musimy popłynąć na Caerwich – wyjaśnił oszust, spoglądając Drizztowi bezpośrednio w oczy.Przebranie sobowtóra było tak doskonałe, że Drizzt nie miał najmniejszego pojęcia, iż coś jest nie w porządku.Mimo to postanowienie to wydawało się drowowi dziwne.Caerwich była okrętową opowieścią, historią o nawiedzanej wyspie, która uchodziła za dom ślepej wiedźmy.Wielu wątpiło w jej istnienie, choć niektórzy marynarze twierdzili, iż odwiedzili to miejsce.Z pewnością Drizzt oraz Deudermont nigdy o niej nie rozmawiali.To, że kapitan oznajmił, iż mają tam popłynąć, całkowicie zbiło drowa z tropu.Drizzt znów przyjrzał się Deudermontowi, tym razem zauważając jego sztywne zachowanie, dostrzegając, jak źle wydawał się czuć w tym miejscu, które zawsze było jego ulubioną tawerną na ulicy Doków.Drow sądził, że coś zdenerwowało Deudermonta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates