[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak to wygląda.Pirat patrzył na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.- Wiesz, o co mi chodzi.Nie spodziewałem się, że będzie ich dwoje.Gruby B próbował sprawiać wrażenie, jak gdyby w zawartości koperty nie było niczego, co wymagałoby wyjaśnień.- Posłuchaj - powiedział spokojnie.- Ta Kirsten jest małym, słodkim dziewczątkiem dyndającym na końcu bardzo krótkiej liny, rozumiesz? Jej posunięcia łatwo jest śledzić.Obserwuj ją, a doprowadzi cię do Amerykanina.- Na czym polega ich związek?- Nasi pracodawcy nie powiedzieli, a ja nie pytałem.- Czy to Singapurka?Właściciel baru zwlekał chwilę z odpowiedzią, wsłuchując się w piskliwy głos chińskiej wokalistki, przebijający się przez donośny rytm disco, który dudnił w głośnikach.Zazwyczaj odpowiadała mu głośna muzyka i to żenujące łączenie tradycji z wpływami Zachodu, teraz jednak natrętne zawodzenie instrumentów elektronicznych zaczynało mu działać na nerwy, a falset rapującej piosenkarki rozdzierał bębenki niczym stalowe kolce.Pozostawała nadzieja, że dalej sprawa potoczy się bardziej gładko niż ta rozmowa.Wziął głęboki wdech, wypuścił powietrze i pokiwał głową, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.- Niech ci się nie wydaje, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż w rzeczywistości.To w końcu nie jest żaden wielki ani trudny kontrakt - powiedział do Ibanina.- Gówno prawda.Myślisz, że jestem głupi? Amerykanin, który nie prowadzi w tym kraju żadnych interesów i nagle znika, to jedna sprawa, ale ktoś miejscowy? I to w dodatku kobieta? Kpisz sobie ze mnie?! Jeśli tylko coś pójdzie nie tak, od razu nas złapią.I raczej nie skończy się na sześciu uderzeniach rotanem.Gruby B zachichotał.- W Singapurze facet o moich przyzwyczajeniach i trybie życia podlega takiej karze za to tylko, że wstanie rano z łóżka.Można powiedzieć, że korzenie naszego systemu sprawiedliwości tkwią bezpośrednio w chrześcijańskim pojęciu grzechu pierworodnego.Xiang spojrzał na niego badawczo ciemnymi, pustymi oczyma, ale nic nie powiedział.Gruby B pomyślał, że ta odrobina humoru udobruchała wreszcie Ibanina.Sam jednak już się nie uśmiechał, gdyż jego nastrój zmienił się gwałtownie w ciągu ostatnich kilku sekund.Oczywiście w związku z tą sprawą nie groziły mu żadne straty finansowe, jednak nie podobała mu się rola pośrednika między bandytą a ich wspólnymi mocodawcami.Poza tym takie rozmowy nie były jego ulubionym zajęciem; przed spotkaniem miał nadzieję - raczej naiwną, jak się okazało - że pirat po prostu zabierze kopertę i szybko sobie pójdzie.- O co właściwie chodzi? - zapytał.- Jeśli uda ci się schwytać ich oboje żywych, to doskonale.Pamiętaj jednak, że dla naszych pracodawców prawdziwą wartość ma tylko Black-burn.Twoje wielkie zainteresowanie kobietą powinno ograniczyć się do tego, by się upewnić, że nie pozostanie przy życiu, a więc nie będzie świadkiem.- Jeśli to takie proste, to dlaczego nie mogą się tym zająć twoi ludzie? Chodzili za nią.Robili jej zdjęcia.Mogli pociągnąć to dalej.- Każdy z nas jest w inny sposób użyteczny dla sprawy.Widzisz, to jest kraj, w którym żyję.Jestem tu już od dawna.Ty pojawiłeś się tylko na krótko i niedługo stąd znikniesz, lah.- Gruby B raz jeszcze wzruszył ramionami.- Nie traćmy więcej czasu na tę jałową dyskusję.W końcu obaj już się w to zaangażowaliśmy, zgadza się?Xiang milczał, a Gruby B patrzył ponad jego ramieniem na drzwi.Czekał, aż pirat wreszcie podejmie decyzję.Niepokoił się, czy zlecenie zostanie przyjęte.Jak długo jeszcze będzie musiał znosić towarzystwo tego brutalnego prymitywa? Cały ten przykry epizod przyprawił go o ból głowy.Poczekał jeszcze chwilę, przyglądając się dwóm ponurym mężczyznom, którzy weszli do środka, a potem skierowali się do baru.- W porządku - powiedział wreszcie pirat.- Ale resztę pieniędzy chcę dostać natychmiast po wykonaniu zlecenia.Lepiej tego dopilnuj.Gruby B popatrzył na niego i powiedział złośliwie, kiwając głową:- Oczywiście.Będzie mi bardzo miło.Dwaj mężczyźni mierzyli się jeszcze chwilę wzrokiem, nie zamieniając ani słowa.Wreszcie Xiang wsunął kopertę z fotografiami do wewnętrznej kieszeni drelichowej kurtki, odsunął krzesło i wstał.Ruszył zdecydowanym krokiem do wyjścia i nie zatrzymując się, opuścił lokal.Dwaj jego kompani w milczeniu podążyli za nim.Gruby B westchnął cicho i jeszcze przez dłuższy czas wpatrywał się w wahadłowe drzwi, za którymi zniknęli piraci.Blackburn natknął się na tę marionetkę na bazarze - było to już jakiś czas temu, podczas diwali, hinduskiego święta światła.Chcąc odpocząć po wyczerpującej pracy w naziemnej stacji łączności satelitarnej, wziął kilka dni urlopu i pojechał na wybrzeże.Pragnął nacieszyć oczy widokiem frenetycznych obchodów święta, znaleźć się wśród ulicznych tancerzy, muzyków i sztukmistrzów, spróbować znakomitego curry i satay, przyjrzeć się kunsztowi złodziei i wreszcie powłóczyć się po prostu między krzykliwymi transparentami, wśród barwnych dekoracji z kwiatów, w deszczu kolorowego, rzucanego ze wszystkich stron ryżu i niezliczonych świeczek, lampek oraz lampionów, które rozjaśniają każde drzwi i okno.W wyszukanym turbanie ze sterczącym prosto pawim piórem, bordowej koszuli przetykanej lśniącymi złotymi nitkami tworzącymi pionowe pasy i ze stalowymi bransoletami na kościstym nadgarstku handlarz, który sprzedał Blackburnowi marionetkę, wyglądał jak sułtan, który niespodziewanie znalazł się na rogu ulicy w swoim odświętnym stroju.Jednak jego szeroki, uduchowiony uśmiech odsłaniał czarne zęby i zaczerwienione dziąsła będące oczywistym dowodem notorycznego żucia betelu - narkotycznej używki o delikatnie odurzających składnikach.Prawdopodobnie właśnie betel sprawił, że mężczyzna wyglądał na dziesięć lat starszego niż był w rzeczywistości.Blackburn przypomniał sobie mocny zapach egzotycznych przypraw, którym zionął oddech sprzedawcy, gdy podszedł doń blisko, by przyjrzeć się dwuwymiarowym marionetkom ze skóry, którymi tamten kołysał wysoko na cienkich pręcikach.Zapamiętał ich żywe barwy, które przyciągały wzrok i wspaniale prezentowały się w oślepiającym południowym słońcu, zapamiętał wszystkie śliczne szczegóły ich wykonanych ręcznie twarzy.Najbardziej jednak uderzyła go wtedy maestria wykonania marionetki spoczywającej w lewej ręce handlarza.Właściwie natychmiast postanowił ją wówczas kupić, a teraz wisiała nad nim na ścianie jego biura - dziwna animistyczna figura pół słonia, pół człowieka.- Pięćdziesiąt ringgitów, dwadzieścia pięć amerykańskich dolarów! - krzyczał mężczyzna, poruszając marionetką nad głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates