[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Opuściliście „Erebusa”? - zapytał sarkastycznie Fitzjamesa.Młodszy kapitan przytaknął.- Reszta załogi postradała zmysły.- Dostałem twoją wcześniejszą wiadomość o waszych kłopotach.Bardzo dziwne.Jeden czy dwóch moich ludzi straciło rozum na jakiś czas, ale nie doszło do masowego obłędu.- To diabelnie niepokojące - odrzekł Fitzjames z wyraźnym zmieszaniem.- Cieszę się, że opuściłem ten dom wariatów.- Są już martwi - mruknął Crozier.- My też możemy wkrótce zginąć.- Pokrywa lodowa pęka.Crozier skinął głową.Lód często rozrywał się w punktach naprężenia na skutek ruchów podpowierzchniowych.Choć większość pęknięć zdarzała się jesienią i wczesną zimą gdy zaczynało zamarzać otwarte morze, wiosną pokrywie lodowej zagrażały odwilż i wstrząsy.- Wręgi kadłuba skrzypią - oznajmił Crozier.- Obawiam się, że to nadchodzi.Kazałem przenieść na lód prowiant i pozostałe łodzie.Wygląda na to, że będziemy musieli zostawić oba statki wcześniej, niż planowaliśmy - dodał z lękiem.- Modlę się tylko, żeby sztorm ustał, zanim trzeba będzie ruszyć w drogę.Po zjedzeniu wydzielonych racji konserwowej baraniny z pasternakiem Fitzjames i jego ludzie dołączyli do załogi „Terrora”, wyładowującej ekwipunek na pokrywę lodową.Głośne trzaski powtarzały się rzadziej, ale wciąż przebijały się przez wycie wiatru.W środku statku marynarze nasłuchiwali denerwujących skrzypnięć i trzeszczenia drewnianego kadłuba pod naporem ruchomego lodu.Kiedy ostatnia skrzynia stanęła na lodzie, mężczyźni stłoczyli się w mrocznym wnętrzu „Terrora” i czekali na to, co przygotuje im natura.Przez czterdzieści osiem godzin z niepokojem słuchali odgłosów i modlili się, by statek ocalał.Niestety.Śmiertelny cios nadszedł szybko, nagłe uderzenie spadło bez ostrzeżenia.Mocny statek uniósł się i przewrócił na burtę, potem część kadłuba pękła jak balon.Tylko dwaj marynarze zostali ranni, ale szkody były nie do naprawienia.„Terror” wcześniej czy później musiał pójść na dno.Crozier zarządził ewakuację i kazał załadować żywność do trzech szalup z płozami ułatwiającymi transport po lodzie.Razem z Fitzjamesem w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy przezornie przenieśli kilka łodzi z zaopatrzeniem na brzeg najbliższego lądu.Zapasy zgromadzone na Ziemi Króla Williama mogły okazać się ratunkiem dla bezdomnej załogi.Ale umęczonych marynarzy dzieliło od tego miejsca czterdzieści pięć kilometrów nierównego lodu.- Moglibyśmy przejąć „Erebusa” - zasugerował Fitzjames, patrząc na maszty swojego statku widoczne nad poszarpanymi białymi wzniesieniami.- Ludzie są zbyt wyczerpani, by walczyć z tamtymi i z żywiołem - odparł Crozier.- On albo zatonie, tak jak „Terror”, albo będzie tkwił w lodzie kolejne lato.Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.- Boże, zmiłuj się nad nimi - mruknął Fitzjames, gdy po raz ostatni spojrzał na odległy statek.Ośmioosobowe drużyny zaprzęgły się do ciężkich szalup niczym muły do pługów i ruszyły po krze w stronę lądu.Wiatr szczęśliwie ustał, temperatura wzrosła prawie do zera.Ale wysiłek szybko zaczął się dawać we znaki głodnej i przemarzniętej załodze.Ciągnąc i pchając ciężkie ładunki, dotarli do kamienistej plaży po pięciu dniach morderczej wędrówki.Trudno o bardziej niegościnne miejsce niż Ziemia Króla Williama, dziś nazywana Wyspą Króla Williama.Na niskiej, smaganej wiatrem masie lądu wielkości stanu Connecticut prawie nie występowały flora i fauna.Nawet miejscowi Inuici omijali ten teren, wiedząc, że trudno tam upolować karibu czy fokę.Crozier i jego ludzie nie mieli o tym wszystkim pojęcia.Tylko dzięki własnym wyprawom saniami mogliby stwierdzić, że ten ląd jest wyspą, a nie częścią kontynentu północnoamerykańskiego, jak powszechnie uważano w roku 1845.Być może zresztą Crozier to wiedział.Jak również i to, że północno - zachodni kraniec Ziemi Króla Williama od najbliższej cywilizacji dzieli półtora tysiąca kilometrów.Niewielka osada handlowa, założona przez Kompanię Hudsońską daleko na południu na brzegach rzeki Great Fish, dawała największą nadzieję na ocalenie.Ale południowy skrawek Ziemi Króla Williama i ujście rzeki dzieliło około stu pięćdziesięciu mil pełnego morza, co oznaczało, że będą musieli dalej ciągnąć te przeklęte szalupy po lodzie.Crozier pozwolił załodze odpoczywać przez kilka dni w punkcie zgromadzenia zapasów i wydawał ludziom pełne racje żywnościowe, by nabrali sił przed trudami podróży.Potem już nie mógł dłużej czekać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates