[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.2223Lars uważał taki datujący się z osiemnastego wieku pogląd za przejaw naiwnegooptymizmu dziecka.Pete Freid mimo swych zdolności manualnych i inżynieryjnegogeniuszu, był chodzącym anachronizmem.Patrzył na świat jak bystry siedmioklasista.— Problem w tym, że nie masz rodziny — odezwał się Pete pogarszając jeszcze spra-wę.Żuł w ustach cygaro.— Ja mam dzieci i wiem, ile to znaczy dla człowieka.— Pewnie — odparł Lars.— Nie mówiłem tego poważnie.— Mówiłeś.Ale wcale nie masz racji.Wiem, co mnie gryzie.Spójrz.Lars dotknął szuflady zamkniętej na szyfrowany zamek.Rozpozna wszy linie papi-larne jego palców, szuflada natychmiast się wysunęła jak szuflada w kasie.Lars wyjąłz niej swoje nowe szkice, które przyjechał zobaczyć Pete.Podał je inżynierowi.W takiejchwili zawsze miał silne poczucie winy.Piekły go uszy.Nie był w stanie patrzeć Pete’owiprosto w oczy.Zaczął grzebać w terminarzu, żeby zająć myśli czymś innym.— Są rewelacyjne — powiedział Pete.Na każdym szkicu pod pieczęcią z numerem i podpisem urzędnika z NZ-Z Narbez-u starannie postawił swoje inicjały.— Wrócisz do San Francisco — powiedział Lars — i sklecisz model wielocośtam,potem zaczniesz pracować nad właściwym prototypem.— Nie ja, tylko moi chłopcy — poprawił go Pete.— Powiem im tylko, co mają robić.Myślisz, że sam się w tym grzebię? W takich wielocośtam?— Cholera, Pete, jak to długo może się jeszcze ciągnąć?— W nieskończoność — odparł bez namysłu Freid z naiwnym optymizmem siód-moklasisty, lecz w jego głosie czuło się gorycz i rezygnację.— Dziś rano — powiedział Lars — zanim wszedłem do biura, dopadł mnie jedenz reporterów telewizyjnych z „Radosnego Włóczęgi”.Oni wierzą.Naprawdę wierzą.— No to niech sobie wierzą.— Pete gwałtownie machnął tanim cygarem.— Nic nierozumiesz? Nawet gdybyś spojrzał temu reporterowi prosto w oczy albo raczej prostow kamery, że się tak wyrażę, i powiedziałbyś jasno i wyraźnie coś w rodzaju: „Myślicie,że robię broń? Sądzicie, że t o właśnie przynoszę z hiperprzestrzeni, z tego nadnatural-nego głupawego świata?” nikt by ci nie uwierzył.— Ale ich trzeba chronić — powiedział Lars.— Przed czym?— Przed wszystkim.To nasz obowiązek.A oni myślą, że to właśnie robimy.— Broń nie jest żadną ochroną — rzekł po chwili Pete.— Już nie, od czasu.samwiesz.Od 1945.Gdy rozwalili tamto miasto Japońcom.— Ale prosapy myślą, że jest.Bo to w zasadzie jest jakaś ochrona.— I w zasadzie o tym właśnie się ich zapewnia.— Mam tego dość — powiedział Lars.— Żyję w świecie złudzeń.Szkoda, że nie uro-24dziłem się prosapem.Bez moich zdolności byłbym jednym z nich i nie wiedziałbymtego wszystkiego, co wiem dzisiaj.Należałbym do fanów Radosnego Włóczęgi, którzyprzyjmują za dobrą monetę to, co im się mówi i we wszystko wierzą, bo widzieli to nawielkim ekranie w stereo i w kolorze, jak żywe.A tak jestem nie wiadomo kim, niby ko-giem, ale.Wszystko gra gdy wpadam w stan śpiączki, w ten cholerny trans; wtedy o ni-czym nie myślę, nie słyszę szyderczego głosu w moim wnętrzu.— Jakiego szyderczego głosu? O co ci chodzi? — Pete rzucił mu zaniepokojone spoj-rzenie.— A ty nie słyszysz w sobie takiego szyderczego głosu? — spytał zaskoczony Lars.— W żadnym razie! Za to głos w moim wnętrzu mówi mi: Jesteś wart dwa razy wię-cej poskredów niż ci płacą.Tak mówi głos w moim wnętrzu i ma rację.Wkrótce zamie-rzam porozmawiać z Jackiem Lanfermanem o podwyżce.Oczy Pete’a zabłysły udanym gniewem.— Myślałem, że czujesz się tak jak ja — powiedział Lars.Doszedł teraz do wniosku, że zakładał, iż wszyscy, nawet generał George McFarlaneNitz, mają taką jak on postawę wobec tego, czym się zajmują, że wstyd i poczucie winynie pozwalają im spojrzeć w oczy innym.— Wyskoczmy za róg napić się kawy — zaproponował Pete.— Istotnie, powinniśmy zrobić przerwę.245.Lars wiedział, że kawiarnia jako instytucja ma za sobą długą i bogatą historię.Wynalazek, jakim była kawiarnia, wymiótł pajęczyny z umysłów angielskiej inteligen-cji za czasów Samuela Johnsona i wytępił ciemnotę odziedziczoną w spadku po siedem-nastowiecznych pubach.Zdradliwe stout, sack czy ale nie sprzyjały mądrości, żywości umysłu, pisaniu poezji, czy choćby wyznawaniu sensownych poglądów politycznych.Przyczyniły się natomiast do powstania silnej wzajemnej niechęci, która przerodziła sięw religijną bigoterię.Ta zaś wraz z ospą zdziesiątkowała naród angielski.Kawa odwróciła ten trend.W historii nastąpił decydujący zwrot.a wszystko toz powodu kilku zmarzniętych ziarenek, które znaleźli pośród śniegu obrońcy Wiedniapo wycofaniu się Turków.Przy stoliku siedziała z filiżanką w dłoni mała, ładniutka panna Bedouin.Zgodniez modą wyeksponowała piersi zakończone srebrnymi stożkami.— Panie Lars! — zawołała na jego widok.— Niech pan siądzie przy mnie!— Dobrze — odparł Lars, po czym on i Pete usiedli przy stoliku panny Bedouin.Przyglądając się uważnie dziewczynie Pete oparł na stole owłosione łapska i splótłpalce.— Hej — zwrócił się do niej — jak to możliwe, że jeszcze nie wysadziłaś z siodła tejdziewczyny, która prowadzi jego biuro w Paryżu, tej Maren Jakiejśtam?— Panie Freid — zaoponowała panna Bedouin — nie traktuję nikogo jako obiektuzainteresowania seksualnego.Pete uśmiechnął się szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates