[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To były jego znaki rozpoznawcze, chętnie wyśmiewane i wyolbrzymiane przez karykaturzystów politycznych.Bo Alan Mercier nie był drobnym kupcem.Był pierwszym doradcą prezydenta do spraw bezpieczeństwa państwa.Świeżo mianowany na to stanowisko – bo i prezydent był świeżo wybrany – wciąż jeszcze mało znany był opinii publicznej.Miał jednak za sobą efektowną karierę uniwersytecką; w środowisku akademickim słynął z niezwykłego daru przewidywania biegu wydarzeń międzynarodowych.Kiedy zwrócił na niego uwagę nowy prezydent, był dyrektorem Komitetu Zapobiegania Kryzysom Światowym.Mercier poprawił na nosie okulary a la Ben Franklin i sięgnął po leżącą obok czarną walizeczkę; położył ją na kolanach i otworzył pokrywę.Wnętrze pokrywy wypełniał ekran, w dolnej części walizki mieściła się klawiatura, zwieńczona dwoma rzędami kolorowych światełek.Wystukał kombinację cyfr i czekał, aż wysłany przez satelitę sygnał uruchomi komputer stojący w jego gabinecie w Białym Domu.Po chwili komputer zaczął przekazywać informacje, zarejestrowane' ostatnio przez asystentów Merciera.Informacje wędrowały drogą radiową w postaci zaszyfrowanej; bateryjny mikroprocesor leżący na kolanach Merciera dekodował je; w ciągu milisekund i wyświetlał tekst na ekranie małymi, zielonymi literkami.Najpierw pojawiła się tam bieżąca poczta, potem notatki służbowe personelu Agencji Bezpieczeństwa Państwowego, wreszcie rutynowe raporty dzienne z różnych agend rządowych, przede wszystkim z Dowództwa Połączonych Sztabów i z Centralnej Agencji Wywiadowczej.Mercier szybko zapamiętywał jedną informacje po drugiej, po czym usuwał je z pamięci laptopa.Dwie notatki pozostały na ekranie.Kiedy samochód wjeżdżał w zachodnią bramę Białego Domu, Mercier wciąż jeszcze ślęczał nad nimi, wyraźnie zaintrygowany.W końcu westchnął ciężko, nacisnął wyłącznik i zamknął walizeczkę.Zaledwie dotarł do swego gabinetu i zasiadł za biurkiem, sięgnął po słuchawkę i połączył się z Departamentem Energii.Już w połowie pierwszego sygnału odezwał się jakiś męski głos.–Biuro doktora Kleina.–Mówi Alan Mercier.Czy jest już Roń?Po krótkiej pauzie w słuchawce zabrzmiał głos Ronalda Kleina, ministra energii.–Cześć, Alan.Czym mogę służyć?–Czy miałbyś dzisiaj dla mnie parę minut?–Prawdę mówiąc, jestem bardzo zajęty…–To poważna sprawa, Roń.Znajdź dla mnie jakąś chwilę.Klein nie lubił takiej presji, ale z tonu Merciera wywnioskował, że doradca prezydenta nie da się dzisiaj spławić.Przykrył dłonią mikrofon i przez chwilę naradzał się ze swoim sekretarzem.Potem znowu się odezwał:–Między drugą a wpół do trzeciej, pasuje ci?–Świetnie – odparł Mercier.– Mam roboczy obiad w Pentagonie, to wpadnę do ciebie wracając.Do zobaczenia…–Poczekaj, powiedziałeś, że to poważna sprawa.–Nazwijmy to inaczej.– Mercier zrobił pauzę dla lepszego efektu.– To coś, co na pewno popsuje dziś humor prezydentowi.Tobie też.W Owalnym Gabinecie prezydent Stanów Zjednoczonych rozparł się wygodnie w fotelu i przymknął oczy.Jego umysł musiał przez minutę lub dwie odpocząć od stresu wywołanego intensywną pracą.Ulotnie, jak na człowieka, który dopiero parę tygodni temu objął najwyższy urząd w państwie, wyglądał na bardzo zmęczonego i przepracowanego.Po długiej i wyczerpującej kampanii wyborczej ciągle nic mógł dojść do siebie.Prezydent nie odznaczał się aktorską urodą.Był niewysoki, włosy miał przerzedzone i przyprószone siwizną, a na twarzy, niegdyś wesołej i uśmiechniętej, malowała się teraz niemal wyłącznie ponura powaga.Kiedy w weneckie okna gabinetu niespodziewanie zabębnił mar-y.nący deszcz, otworzył oczy.Na zewnątrz, na Pennsylvania Avenue, samochody i ludzie poruszali się po śliskich nawierzchniach jak na zwolnionym filmie.Prezydent zatęsknił nagle do rodzinnego stanu New Mexico, gdzie klimat był o wiele życzliwszy dla istot ludzkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates