[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przebicie nastąpiło jednocześnie w kilkunastu miejscach.Do wnętrza wlała się plazma, przetaczając się po złożonych, delikatnych systemach niczym płomień lampy lutowniczej po kryształkach śniegu.Okrutny los nie oszczędził tego dnia "Beezlinga".Jeden ze strumieni plazmy trafił w zbiornik z deuterem, stopił piankę izolacyjną i tytanową powłokę.Ciecz kriogeniczna, poddana działaniu wysokiego ciśnienia, przeszła do swego naturalnego stanu gazowego, rozrywając zbiornik i rozrzucając na wszystkie strony odłamki.Ośmiometrowy fragment kadłuba odgiął się na zewnątrz, a pomiędzy zdartymi krzemowymi strzępami trysnął ku gwiazdom wulkaniczny gejzer deuteru.Eksplozje os bojowych nadal zalewały najbliższą przestrzeń powodzią światła i cząstek elementarnych.Niczym ranny ptak, "Beezling" kręcił się bezwładnie z dziurawym kadłubem i uszkodzonym napędem w samym centrum coraz szerszego obłoku zniszczeń.Dowódcy trzech atakujących czarnych jastrzębi obserwowali, jak ostatnia gromada os bojowych "Beezlinga" obiera kurs na ich okręty i przecina przestrzeń w akcie zemsty.Tysiące kilometrów dalej ich towarzysz zaliczył decydujące trafienie, unieruchamiając"Chengho".A tymczasem osy "Beezlinga" pokonały już połowę dystansu dzielącego je od celu.Komórki modelowania energii wywarły ogromny nacisk na strukturę przestrzeni i czarne jastrzębie wśliznęły się w otwarte tunele, domykając za sobą wloty.Osy bojowe "Beezlinga" zgubiły ślad swoich niedoszłych ofiar; procesory sterujące skanowały przestrzeń w coraz większym promieniu, na próżno starając się odnaleźć zaginione sygnały.Myśliwce bezpilotowe mknęły więc dalej i dalej, pozostawiając za sobą unieruchomiony okręt wojenny.Powrót do rzeczywistości nie był aż taki przyjemny, nawet jeśli oznaczał, że doktor Alkad Mzu ciągle żyła.Ból lewej nogi przyprawiał o mdłości.Pamiętała trzask pękającej kości, gdy staw kolanowy wreszcie nie wytrzymał.Potem nastąpiły gwałtowne zmiany sił bezwładności, równie męczące co wymyślne tortury zadawane przez kata.Neuronowy nanosystem w znacznej mierze uśmierzył ból, lecz ostatnie wstrząsy "Beezlinga" sprawiły, że wokół niej zamknęła się błogosławiona pustka.Matko Boska, jakim cudem udało się nam przetrwać?A przecież była świadoma tego, że jeśli misja zakończy się fiaskiem, to śmierć się o nią upomni.Dzięki pracy na garissańskim uniwersytecie wiedziała, jak wielkie energie wchodzą w grę podczas wykonywanego przez statek skoku ZTT i z czym wiązałaby się jakakolwiek niestabilność w węzłach modelujących.Doświadczona załoga nie wydawała się tym szczególnie przejmować.albo też potrafiła lepiej skrywać swe uczucia.Wiedziała również, że jest raczej mało prawdopodobne, aby zostali przechwyceni przez okręt omutańskiej floty, kiedy już "Beezling" wynurzy się przy docelowej gwieździe.Jednakże nawet to nie byłoby aż takie złe: gdyby osa bojowa przedarła się przez pole obronne "Beezlinga", koniec nastąpiłby błyskawicznie.Liczyła się nawet z ewentualnością, że "Alchemik" ulegnie awarii.Ale coś takiego? Osaczona w bezkresnej pustce, nie przygotowana fizycznie ani psychicznie, by jednak o włos uniknąć śmierci.Jakżeż Matka Boska mogła pozwolić na taką okropność? Chyba że i ona lękała się "Alchemika".Szczątkowe wykresy wdzierały się z uporem w jej skołatane myśli.Odcinki wektorów schodziły się w odległości trzydziestu siedmiu tysięcy kilometrów w punkcie o współrzędnych zakładanego skoku.Omuta była maleńką, trudną do zauważenia gwiazdką, dokładnie w jednej linii z punktem skoku.Jeszcze dwa takie przemieszczenia i dotarliby do obłoku Oorta miejscowego układu -- sfery wypełnionej chmurami pyłu lodowego i jądrami drzemiących komet, która wyznacza granicę oddziaływania pola grawitacyjnego słońca.Zbliżali się z kierunku galaktycznej północy, daleko od płaszczyzny ekliptyki, aby uniknąć zdemaskowania.Pomagała zaplanować tę misję.Wygłaszała swoje uwagi w sali pełnej wysokich rangą oficerów, którzy wyraźnie okazywali zdenerwowanie w jej towarzystwie.Ten syndrom dotykał coraz szersze grono ludzi w tajnej bazie wojskowej, w miarę jak postępowały jej prace.Alkad dała Konfederacji całkiem nowy powód do strachu -- coś, co pod względem siły rażenia dystansowało nawet antymaterię: pogromcę gwiazd.Świadomość tego w równym stopniu przygnębiała, co przerażała.Musiała pogodzić się z myślą, że po wojnie miliardy mieszkańców planet będą zerkać w gwiazdy w oczekiwaniu na moment, kiedy migoczące światełko zwane Omutą zgaśnie na nocnym niebie.Przypominając sobie jej imię -- imię osoby przeklętej na wieki.Wszystko dlatego, że w swej głupocie nie przywiązywałam wagi do błędów popełnianych w przeszłości.Podobnie jak ci wszyscy naiwni marzyciele na przestrzeni dziejów zamotani w swe kuszące, zgrabne równania, których prostota, wyodrębniona z chaosu elegancja, nie daje wyobrażenia o perfidnych, krwawych zastosowaniach, będących ich końcowym urzeczywistnieniem.Jakbyśmy nie mieli dość broni.Nic jednak nie zmieni ludzkiej natury, zawsze chcemy wybić się ponad innych, powiększyć trwogę o kolejny stopień.Tylko po co?Trzysta osiemdziesiąt siedem dorad: ogromnych asteroid o wnętrzach wypełnionych niemal czystym metalem.Krążyły wokół czerwonego karła dwadzieścia lat świetlnych od Garissy i dwadzieścia dziewięć od Omuty.Statki zwiadowcze z obydwu zamieszkanych układów natknęły się na nie prawie równocześnie.Nikt nigdy się nie dowie, kto rzeczywiście był pierwszy.Oba rządy uznały je za swoją własność: bogactwo nagromadzone w samotnych bryłach metalu stanowiłoby nie lada gratkę dla planety, której przedsiębiorstwa dałyby sobie radę z urobkiem tak wielkiej ilości rudy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates