[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przykładny mile, dziwacznie niesprzeczny,Ojciec Hijacynt był święty i grzeczny.Ani on wiedział co drukiem podano,Pożyteczniejsze bawiły go dzieła;Gdy już wieść doszła, co wydrukowano,Ani go wtenczas ciekawość ujęła;Przeczytał wreszcie, co o nim pisano,Lecz się myśl mściwa w sercu nie zawzięła.Ani się rozśmiał, ani się zasmucił,Lecz dwakroć ziewnął i pismo porzucił.Tak orzeł, górnym wybujały lotem,Ledwo poglądać na niziny raczy,A piorunowym nie przelękły grzmotem,Kiedy ptaszęta pod sobą obaczy,Skrzydeł wspaniałych straszy je łoskotemI gdy w ostatniej postrzeże rozpaczy,Rzuca plon podły, a lotnymi pióryPonad obłoki wzbija się i chmury.Nie z orłów rodu był, choć przewielebny,Ojciec Gerwazy od Zielonych Świątek.Lubo Hijacynt dał przykład chwalebny.I do działania szacowny początek.Wzgardził nim ojciec, rady mniej potrzebny,Wzgardził, a rzeczy nowy snując wątekBrał je do serca; a gdy zemstę knował,Z rzeszą się braci ukonfederował.Więc chcąc, by jeszcze większe znaleźć wsparcie,Wzywał na pomoc inne zgromadzenia.Zastał u forty, jakoby na warcie,Pannę Dorotę, co chwałę imieniaStrzegąc, na zemstę czuwała otwarcie:Od najpierwszego za czym pozdrowieniaZamiast potocznych dyskursów zabawyO srogiej burzy wszczął się dyskurs żwawy.Tam się dowiedział w zapalczywej mowie,W srogim wejźrzeniu, udatnym geścieO całej rzeczy dokładnie osnowie,Co powiedano i na wsi, i w mieście,Zgoła, co tylko nowiną się zowie,Co usta wywrzeć zdołały niewieście.Wszystko to było powiedziane rożnie:Żwawo, dokładnie, zwięźle i pobożnie.Usłyszał, jako autor złego dziełaOd bezbożników na to namówiony,Jako go zysków nadzieja ujęła,I nawet o tym został upewniony,Jakie bezbożność ukaranie wzięła:Jak w świętej ziemi nie był pogrzebiony;Jak panna Anna na rozstajnej drodzeWidziała w ogniu jęczącego srodze.Szczęściem kur zapiał."Niechże sobie pieje!- Krzyknął Gerwazy - a ja nie mam czasu!"Więc wszedł za fortę, wzmagając nadzieje.Wszedł, a wśród zgiełku, wrzawy i hałasuGdy słyszy, jako Honorat boleje,Ażeby złemu zabieżeć zawczasu,Aby obwieścić, skąd złego przyczyna,Wprzód odkaszlnąwszy, tak mówić zaczyna:"O bracia! choć wy bieli, my kafowi,Nic to jedności serdecznej nie szkodzi:Każdy z nas wdzięczność winien zakonowi,Bo z tego źródła szczęśliwość pochodzi.Łączmy się przeciw nieprzyjacielowi,Z małych złączonych rzecz wielka się rodzi"."Prawda - Honorat rzekł - i ja wiem o tym,To napisano na czerwonym złotym".Więc go zaprasza w izbę zgromadzenia,Gdzie się żarliwi na odsiecz kupili.Pospolitego tam centrum ruszenia,Tam źródło rady, jak będą walczyli.Na powszechnego odgłos zaproszeniaHurmem się zewsząd radni gromadzili.Szedł, tknięty zemstą i punktu honorem,Pan vicesgerent, ksiądz proboszcz z doktorem.PIEŚŃ PIĄTANa wielkie dzieło trzeba się zdobywać.Fraszka pod Troją i bitwy, i rady!Kogoż na pomoc w tej potrzebie wzywać?Do Muz się udać czyli do Pallady?Czy na pegazich skrzydłach podlatywać,A dawnych bajek wskrzeszając przykłady,Kiedy się powieść heroiczna wszczyna,Do snu zachęcać w imię Apollina?Wielkie przykłady do naśladowaniaI drogę widzę przed sobą nieciasną;Chluba nie wabi pióra do pisania,Zabawę kryślę i cudzą, i własną.Czytelnikowi nie bronię ziewania:Chcą spać czytając, niechajże i zasną.Ja, rzecz stosując do miary i wzrostu,Co wiem, co nie wiem, opowiem po prostu.Zeszły się czapki, birety, kaptury,A, co największa, i głowy nie lada.Pan vicesgerent, burzliwej natury,Plantę zemszczenia najpierwszy układa;Więc się nadąwszy rzekł: "Złe koniunktury,Mości panowie! Za czym moja rada:Jąć się sposobów dobrych.To, co myślę,Opowiem krótko i jawnie okryślę.Najprzód ten zdrajca, co z nas się naśmiewał,Niech pozna, żeśmy dobrzy w odpowiedzi.Tym grzeszył, że się zemsty nie spodziewał,Swoja podłością zasłoniony siedzi,Niewart, żeby się człek zacny nań gniewał.Z tym wszystkim niech go karanie uprzedzi:Jeśli plebeius, zbić go bez litości,Jeśli szlachcic, pozwać jegomości!Różne mogą być sprawy, aktoraty,A ja na wszystkich nieźle dopilnuję:Niech no się tylko odezwę zza kraty,Niech wezmę na cel, tak go odmaluję,Takie wynajdę nań prejudykaty,Zgoła, co umiem, co mogę, poczuje.Wprzód za to, że się śmiał z bluźnierstwy ozwać,Z Aryjanismi regestru go pozwać.Mógłby i crimen status być na stoleZa to, że z królem chciał wadzić Węgrzyny,Lecz ja to wyższej władzy oddać wolę.Mnogie są dalej oskarżeń przyczyny:Ojcy lektory niech myślą o szkole,Duchowni niechaj bronią dziesięciny,A nasz ksiądz prałat przez swój wielki rozumWeźmie w opiekę vitrum gloriosum.Co się mnie tycze, wiem ja, co się stanie:Pozna jegomość." Wtem machnął obuchem.Krzyknął Gaudenty: "Dobrze tak, mospanie!To mi to sposób, co śwista nad uchem!Na nic się nie zda pozew i gadanie,Po co to straszyć widzeniem i słuchem!Kto chciał być naszej przyczyną niedoli,Kto nas zaczepił, niech czuje, co boli!"Jak za powstaniem miłego wietrzykaW rozległej puszczy liść wdzięcznie szeleści,Coraz się echo szerzy i pomyka,Coraz słuch szeptem rozkosznym się pieści,Tak w gromadnego liczbie zakonnikaKrzyk Gaudentego hasłem dobrych wieści.Nieukojone mające urazyWzmogli się Rafał, Marek i Gerwazy.Trzy to filary swego zgromadzenia,Trzy to pociechy braci rozrzewnionych.Pierwszy z nich, zwykłe dawszy pozdrowienia,W słowach dobranych, zwięzłych i uczonychOd gór libańskich wszczął asumpt mówienia;Spuścił się potem, a wszystkich, zdziwionych,I duchownego, i świeckiego stanu,Ciągle prowadził do rzeki Jordanu.Dopieroż stamtąd jak się wzbił do góry,Jak zaczął latać, z oczu wszystkich zniknął;Głos tylko słychać, wzrok widzieć ponury,Gest groźny, jakim zadziwiać przywyknął.Wtem, kiedy wspomniał helikońskie córy,Wskroś poruszony vicesgerent krzyknął:"To mi to mówca, co się aż człek zlęknie,Kiedy to raz wraz i górno, i pięknie!"Szła dalsza kolej, a ojcy wielebne,Raźniej młodzieży otoczone gronem,Zdobywały się na rady potrzebne,Każdy za swoim obstawał zakonem,Pełzły, niknęły zamachy haniebne.Wtem seraficznym akcentem i tonem,Okryty laurem kaznodziejskiej pracy,Podniósł grzmotliwy głos ojciec Pankracy:"A pókiż - krzyknął - barbarzyniec w błędzie,Zoil przebrzydły, co się na nas miota,A pókiż szarpać naszą sławę będzie?I bluźnić, zdrajca, subtelnego Szkota?A pókiż w równym szeregu i rzędzieZ nim stawać będą ci, których robotaDo tego zmierza ustawnie, koniecznie,Aby nas zgnębić i osławić wiecznie?A pókiż." Nadto rozpoczął był żwawie,Przeto go kompan strwożony, mniej bacznie,Chcąc ciągnąć za płaszcz, głasnął po rękawie;I chociaż mniemał, że było nieznacznie,Tak zmieszał mówcę, iż oniemiał prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates