[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś w rodzaju: „Rób, co chcesz, mam cię w dupie”.Błyskawicznie biorę prysznic i wskakuję w ten sam garnitur, który miałem na sobie wczoraj.Nie golę się, ale to nie problem, bo mam słaby zarost, a poza tym lekko niechlujny wygląd jest bardzo w hollywoodzkim stylu.Wychodzę na ulicę i łapię taksówkę.Oczywiście przez całą drogę mamy wyłącznie czerwone światła.Kiedy wchodzę do lobby biurowca, w którym mieści się nasza firma, całe czoło mam pokryte kroplami potu.Ocieram je rękawem, wchodzę do windy i naciskam guzik: piętro 35.Światełko się nie zapala, naciskam więc jeszcze raz.Nic.Do windy wchodzi kobieta i naciska guzik z numerem 38.Ten się zapala.Drzwi się zasuwają, a ona odwraca się w moją stronę:– Uu, wracamy z zakrapianego lunchu?– Nie.Zaspałem – odpowiadam i od razu zdaję sobie sprawę, jak fatalnie to zabrzmiało.Uśmiech znika z jej twarzy.Kobieta wbija wzrok w podłogę.Winda zatrzymuje się na moim piętrze.Wychodzę i kieruję się do biura.Rzucam aktówkę na biurko i wyjmuję z kieszeni paczkę tic-taków.Rozgryzam cała garść, starając się jednocześnie wymyślić jakieś wiarygodne usprawiedliwienie.Patrzę przez okno na East River.Dałbym wszystko, żeby zamienić się teraz z tym gościem na barce, który przewozi kontener ze śmieciami.Założę się, że jego życie jest o niebo mniej stresujące niż moje.Siedzi sobie za sterem, we włosach ma wiatr, a twarz w słońcu.Może wspomina teraz dawne czasy, kiedy pływał po północnym Atlantyku, i patrzy na pożółkłe zdjęcia wnucząt przyklejone taśmą do osłony przeciwsłonecznej.Albo też słucha Howarda Sterna, trzymając w nogach puszkę ciepłego piwa.Tak czy owak, wiedzie z pewnością lepsze życie ode mnie.Nie spóźnia się właśnie na bardzo ważne spotkanie z klientem.Postanawiam, że nie będę się usprawiedliwiał, tylko postaram się być dla wszystkich jak najbardziej miły i będę aktywnie uczestniczył w zebraniu.Wślizgnę się niepostrzeżenie, usiądę na swoim miejscu i będę się wypowiadał tak, żeby wszyscy myśleli, że byłem tam od samego początku.Chwytam za klamkę sali konferencyjnej, ale drzwi są zamknięte.„Cholera” – klnę pod nosem.To znaczy, że będę musiał zapukać, a ktoś będzie musiał wstać i podejść, żeby mnie wpuścić, niwecząc tym samym mój plan pozostania niezauważonym.Postanawiam więc zapukać bardzo delikatnie.W ten sposób usłyszy mnie tylko osoba siedząca najbliżej.Pukam i drzwi się otwierają.Stoi w nich Elenor, moja szefowa, dyrektor kreatywny agencji.– Augusten? – mówi zaskoczona moim widokiem.– Trochę się spóźniłeś.Widzę, że sala jest wypełniona ludźmi w garniturach.Trzydzieści, może czterdzieści osób.Wszyscy stoją, wsuwają sterty papierów do teczek, wyrzucają do kosza puszki po dietetycznej coli.Zebranie właśnie się kończy.W kącie dostrzegam Greer, która jest zajęta rozmowa z moją klientka z Faberge, ale także z jej przełożonym, z kierownikiem produktu, z szefem marki i z dyrektorem marketingu całej sieci.Łapie na sobie mój wzrok i jej oczy zwężają się w małe, nienawistne szparki.– Wiem, przepraszam – mówię do Elenor.– Miałem mały wypadek w domu.Wykrzywia twarz, jakby ktoś puścił bąka.Zbliża się do mnie i, nachylając się, pociąga nosem.– Augusten, czy ty jesteś.pijany?– Co takiego? – odpowiadam oburzony.– Czuję od ciebie alkohol.Piłeś? Oblewam się rumieńcem.– Nie, skąd.Wczoraj wieczorem wypiłem parę drinków, ale.– Później o tym porozmawiamy.A tymczasem powinieneś chyba pójść i przeprosić naszą klientkę.– Prześlizguje się obok mnie i wychodzi z sali.Słychać tylko szelest pończoch, gdy zdecydowanym krokiem oddala się korytarzem.Podchodzę do Greer i klientów.Na mój widok rozmowa natychmiast cichnie.Zdobywam się na uśmiech i mówię:– Dzień dobry.Ogromnie mi przykro, że spóźniłem się na zebranie, ale zatrzymały mnie bardzo ważne względy osobiste.Jeszcze raz najmocniej przepraszam.Przez chwilę nikt się nie odzywa, wszyscy tylko patrzą na mnie.– Fajny masz garnitur – rzuca Greer.Już mam jej podziękować, kiedy dociera do mnie, że to miał być sarkazm, ponieważ mam na sobie ten sam garnitur, który miałem wczoraj, a który wygląda tak, jakby powinien dawno wylądować w pralni.Jeden z mężczyzn odchrząkuje i zerka na zegarek.– Cóż, pora na nas.Nie możemy się spóźnić na lotnisko.Całą grupą kierują się do wyjścia.Sznur garniturów i kostiumów, w dłoniach aktówki i foldery z programem zebrania.Greer kolejno poklepuje każdego po ramieniu.– Do zobaczenia.Przyjemnej podróży.Walterze, uściskaj od nas maleństwo! A ty, Sue – rozpromienia się – jak się spotkamy następnym razem, musisz mi koniecznie dać namiary na tego specjalistę od akupunktury.Kilka chwil później znajdujemy się w moim biurze, dokąd przyszliśmy, żeby „porozmawiać”.– Tu nie chodzi tylko o ciebie, ale i o mnie.To wszystko odbija się na mnie.Tworzymy zespół, ponieważ jednak ty nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków, cierpię na tym i ja, a przede wszystkim moja kariera.– Wiem, naprawdę mi przykro.Po prostu ostatnio żyję w strasznym napięciu.Przysięgam, że ograniczyłem picie.Ale czasami, cóż, daję dupy.Nagle Greer zdejmuje z regału statuetkę Addy Award i z całej siły ciska nią o ścianę.– Czy ty, kurwa, nie rozumiesz, co ja do ciebie mówię?! – wrzeszczy.– Ciągniesz nas na dno.Niszczysz nie tylko swoją karierę, ale również moją!Jej wściekłość wypełnia pokój niczym siła, która mnie przytłacza i nie pozwala mi się odezwać.Wbijam wzrok w podłogę.– Patrz mi w oczy! – mówi podniesionym głosem Greer.Patrzę.Na jej skroniach pojawiają się pulsujące, niebieskie żyły.– Posłuchaj, Greer.Mówiłem już, że mi przykro.Ale ty się zachowujesz niedorzecznie.Nikt tu nikomu nie niszczy kariery.Ludziom zdarza się spóźniać na zebrania, czasami w ogóle na nie nie przychodzą.To nic strasznego.– Ale tobie się to zdarza bez przerwy – prycha ze złością.Jej gładka blond fryzura jest tak perfekcyjna, że aż mnie to irytuje.Nie ma dosłownie ani jednego włoska, który by nie leżał na swoim miejscu.Widzę w tym coś nienaturalnego.Teraz ja mam ochotę rzucić statuetką.W Greer.– Możesz się wreszcie uspokoić, wariatko? Chryste, to jakiś obłęd.Skoro jestem taki beznadziejny, to wyjaśnij mi, kurwa, dlaczego odnosimy takie sukcesy? – mówię, robiąc zamaszysty ruch ręką, jakbym chciał powiedzieć: „Spójrz na to wszystko!”.Greer zerka na regały, a potem na podłogę.Bierze głęboki oddech i mówi:– Nie twierdzę, że nie jesteś dobry – oświadcza już łagodniej.– Twierdzę tylko, że masz problem, a jego skutki odbijają się na nas obojgu.Martwię się o ciebie.Krzyżuję ręce na piersi, wpatruję się w ścianę i marzę, żeby ta rozmowa już się skończyła.To dziwne, jaka pustka ogarnia mój umysł w takich sytuacjach.Nie cierpię tego typu konfrontacji, choć wyrastałem w środowisku, w którym stale mnie zachęcano do wyrażania własnych emocji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates