[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w dziewięćdziesiąt siedem praprababcią.Nadgonię wszystkie koleżanki.Tylko skąd wziąć tego królewicza? ” Nałożyła krem na powieki i pod oczy.Wymyła zęby usuwając niesmak popołudniowej drzemki.Weszła do sypialni.Poklepała narzutę na dużym, wygodnym łóżku.– Mam nadzieję – westchnęła otulając się lekką letnią kołdrą – że mimo wszystko uda mi się zasnąć.* * *TL R Następnego ranka Beata wstała wcześniej niż zwykle.Dobrze się wyspała i miała całkiem przyjazne nastawienie do całego świata.Dlatego w zupełnie nieoczekiwany dla siebie sposób wdała się w rozmowę z dziećmi z mieszkania naprzeciwko.Na ogół unikała zbytniego spoufalania się z sąsiadami.Wlezą potem człowiekowi na głowę, uważała.Bardziej rozmowna sześcioletnia dziewczynka zadawała jej różne podchwytliwe pytania dotyczące posiadania dzieci, samochodu, roweru, psa, aż w końcu wydusiła z siebie pytanie, które musiało nurtować ją najbardziej:– A proszę pani, czy dzisiaj też przyjdzie do pani ten koń? – spytała.10Beata otworzyła ze zdumienia usta.– Jaki koń?! – powiedziała poirytowana, żałując, że wdała się w rozmowę z głupimi dzieciakami.Co ona próbuje insynuować? Dzieci czasami przekręcają podsłuchane rozmowy dorosłych.– To nie był koń, ty głupia! – krzyknął na siostrę chłopczyk.Miałjakieś osiem lat i wyglądał bardzo rezolutnie.– A właśnie że koń – oburzyła się dziewczynka.– Ja widziałam konia!– Ty nawet nie wiesz, jak wygląda koń! – chłopczyk trzepnął ją po głowie na dowód swojej przewagi intelektualnej i fizycznej.– A właśnie, że wiem! Mama, on mnie uderzył w głowę! –dziewczynka szarpnęła drzwiami.Z krzykiem i tupotem biegła przez korytarz w głąb mieszkania.– Nieprawda, ona kłamie!Chłopczyk pomknął za siostrą, żeby osobiście zaświadczyć o swojej niewinności.Beata stała przez chwilę bez ruchu nie mogąc pojąć sensu wydarzenia, które przed chwilą rozegrało się przed jej oczami.TL R„Boże – pomyślała – posiadanie dzieci to przyjemność mocno przereklamowana.”W pracy opowiedziała całą historię podczas przedpołudniowej kawy, którą pijali wszyscy razem w piątkę.Rozbawiła towarzystwo i przez chwilę poczuła, że jeszcze czasami nawet ich lubi.Pracowali ze sobą od dziesięciu lat.Wiadomo, znudzenie.Znają się od podszewki, nikt już nie ma złudzeń w stosunku do nikogo.Znają wzajemnie swoich mężów, żony, dzieci i różne ciemne sprawki.Czegoś zazdroszczą, coś mają za złe, jakaś zapiekła uraza za słowa sprzed wielu lat wymyka się czasami spod kontroli.Beata nie była sprawiedliwa w ocenie wzrostu kolegów.Naczelnik 11Wydziału Środowiska, zwaliste, brzuchate chłopisko, był od niej wyższy o pół głowy.Reszta rzeczywiście była niższa, ale nie aż tak drastycznie.Natomiast od lat żaden nie traktował jej jak kobietę.Była dla nich kumplem, współpracownikiem, humorzastą ciotką, przerośniętą, nienaprawialną dziewczyną.Tym bardziej, że Beata ubierała się jak chłopczyca.Czasami koleżanki dawały jej delikatnie do zrozumienia, że w tym wieku już nie wypada ograniczać się wyłącznie do jeansów, kolorowych koszulek, plecaczków i butów w sportowym stylu.Takie przytyki kończyły się zazwyczaj źle dla Beaty, bo stawała się centrum publicznego zainteresowania i często ktoś rzucał uwagę, która raniła ją boleśniej, niż dawała po sobie poznać.Zresztą wrażliwość nie należała do mocnych stron jej współpracowników.– Beatka ciągle w jeansach jak nastolatka – mówił uśmiechnięty figlarnie naczelnik.– Och, Beata jeszcze nie dojrzała do eleganckiego stroju, jak przystało w Urzędzie Miejskim – z jędzowatym uśmiechem tłumaczyła ją Justyna.– No, uważaj, bo czasami coś zgnije, zanim dojrzeje – rzucał niby TL Rniedbale Bartek.Beata właściwie nie reagowała.Udawała, że nie dosłyszała, albo że to świetny żart, który jej nie dotyczy.Znała życie, ludzie lubią się znęcać.Potrafią błyskawicznie zjednoczyć się w bandę prześladowców tylko dla chwilki zwykłej zabawy.Zgadzała się być przedmiotem okazjonalnych żartów, ale nie miała zamiaru dać się zaszczuć.Obiecywała sobie, że gdyby któregoś dnia miarka się przebrała, przejdzie do rękoczynów.Zobaczymy, czy po tym ktoś jeszcze się odważy.Dla takiego Bartka starczy jeden cios w szczękę albo nawet siarczysty 12policzek i facet leży i błaga o łaskę.A ona wyjdzie z twarzą i honorem.Będą się śmiali z niego, nie z niej.Bartek pięć lat młodszy, kiedyś, dawno temu, świeżo po rozwodzie, próbował nawiązać romans z Beatą.Właściwie wił się w sposób nadzwyczaj perfidny pomiędzy nią a Justyną.Jego wyrachowane kalkulacje i parę chwil nieudanego seksu zniechęciły Beatę, szukającą w związku ciepła i szczerego oddania.Tego, co zdaniem matki z natury rzeczy i niejako z rozdzielnika należy się wcześniej czy później każdej uczciwej dziewczynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates