[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziedzic, o wygolonej do czysta szerokiej brodzie i starannie przyciętych włosach i bokobrodach, nosił z aplombem bryczesy do konnej jazdy i luźną, ale dobrze skrojoną marynarkę z wełnianego tweedu, świadom, że niejedna kobieta obejrzy się za nim.Spod stołu leniwie wylazł łaciaty spaniel i przeciągnął się, jakby wiernie naśladując pana, który pochylił się, by lekko pociągnąć psa za ucho.W sieni pokojówka zamiatała podłogę, podkasawszy spódnicę do wysokości kolan.Slattery zaszedł ją znienacka i położył dłoń na okrągłym, rytmicznie poruszającym się pośladku.Dziewczyna odwróciła ku niemu głowę i spojrzała z ukosa, impertynencko unosząc jedną brew do góry.- Nie mam teraz czasu, wielmożny panie.Robota! - rzekła.- Dzierlatka! - odparł i uszczypnął ją tak, że aż podskoczyła.Nie grzeszyła urodą.Tylko kształty pełne, jędrne, pociągały mężczyzn.Slattery pogroził jej palcem tuż przed zadartym nosem:- A kiedy jaśnie pani wróci do dworu, żeby mi tu się nie dowiedziała, w czyim łóżku spędziłaś ostatnią noc.Bo wyleciałabyś stąd jak z procy i koniec z garściami szylingów.- To niech mi wielmożny pan da te szylingi! - odparła dziewczyna, energicznie kręcąc głową.- Bo jeśli nie, to mój tato posłyszy, jak mnie wielmożny pan przymusił.Mój tato lepiej postraszy wielmożnego pana niż jaśnie pani mnie, jak wsunie strzelbę przez to okno tutaj!Slattery prychnął śmiechem, rozbawiony jej bezczelnością.Jedynym przymuszeniem było brzęknięcie monetami w kieszeni.Teraz wsunął jej parę szylingów za stanik, na co zachichotała, i zabierając kapelusz i szpicrutę, powiedział:- Jesteś do gruntu zepsuta!Gdy wychodził z uradowanym, skaczącym mu do kolan spanielem, dziewczyna rzuciła za nim jeszcze:- Ostatniej nocy wielmożny pan całkiem sobie chwalił to zepsucie!Nie wiedziała, że sama przypieczętowała swój los.Jakaś sumka, nawet niewielka, zwykle ucisza każdego ojca.Jeżeli ten zamierza traktować na serio cnotę swojej córki, to najwyższy czas, by się jej pozbyć.Artur Slattery dobiegał czterdziestki.Młodość spędził w Anglii, chociaż ojciec jego był Irlandczykiem i katolikiem.Matka, Angielka, zmarła w połogu, wydając na świat jedynego syna, spóźniony owoc dziesięcioletniego pożycia małżeńskiego.Ojciec wysłał dziecko do jej krewnych, bezdzietnej pary żyjącej w dostatku w Londynie.Artur kształcił się w kosztownych szkołach, później studiował prawo.W chwili gdy jego ojciec zginął - założywszy się, że potrafi zmusić do skoku przez bramę wierzchowca, którego inni nie mogli poskromić - młodzik, wychowany na protestanta, czuł się bardziej Anglikiem niż Irlandczykiem.Jednakże dochodowy majątek ziemski był nie do pogardzenia, chociaż znajdował się w jednym z najbardziej od Anglii oddalonych zakątków Irlandii.Kariera młodego Artura w sądownictwie angielskim w Londynie była dopiero w stadium początkowym i trudno było przewidzieć, jak się potoczy.Porzucił ją bez żalu, nawet się nie obejrzawszy.Przezornie spędził parę miesięcy w Dublinie, wykorzystując listy polecające od angielskich przyjaciół do różnych wpływowych osobistości.Tam też poznał i poślubił jedyną córkę irlandzkiego prawnika pracującego w angielskim sądownictwie.Wraz z nią wyprawił się do odziedziczonego majątku.Artura oczarowała arystokratyczna uroda i delikatność jego żony, Ireny.Zarazem bał się jej trochę, gdyż nosiła się z dumą graniczącą z wyniosłością, a on był w towarzystwie raczej nieśmiały, nawet niezdarny.Wesołe życie towarzyskie i liczne rozrywki, których Irena oczekiwała przyjeżdżając do majątku męża, okazały się mitem.Slattery, niepodobny w tym do innych ziemian w Irlandii, pracował ciężko przez cały dzień, a wieczorami pragnął tylko wygodnego fotela, ognia w kominku, kieliszka mile podniecającego koniaku, dobrej kolacji i - żony.Co więcej, jego nieporadność w wytwornym towarzystwie sprawiała, że wcale go nie pociągały bale i przyjęcia, na które trzeba było jechać karetą wiele mil, czasem w deszcz i zimno.Może ten związek mógłby przynieść zadowolenie i szczęście, gdyby w fizycznym obcowaniu młoda para znalazła wzajemną rozkosz.Tak się nie stało.Slattery nigdy najwidoczniej nie słyszał, że niejedna na pozór wątła kobieta z towarzystwa szuka w partnerze witalnej, nawet brutalnej męskości.Obchodził się z Ireną zupełnie inaczej niż z różnymi kobietami, które przed i po ślubie dzieliły z nim łóżko.Pożądał jej namiętnie, ale obejmował tak delikatnie, jakby się bał, że mógłby ją pokruszyć w ramionach.I nigdy nie dał jej pełnego zaspokojenia, które by obudziło jej namiętność.Irenę szybko znudził ten nadmiar respektu.Po kilku miesiącach, przekonawszy się, że nie zachodzi w ciążę, wyjechała do Dublina i odtąd tylko z rzadka przebywała w Kenmare Lodge.Irena wyszła za mąż bez miłości, ale w nadziei, że pokocha męża, i później chociaż rozczarowana jego pieszczotami, była o niego zazdrosna.Zorientowawszy się podczas przyjazdów do dworu, dlaczego zatrudniał młode i ładne pokojówki, w gniewie i upokorzeniu zamknęła przed nim drzwi sypialni.Rzadko kiedy mianowano wyższym urzędnikiem urodzonego Irlandczyka.Było to więc niecodziennym wydarzeniem, gdy w roku 1853 Artur Slattery został sędzią ziemskim hrabstwa Kenmare.Dopomogły mu do tej nominacji angielskie wykształcenie i powiązania, prawnicze studia i starannie kultywowane znajomości w Dublinie.Tak więc Irlandczyk z urodzenia podjął się obowiązków reprezentowania w swojej ojczyźnie obcej władzy, której sprzeciwiał się Michał Winter, Anglik z urodzenia.Wyszedłszy przed dom, Slattery ocenił uważnym spojrzeniem niebo pokryte ciężkimi chmurami, zastanowił się nad ewentualnością rozpogodzenia i ruszył w stronę porządnych, dostatnich budynków gospodarczych.Odwrócił się jeszcze, by spojrzeć na dwór - przyjemny dla oka, o ścianach z szarego kamienia, obrośniętych pnączami, o czerwonym dachu, stromych przyczółkach i drobnych szybkach w oknach.W porównaniu z większością dworów ziemiańskich w Irlandii Kenmare Lodge był stosunkowo małym domostwem.- Pierwszą zasadą dochodowości majątku ziemskiego - ostrzegał go wuj, londyński bankier - jest ograniczać rozmiary budynku mieszkalnego.Twój własny dach nie produkuje, przeciwnie, stanowi obciążenie finansowe, wzrastające w stosunku do jego wielkości.Slattery zapamiętał radę.Po przybyciu do Kenmare Lodge kazał rozebrać dwa skrzydła, które dobudował jego ojciec, pozostawiając XVIII-wieczną pierwotną budowlę zawierającą dwa duże pokoje i kuchnię na parterze, cztery sypialnie na piętrze i izdebkę dla służby na poddaszu.Dzięki temu Slattery prowadził dom tylko z dochodzącą kucharką i jedną pokojową, która sprzątała i podawała do stołu.Kucharka, tęga, mrukliwa i solidna, od dziesięciu lat utrzymywała ze skąpej pensji chorego męża i czworo dzieci.Pokojówki zmieniały się często - czasami dlatego że „sprzeciwiały się” wielmożnemu panu, czasami trzeba je było pośpiesznie wydawać za mąż za któregoś dzierżawcę gotowego za okrągłą sumkę przymknąć oczy na pewne sprawy, a czasami znowuż pani Slattery podczas którejś z rzadkich wizyt wyciągnęła odpowiednie wnioski z bezczelnego zachowania dziewczyny.Co inni wydawali na luksusowy dom i hordę marnotrawnej, kradnącej służby, Slattery wolał inwestować w gospodarstwo, a zwłaszcza w hodowlę rasowych koni.Sumki periodycznie wypłacane pokojowym lub ich ewentualnym mężom zapisywał w skrupulatnie prowadzonych książkach rachunkowych pod wieloznacznym, choć prawdziwym określeniem: „Rozrywki”.Do innych jego słabostek należały dobre francuskie wina, holenderska herbata, amerykańskie cygara i tytoń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates