[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lars to doceniał, lecz wolał poznać jego prawdziwą opinię.–Można je zlemieszować.Jest niezła w swoim fachu.Projekty, które dostał Lars wcale nie musiały być reprezentatywną próbką umiejętności panny Topczew.Sowieci, jak wiadomo, starali się przedstawić KACH w jak najgorszym świetle.Agenda policji planetarnej stanowiła poważną konkurencję dla sowieckiej tajnej policji, KV6.Don Packard nic o tym nie wspomniał, gdy przyniósł zdjęcia projektów, ale fakty przedstawiały się następująco: skoro już agent KACH-u dobrał się do modeli broni, Sowieci pokazali mu tylko to, co chcieli pokazać, a resztę ukryli.Taką ewentualność zawsze należało brać pod uwagę.W każdym razie on, Lars, w taki właśnie sposób podchodził do sprawy.Co natomiast NZ-Z Narbez robił z uzyskanymi przez KACH materiałami, to inna sprawa: Lars nie miał o tym pojęcia.Rada mogła różnie się do tego ustosunkować: całkowicie zaufać (co jednak było mało prawdopodobne) lub przyjąć stanowisko krańcowo cyniczne.Lars próbował znaleźć złoty środek.–To ją przedstawia to niewyraźne zdjęcie, tak? – zapytał Pete.–Tak.– Lars pokazał mu fotografę.Pete znowu wetknął w nią nos.–Niczego nie można stwierdzić – rzekł wreszcie.– I za coś takiego KACH dostaje pieniądze! Nawet ja zrobiłbym to lepiej, gdybym poszedł z polaroidem do InstytutuBadań Stosowanych nad Środkami Obrony w Bułganingradzie.–Nie ma takiego instytutu – powiedział Lars.Pete podniósł na niego wzrok.–Chcesz przez to powiedzieć, że zlikwidowali swoje biuro? Ale ona nadal tam pracuje.–Teraz szefem jest ktoś inny.Wiktor Kamow zniknął.Odszedł z pracy ze wzglę-22du na stan płuc.Ich biuro teraz nosi nazwę… – Spojrzał na karteczkę, którą wyjął z raportu funkcjonariusza KACH-u.We Wschodnim Oku takie rzeczy zdarzały się ciągle, więc nie przywiązywał do tego wagi.– Pododdziału do spraw Produkcji Rolnej w Buł-ganingradzie.Przy Ministerstwie do spraw Standardów Bezpieczeństwa Przyrządów Autonomicznych.Pod tą przykrywką prowadzą badania dotyczące wszelkiego rodzaju broni niebakteriologicznych.Pete i Lars zderzyli się głowami ponad niewyraźną, lśniącą fotografą Lili Topczew.Studiowali ją wnikliwie, jakby wierzyli, że jeśli będą jej się długo przyglądać, rozmyta postać przybierze wyraźniejszy kształt.–Dlaczego masz obsesję na jej punkcie? – zapytał Pete.–Ot tak.Może z poczucia jakiegoś niedosytu – odparł wymijająco.Jednak inżynier z Towarzystwa Lanfermana był zbyt bystrym obserwatorem.–Czekaj, najpierw… Pete z wprawą eksperta powiódł długimi, wrażliwymi, poplamionymi palcami, pospodniej stronie blatu biurka.Szukał aparatu podsłuchowego.Ponieważ go nie nama-cał, rzekł:–Jesteś jakiś spłoszony.Ciągle bierzesz prochy?–Nie.–Kłamiesz.–Tak – zgodził się Lars.–Źle sypiasz?–Tak sobie.–Jeśli ten cholerny Nitz dobrał ci się do…–Nie chodzi o Nitza.Że tak się wyrażę w twoim obrazowym języku: ten cholerny Nitz nie dobrał mi się dupy.Zadowolony?–Mogą pół wieku szukać człowieka na twoje miejsce i nikogo nie znajdą.Znałem Wade’a.Był dobry, ale nie tej klasy co ty.Nikt tobie nie dorównuje.Zwłaszcza ta dama w Bułganingradzie.–To miło z twojej strony – zaczął Lars, ale Pete brutalnie mu przerwał.–Miło, nie miło.W każdym razie konkurencji chyba się nie boisz?–Nie boję się – zgodził się Lars.– I przestań obrażać Lilę Topczew.Pete pogrzebał w kieszeni koszuli i wyciągnął tanie cygaro.Wkrótce biuro zniknęłow kłębach niezdrowego dymu i zaczęło przypominać wędzarnię.Pete nie zwracając na nic uwagi zaciągał się cygarem.Milcząc rozważał coś w myślach.Pete miał pewną zaletę, czy też wadę, zależy jak na to patrzeć: wierzył mianowicie, że każdą zagadkę można rozwiązać, jeśli się nad nią człowiek dobrze zastanowi.Wyjaśnić można dosłownie każdą tajemnicę.Nawet tajemnicę ludzkiej duszy.Jego zdaniem narządy biologiczne, powstałe w wyniku dwóch bilionów lat ewolucji, można przyrównać do maszyny.23Lars uważał taki datujący się z osiemnastego wieku pogląd za przejaw naiwnego optymizmu dziecka.Pete Freid mimo swych zdolności manualnych i inżynieryjnego geniuszu, był chodzącym anachronizmem.Patrzył na świat jak bystry siedmioklasista.–Problem w tym, że nie masz rodziny – odezwał się Pete pogarszając jeszcze sprawę.Żuł w ustach cygaro.– Ja mam dzieci i wiem, ile to znaczy dla człowieka.–Pewnie – odparł Lars.–Nie mówiłem tego poważnie.–Mówiłeś.Ale wcale nie masz racji.Wiem, co mnie gryzie.Spójrz.Lars dotknął szufady zamkniętej na szyfrowany zamek.Rozpozna wszy linie papilarne jego palców, szufada natychmiast się wysunęła jak szufada w kasie.Lars wyjął z niej swoje nowe szkice, które przyjechał zobaczyć Pete.Podał je inżynierowi.W takiej chwili zawsze miał silne poczucie winy.Piekły go uszy.Nie był w stanie patrzeć Pete’owi prosto w oczy.Zaczął grzebać w terminarzu, żeby zająć myśli czymś innym.–Są rewelacyjne – powiedział Pete.Na każdym szkicu pod pieczęcią z numerem i podpisem urzędnika z NZ-Z Narbez-u starannie postawił swoje inicjały.–Wrócisz do San Francisco – powiedział Lars – i sklecisz model wielocośtam, potem zaczniesz pracować nad właściwym prototypem…–Nie ja, tylko moi chłopcy – poprawił go Pete.– Powiem im tylko, co mają robić.Myślisz, że sam się w tym grzebię? W takich wielocośtam?–Cholera, Pete, jak to długo może się jeszcze ciągnąć?–W nieskończoność – odparł bez namysłu Freid z naiwnym optymizmem siód-moklasisty, lecz w jego głosie czuło się gorycz i rezygnację.–Dziś rano – powiedział Lars – zanim wszedłem do biura, dopadł mnie jeden z reporterów telewizyjnych z „Radosnego Włóczęgi”.Oni wierzą.Naprawdę wierzą.–No to niech sobie wierzą.– Pete gwałtownie machnął tanim cygarem.– Nic nie rozumiesz? Nawet gdybyś spojrzał temu reporterowi prosto w oczy albo raczej prosto w kamery, że się tak wyrażę, i powiedziałbyś jasno i wyraźnie coś w rodzaju: „Myślicie, że robię broń? Sądzicie, że t o właśnie przynoszę z hiperprzestrzeni, z tego nadnaturalnego głupawego świata?” nikt by ci nie uwierzył.–Ale ich trzeba chronić – powiedział Lars.–Przed czym?–Przed wszystkim.To nasz obowiązek.A oni myślą, że to właśnie robimy.–Broń nie jest żadną ochroną – rzekł po chwili Pete.– Już nie, od czasu… sam wiesz.Od 1945.Gdy rozwalili tamto miasto Japońcom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates