[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Irytowała biznesmenów, ale powszechnie podziwiano jej śmiałość, szczerość i uczciwość.Wyszła tylnymi drzwiami, przecięła wypielęgnowany trawnik i zeszła po stopniach na ciężki drewniany pomost wrzynający się w zatokę.Zadowolony czarny labrador deptał jej po piętach i niestrudzenie merdał ogonem.Przy pomoście cumował smukły dwudziestometrowy pełnomorski jacht motorowy.Miał prawie dwadzieścia lat, ale był tak zadbany, że lśnił jak nowy.Naprzeciw niego stała pięciometrowa drewniana żaglówka klasy Wayfarer z jaskrawożółtym kadłubem.Podobnie jak jacht, stara łódź regatowa wyglądała, jakby dopiero niedawno została zwodowana z nowymi żaglami i olinowaniem, wypolerowana na wysoki połysk.Na odgłos kroków na pomoście z pokładu jachtu zszedł chudy siwy mężczyzna.- Dzień dobry, pani Finlay.Zamierza pani popłynąć „Columbią Empress”? - zapytał, wskazując jacht.- Nie, Edwardzie, dziś nastawiłam się na żagiel.To lepszy sposób na oderwanie się od polityki w Ottawie.- Doskonały wybór - pochwalił i pomógł wejść jej oraz psu na pokład.Odcumował łódź i odepchnął ją od pomostu.Finlay postawiła grot.- Proszę uważać na frachtowce - ostrzegł jeszcze.- Dziś jest spory ruch.- Dziękuję, Edwardzie.Wrócę w porze lunchu.Bryza szybko wydęła żagiel i Finlay udało się wypłynąć na wody portu bez silnika zaburtowego.Wzięła kurs na południowy wschód i wymanewrowała za promem zmierzającym do Seattle.Usiadła w małym kokpicie, włożyła kapok i rozejrzała się wokół.Na lewo od niej oddalał się malowniczy brzeg Wyspy Wiktorii; budynki z przełomu wieku z dwuspadowymi dachami przypominały rząd domków dla lalek.Daleko na wprost, wzdłuż cieśniny Juan de Fuca sunął sznur frachtowców, jedne płynęły do Vancouver, inne do Seattle.W przesmyku widać było kilka mocnych żaglówek i kutrów rybackich, ale na rozległym akwenie pozostawało dużo miejsca dla innych jednostek.Finlay popatrzyła na małą motorówkę, która się z nią zrównała.Samotny sternik pomachał do niej przyjaźnie i ją wyprzedził.Usiadła wygodnie, odetchnęła słonym powietrzem i postawiła kołnierz dla ochrony przed rozbryzgami wody.Żeglowała w stronę grupki wysp na wschód od Victorii, pozwalała, by wayfarer płynął sam, i nie myślała o niczym.Przed dwudziestoma laty ona i T.J.pokonali Pacyfik dużo większą łodzią.Przemierzając puste przestrzenie oceanu, przekonała się, że samotność dobrze jej robi.Zawsze uważała, że żeglowanie działa uspokajająco.Zaledwie po kilku minutach na wodzie znikały codzienne stresy i opadały emocje.Często żartowała, że kraj potrzebuje więcej żaglówek, a mniej psychologów.Mała łódź cięła falujące delikatnie wody w zatoce.Kiedy Finlay zbliżyła się do wyspy Discovery, skręciła na południowy wschód i wpłynęła do osłoniętej zatoczki wcinającej się w brzeg zielonej wyspy o długości zaledwie półtora kilometra.Stado orek wynurzyło się w pobliżu i Finlay ścigała je przez kilka minut, dopóki nie zniknęły pod powierzchnią.Znów zrobiła zwrot ku wyspie i zobaczyła, że w pobliżu jest pusto, z wyjątkiem motorówki, która wyprzedziła ją wcześniej.Łódź motorowa zataczała przed nią szerokie kręgi.Finlay pokręciła z niechęcią głową na hałas dużego silnika.Motorówka zatrzymała się nagle kawałek przed nią i kobieta zauważyła, że sternik manipuluje przy wędce.Skręciła w lewo, żeby go ominąć.Kiedy oddaliła się o kilka metrów, zaskoczyły ją głośny plusk i wołanie o pomoc.Obejrzała się.Mężczyzna młócił desperacko ramionami w wodzie, co wskazywało, że nie umie pływać.Ciężar grubej kurtki pociągnął go w dół; zniknął na moment pod wodą, ale zdołał się wynurzyć.Finlay przestawiła ostro rumpel, złapała podmuch wiatru w żagiel i skierowała łódź w stronę tonącego.Kiedy się zbliżyła, opuściła szybko grot i dodryfowała do topiącego się mężczyzny.Stwierdziła, że jest potężny, ma ogorzałą cerę i krótkie włosy.Choć miotał się jak człowiek spanikowany, patrzył na swoją wybawczynię przenikliwie, bez cienia strachu w oczach.Odwrócił się i spojrzał z rozdrażnieniem na czarnego labradora, który stał przy relingu łodzi żaglowej i nieustannie szczekał.Finlay wiedziała, że nie należy szarpać się z tonącą osobą, więc rozejrzała się po pokładzie za bosakiem.Nie znalazłszy go, zwinęła prędko cumę rufową i rzuciła z wprawą za burtę.Udało mu się chwycić linę, potem znów poszedł pod wodę.Finlay oparła nogę na krawędzi nadburcia i zaczęła przyciągać cumę do siebie.Mężczyzna wynurzył się za rufą, kaszląc i łapiąc gwałtownie powietrze.- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - zapewniła pocieszającym tonem, doholowała go bliżej i zaknagowała linę.Mężczyzna przyciągnął się do rufy, dysząc ciężko.- Może mi pani pomóc wejść na pokład? - wysapał i uniósł wysoko ramię.Odruchowo sięgnęła w dół i złapała go za grubą rękę.Ale zanim zdążyła się zaprzeć, żeby podciągnąć mężczyznę do góry, poczuła mocne szarpnięcie, gdy niedoszły topielec chwycił ją za nadgarstek, odchylił się do tyłu i odepchnął nogami od łodzi.Drobna starsza kobieta straciła równowagę, wypadła za burtę i uderzyła głową w wodę.Zaskoczenie zastąpił szok spowodowany nagłym zanurzeniem w lodowatym morzu.Elizabeth Finlay zatchnęła się z zimna, potem odzyskała panowanie i machnęła nogami, żeby wydostać się na powierzchnię.Ale nie zdołała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates